Strony

wtorek, 6 grudnia 2022

❗️7 grudnia 1944 r. we wsi Mateuszówka pow. Buczacz Ukraińcy zamordowali Polaka o imieniu Walerek.

 ❗️7 grudnia 1944 r. we wsi Mateuszówka pow. Buczacz Ukraińcy zamordowali Polaka o imieniu Walerek.



✔️Pani Józefa (na jej prośbę imię zmienione) w 2018 roku miała 89 lat. Nie lubi wspomnień, są zbyt bolesne. Wnuczkowi udało się jednak przekonać ją, by opowiedziała swoją historię. W Mateuszówce mieszkało około stu osób, w większości Polacy. Wychowała się w domu z rodzicami i dwoma braćmi. Mieli gospodarstwo, na którym wszyscy pracowali:


"Byliśmy szczęśliwą, kochającą się rodziną. Choć wioska należała do Polski, żyli w niej też Ukraińcy. I nawet dobrze nam się żyło. Zapraszaliśmy siebie na wigilię, chodziliśmy razem do szkoły, na zabawy. Żeniliśmy się ze sobą... Tak było, dobrze to pamiętam. 


Polacy mieli swój kościół, a Ukraińcy chcieli zrobić sobie cerkiew. Może ze sto metrów od kościoła nawieźli sobie kamieni i wybudowali. Do Mateuszówki przyjechał ukraiński ksiądz. Miałam 14 lat wtedy i jak to dzieciaki, pobiegliśmy zobaczyć, co się dzieje. Ksiądz odprawił mszę, a po niej wykrzyczał: „Niechaj żyje Ukraina! Sława Ukrainie!”. Powiedział też: „Wtenczas będzie nasza Ukraina, gdy kąkol z pszenicy zbierzemy i Lachy wywieziemy”. Rodzice zaczęli szeptać, że coś będzie niedobrze. I dobrze już nie było.


I tak to się zaczęło. Ukraińcy atakowali w nocy. To była grupa nie tylko z Mateuszówki, ale też z innych pobliskich wsi. Wśród nich byli sąsiedzi, którzy wcześniej z polskimi rodzinami jedli kolacje wigilijne. Byli dobrzy i źli. Co niektórzy nam pomagali, a niektórzy mordowali jak zwierzęta.


Ze strachu rodziny zaczęły sypiać poza domem. Najstarszy brat wyjechał do powiatu, do Buczacza. A my braliśmy snopki kukurydzy, ciuchy jakie się dało i szliśmy spać w pole. To trwało od lata do grudnia, jak już była ostra zima. Mama okrywała nas jak kwoka kurczaki, żeby było nam cieplej. Jak się rozwidniało, wracaliśmy do domu, ale nie wchodziliśmy. Najpierw sprawdzaliśmy, czy wisi kłódka, bo banderowcy często włamywali się do domów i mordowali rodziny, które wracały z „nocek”.


Na wsi był wartownik, taki, co pilnował wsi, ktoś w rodzaju policjanta. Był bardzo wysoki, ze dwa metry miał. Przychodził prawie codziennie do taty i do mamy, przyjaźnili się. Ale pewnego dnia, jakiś czas po jego wyjściu od nas, przyszła jego żona i mówi: „Kaźmirz, ty nie widział mojego Walerki?”. Ojciec odpowiedział, że był tu, ale już poszedł. Pod wieczór stryj przybiegł do nas z... ręką i powiedział, że to chyba jest ręka Walerki. Przyniósł ją pies. Potem żona Walerki szukała męża. Myśleliśmy, że bez skutku. Pomyliliśmy się...


8 grudnia 1944 roku zmarł ojciec, zmarł na zapalenie płuc. Prawdopodobnie nabawił się go przez „nocki”. To było chyba dzień albo dwa po czasie, kiedy pies przyniósł rękę Walerki. Nie było już księdza, zwołaliśmy rodzinę i sąsiadów i poszliśmy na cmentarz chować ojca. Kiedy tam doszliśmy, zobaczyliśmy żonę Walerki przy dole wykopanym dla ojca. Strasznie płakała. Mama podeszła do niej i zapytała, dlaczego tak płacze. Spojrzała w dół i znieruchomiała. Podeszliśmy wszyscy. Tam leżało ciało, a właściwie ludzkie mięso, a na wierzchu wyrżnięte gardło. To było przerażające! Ja tego nigdy nie zapomnę. Ten widok był makabryczny! Do dziś śni mi się nocami...


Żona Walerki poprosiła rodzinę o to, żeby ze względu na przyjaźń pochować zmarłych razem. Tak się stało.


Po śmierci ojca zaczęliśmy sypiać u sąsiadów, Ukraińców. Miałam koleżankę ze szkoły, Weronikę. Ona sama zaproponowała, żebyśmy u nich przenocowali. Rodzice się zgodzili. Ale zobaczył to inny sąsiad i powiedział do ojca Wery, że jak będzie nas trzymał, to zamordują też jego rodzinę. Po dwóch nocach ojciec koleżanki nas przeprosił, że się boi i że nie możemy u nich nocować. Znów spaliśmy na dworze. Każda noc była koszmarem, trzęśliśmy się z zimna, byliśmy mocno przeziębieni, na skraju wyczerpania.


Kuzyn mego ojca nie miał dzieci. Żyli z żoną sami, byli bardzo bogaci. Kiedyś wziął konie i poszedł w pole orać, bo mimo tego, co się działo, pracować trzeba było, żeby za zboże, mleko dostać kartki, za które się kupiło jedzenie. Nie było go bardzo długo. Wtedy przyszła sąsiadka do ciotki i powiedziała jej: „Karola, chodź na pole po konie, bo Mikołaja już nie ma”. Ciotka pytała: „Dlaczego nie ma? Co się stało?”. Sąsiadka nie odpowiadała. Wróciły z końmi i wtedy zabrała ciotkę w jedno miejsce. Tam wujek był przywiązany do drzewa. Przywiązali mego wujka i jego ciało pocięli w paski. Pocięli jak świnię! Do mięsa! Do kości! Na żywca...


Jak żył jeszcze ojciec, przyjechał ruski na koniu i mówi do niego: „Chadziaj tu mnie. A u tiebia banderów nie ma?”. Mieli my banderowca parę metrów od nas, ale ojciec się bał powiedzieć i odpowiedział, że nie ma. Ten wyciągnął zdjęcia i pokazał nam małe dzieci, takie do roczku, wszystkie powbijane na sztachety na płocie, ze spuszczonymi główkami i rączkami. Widzę te zdjęcia do dziś... Tak było, przeżyło się wszystko. Ja teraźniejszych czasów tak nie pamiętam, jak to, co przeżyłam.


Brat Roman miał 11 lat. Tata już nie żył. Poszłam z bratem do rodziny prosić o nocleg. To był Ukrainiec, który ożenił się z moją ciotką. Ona do nas powiedziała, że o zgodę musimy pytać jego. Poszłam więc i zapytałam. On stanął, spojrzał mi w oczy i mówi: „Co? Padają strachy na Lachy?!”. W pierwszej chwili mnie zamurowało, przecież to wuja. Ale byłam pyskata i nie wytrzymałam. Odpowiedziałam mu: „Ty, k... twoja mać, jeszcze na Ciebie czas przyjdzie!”. I uciekliśmy. Ależ mnie mama wtedy skrzyczała. Mówiła, że teraz przyjdzie w nocy i nas wybije.


Powiat Buczacz leżał na linii frontu. Jak front się cofał, to wchodzili Niemcy, jak szedł naprzód, byli Rosjanie. Jak przychodzili Rosjanie, to było dobrze. Mogliśmy spać w domu. Byliśmy bezpieczni. Dzięki nim przeżyliśmy. Ruscy obiecali nam, że wyjedziemy z wioski, że mamy iść na stację koło Buczacza i czekać na wagony. Jak już poszliśmy, to czekaliśmy tam około miesiąca. Jak się Ukraińcy dowiedzieli, że tam jesteśmy, wzięli kosy, widły, co się dało i szli do nas, żeby nas wymordować. Nawet kobiety z kosami szły, żeby zabijać. Wtedy nadjechało ruskie wojsko. Tak ich wymordowało, że krew strugami płynęła".

Post Agnieszka Marciniuk 

#Barbarian #UkrainianBarbarian #ToMyjesteśmyPamięcią #PlomienBraterstwa #ПолумяБратерства

#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust