❗️29 sierpnia 1943 r. ukraińscy rezuni wyrżnęli całą polską kolonię Jasienówka pow. Włodzimierz Wołyński. Śmierć w męczarniach poniosło co najmniej 137 Polaków. A jeszcze w lipcu Ukraińcy zwołali zebranie Polaków z tej wsi oraz ze wsi Sokołówka i zapewniali, że Polacy mogą spokojnie pracować, nie bać się o swoje życie, bo oni nad ich bezpieczeństwem czuwają.
...............................................
☑️Wspomnienia Leokadii Michaluk z d. Południewska z kolonii Jasionówka:
"Około dwa tygodnie od zabrania Omańskiego, Ukraińcy znowu przyjechali do naszego domu, ale tym razem nie byli już układni i mili, tylko wręcz groźnie i zdecydowanie zażądali od brata, aby wydał im broń, którą ukrywał mówiąc: „Południewski oddaj broń, którą przechowujesz!”. Ale brat się nie przyznał, dlatego przemocą zabrali go ze sobą do lasu Świnarzyńskiego. Razem z nim zabrali jeszcze dwóch Polaków z kolonii Jasionówka: Władysława Buczko lat około 19 i jego stryjecznego brata, także Władysława Buczko lat ok. 20. W lesie przeprowadzili nad nimi śledztwo i nasz brat Feliks przyznał się, że ma ukrytą broń: rosyjską „Finkę”. Ponieważ się przyznał na razie darowali mu życie, ale na jego oczach rozstrzelali obu Buczków, ci bowiem wciąż zapewniali, że broni nie mają. Potem wzięli brata z powrotem na wóz i przywieźli pod nasz rodzinny dom, tak że ich zobaczyliśmy. /.../ W sierpniu 1943 r. ukraińscy nacjonaliści napadli zbrojnie na naszą kolonię Jasionówka i rozpoczęli mordowanie wszystkich, którzy jeszcze pozostali w swoich domach. Ponieważ młodzież nasza niemal cała, zdołała wcześniej zbiec do miasta, w chatach pozostali, już tylko ludzie w średnim i podeszłym wieku. Większość z nich dlatego, że nie chcieli opuszczać swoich rodzinnych domów sądzili, że jako ludzie w podeszłym wieku, to nawet banderowcy, już nie będą się czepiać, niekiedy brakowało też zdrowia i sił, by podołać trudom nocnej ucieczki. Jeszcze inni nie mogli się pogodzić z myślą, o opuszczeniu dorobku całego życia. Właściwie wszyscy oni zginęli tej samej nocy, z pogromu wyratowały się dosłownie jednostki. Na naszej kolonii mieszkała polska rodzina Tomaszewskich, którzy mieszkali w domu polskiej rodziny Kruk, to był drugi dom od nas. Oni wszyscy zostali do końca i nawet nie próbowali się chować. Tej nocy, kiedy bandyci ukraińscy przyszli i do nich, wszyscy pozostawali w domu, napastnicy brutalnie włamali się do środka i pod bronią wyprowadzili obie rodziny na podwórze. Następnie wszystkich postawili pod ścianą domu, w grupie tej była mała dziewczynka Helena Tomaszewska lat około 8. Ona właśnie, cudownie wprost ocalona z rąk bezwzględnych oprawców, została wybrana przez Opatrzność Bożą, być dać świadectwo męczeńskiej drogi społeczności polskiej w okolicach Swojczowa. I gdy wszyscy już zginęli, ona jedna przeżyła, uciekła do miasta, a po wojnie osiadła na Ziemiach Odzyskanych. Po wielu latach spotkałam ją osobiście w Zamościu, przy okazji wyjazdu do Swojczowa na poświęcenie Krzyża, który stanął w miejscu zburzonej w 1943 r. przez Ukraińców świątyni. Opowiadała nam w tych dniach z przejęciem historię swojego życia, wielką tragedię swojej rodziny, mówiła tak: „Ja i moja rodzina zostaliśmy na Jasionówce, aż do końca, do tej tragicznej nocy, kiedy Ukraińcy napadli na naszą kolonię. Ponieważ uprzykrzyło się nam ukrywanie po polach, zbożach i sadach, czuliśmy się zmęczeni niekończącą się tułaczką, dlatego właśnie tej nocy za Bożym zrządzeniem zostaliśmy w domu. Tymczasem nieoczekiwanie do domu przyszli bandziory ukraińskie i nakazali nam wszystkim opuścić dom. Była jeszcze ciemna noc, gdy położyli nas wszystkich twarzą do ziemi, tuż pod oknami naszego domu. Przy mnie zakręcił się mój mały psiak, który przez chwilę był przy mnie, w tym momencie usłyszałam, jak Ukraińcy ładują broń. Nagle mój mały przyjaciel poderwał się i zaczął uciekać w stronę pobliskich krzaków, a ja instynktownie zerwałam się za nim, nawet nie wiedziałam właściwie, co ja robię. I pewnie to właśnie ta siła Boża sprawiła, że nawet kule, które Ukraińcy gęsto sypali za mną, żadna z nich mnie nie trafiła. To także znowu zasługa mojego przyjaciela, którym posłużyła się Boża Opatrzność, szafarka życia, łask i sprawiedliwości. Otóż, gdy uciekałam, psiak plątał mi się pod nogami i siłą rzeczy musiałam kluczyć na lewo i prawo, aby go po prostu biedaka nie rozdeptać. Nic dziwnego więc, że nie mogli mnie trafić, a gdy już bezpieczna oprzytomniałam, zobaczyłam że moje zimowe okrycie, palto które miałam na sobie jest w wielu miejscach dosłownie postrzępione od kul, przy czym ja sama, nawet nie byłam draśnięta. Dziś jak i zawsze jestem przekonana, że to najprawdziwszy cud, że ten koszmar przeżyłam. Niestety z mojej rodziny zginęli wtedy wszyscy, w tym moi rodzice: tatuś, mamusia Józefa, ciocia Rozalia, która była zakonnicą, a na okres wojny przymusowo musiała wrócić do domu, moja kochana babcia i moje rodzeństwo. Ukrywając się w zaroślach spotkałam jeszcze innych Polaków, którzy podobnie jak ja ratowali swoje życie przed rezunami. Dołączyłam do tej grupy i razem pod osłoną nocy dobrnęliśmy do miasta Włodzimierz Wołyński. /.../ Podczas tej rzezi na naszej kolonii Jasionówka zginęła też rodzina Rutkowskich, naszych sąsiadów przez miedzę, w tym Rutkowski lat około 40, jego żona Antonina z d. Potocka lat ok. 35 oraz ich pięcioro może sześcioro dzieci od 1 do 6 lat. Zginął też brat Antoniny Leon Potocki lat około 45 oraz jej rodzona siostra także Rudnicka lat około 50, wraz z córką Teresą lat około 16. Ta właśnie Tereska Rudnicka była moją serdeczną koleżanką, choć najbardziej przyjaźniły się z moją siostrą Reginką. Podczas narastającej rewolty ukraińskiej w naszych stronach, Tereska często ukrywała się razem z nami, nawet po mojej już ucieczce do miasta, one nadal z Reginą ukrywały się razem. W końcu gdy reszta naszych uciekała, zaplanowane było, że Teresa będzie uciekać razem z nimi, jednak nieoczekiwanie została na miejscu i do dziś nie wiemy dlaczego. Po paru dniach do miasta przyszła matka Teresy z kolejną grupą uchodźców, a mojej mamy macochą, którą nazywaliśmy babcią Rudnicką. Dopiero wtedy okazało się, że nawet ona nic nie wie, co się stało z Tereską, jej córką. W tej rozpaczy rozpłakała się i zaraz zawróciła z powrotem na Jasionówkę, aby ją odszukać. Niestety nigdy już do nas nie wróciła, a wszelki ślad po niej zaginął. Jakiś czas potem moi rodzice wspominali, że Ukraińcy zamordowali ją przy drodze, jest to bardzo możliwe ponieważ Rudnicka wracała na Jasionówkę za dnia".
Post Agnieszka Marciniuk
#ToMyjesteśmyPamięcią #PlomienBraterstwa #ПолумяБратерства
#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
#PolishHolokaust