Strony

piątek, 29 czerwca 2018

Niemcy przygotowali dla mieszkańców Warszawy tysiące puszek z trupimi główkami i KLWarschau




Do urzeczywistnienia planu eksterminacji miasta i zmniejszenia liczby jego mieszkańców do 500 tys. konieczne były nie tylko gromadzone w Lagrach tysięczne zasoby ludzi przeznaczonych do stracenia, ale także urządzenia masowej zagłady... Dostarczanych do Lagrów ludzi z łapanek i wielkich "transportów niewiadomych" nie można było zlikwidować środkami konwencjonalnymi tylko przez rozstrzelanie. Było to z kilku powodów niewykonalne. 






W związku z tym Niemcy zainstalowali komory gazowe. Urządzili je jesienią 1942 w zaadaptowanym do tego celu tunelu w ciągu ul. Bema w Warszawie-Zachodniej, razem z pobudowanymi w tym czasie Lagrami usytuowanymi obok tunelu. Według naocznych świadków i biegłych sądowych w dziedzinie mechaniki cieczy i gazów:




Wiecej>>>http://abelikain.blogspot.com/2013/08/kl-warschau-prawdziwa-przyczyna.html?view=classic






"Tunel, wentylatornia z szybami i banie na międzytorzu stanowiły jeden zespół funkcjonalny, mający cechy monstrualnych komór gazowych", w których likwidowano transporty ludzkie kilka razy w każdym tygodniu od jesieni 1942 do sierpnia 1944. Zwłoki zagazowanych ludzi Niemcy przewozili na spalenie do krematoriów znajdujących się w Lagrze na terenie byłego getta, nazywanym "Gęsiówką". Oto niektóre z dowodów na ten temat:
Zawiadomienie o komorach gazowych



Warszawa, dn. 12.XII.1988
Piotr Kijowski dr inż.
specjalista mechaniki
cieczy i gazów
Główna Komisja Badania Zbrodni
Hitlerowskich w Polsce
Instytut Pamięci Narodowej

Zawiadomienie


W ślad za ustnym zawiadomieniem z grudnia 1987 zgłaszam niniejszym zawiadomienie o częściowo zachowanych z czasów okupacji obiektów komór gazowych w tunelach Warszawa-Zachodnia...
Kompleks obiektów jest nonsensowny jeśliby chodziło wyłącznie o wentylację tuneli.
Kompleks obiektów: banie na międzytorzu PKP - wentylatornia - tunele, mógł spełniać i spełniał role komór gazowych, stanowiąc obiekt o ogromnej, niespotykanej gdzie indziej wydajności i stwarzający ponadto możliwości eksperymentowania na skalę przemysłową z użyciem różnych gazów.
Szczegółowe uzasadnienie zawiadomienia w załączeniu.
/-/  Piotr Kijowski dr inż.




Z uwagi na to, że opisane w zawiadomieniu urządzenia techniczne znajdowały się na terenie kolejowo-drogowym, Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zwróciła się pisemnie do gospodarzy tego terenu z prośbą o przekazanie informacji, czy specyficzne urządzenia znajdujące się w wiadukcie i tunelu w Warszawie-Zachodniej są obiektami kolejowymi lub drogowymi służącymi do wentylacji tunelowej. Zarówno Dyrekcja Centralna Okręgowych Kolei Państwowych jak i zawiadowca stacji Warszawa-Zachodnia, a także dyrektor Wojewódzkiej Dyrekcji Dróg Publicznych w licznych pismach skierowanych latem 1988 do IPN wykluczyli możliwość, aby urządzenia te były obiektami kolejowymi czy drogowymi.
Dostęp na torowiska kolejowe, przylegające do terenów obozowych, mieli poza Niemcami pracownicy służb kolejowych. Jednym z nich był świadek Feliks J., inż. mechanik, który w czasie okupacji od 1940 aż do Powstania Warszawskiego pracował w charakterze maszynisty parowozu na stacjach w Warszawie-Wschodniej, Zachodniej i na Pradze. Stąd też miał warunki do szerszych obserwacji własnych, a także pozyskiwania od innych kolejarzy informacji dotyczących usytuowania obozów, ich obiektów oraz losów więźniów. Stwierdził, że Lagry w Warszawie-Zachodniej były częścią Konzentrationslager Warschau. Tereny obozowe rozciągały się po obu stronach tunelu w ciągu ul. Bema, nad którym przebiegały torowiska kolejowe, a wewnątrz którego mieściły się komory gazowe. Świadek, będąc maszynistą prawie codziennie przejeżdżał przez Dworzec Warszawa-Zachodnia. Osobiście widział, jak wielokrotnie pod tunel przyjeżdżał samochód ciężarowy załadowany butlami z gazem, które robotnicy wtaczali do tunelu. Dostarczane butle z gazem były opróżniane w baniach na międzytorzu nad wentylatornią, zbudowanych jednocześnie z Lagrami jesienią 1942. Świadkowi oraz innym kolejarzom było wiadomo, że w butlach znajdował się gaz trujący i że w tunelu Niemcy uśmiercali więźniów obozu. Gazowanie hitlerowcy przeprowadzali nocą, a bardzo wcześnie rano wywożono zwłoki zagazowanych ludzi. 

Świadek Feliks J. widywał wielokrotnie, jak więźniowie wynosili z tunelu pod torami całe stosy zwłok ludzkich i wrzucali je na skrzynie samochodów ciężarowych oznakowanych literami "WH", które odjeżdżały w kierunku Woli. 

Zwłoki nie miały śladu po kulach. Członkowie "Tod-Kommando" ["komando śmierci"], w którym przy konwoju pracowali Polacy, mówili mu, że zwłoki zagazowanych i zmarłych w obozie przewożą na spalenie do krematorium w "Gęsiówce". 

 Za każdym razem przyjeżdżały 2-3 samochody ciężarowe. Wszystko odbywało się pod silną eskortą SS. Inny kolejarz, Antoni W., który w czasie okupacji pracował jako kierownik pociągu gospodarczego, zeznał, że wiadukt i tunel w ciągu ul. Bema zostały wybudowane przed wojną. Na początku okupacji tunel był czynny, a potem, z przyczyn mu nie znanych, Niemcy go zamknęli. Jego uwagę zwracał fakt, że przy zamkniętym tunelu ciągle kręcili się uzbrojeni Niemcy... Pomiędzy ul. Bema, gdzie znajdował się tunel, a ul. Tunelową Niemcy zbudowali obiekt, który przypominał jakby "schron". Tu mieściła się wentylatornia i jeszcze jakieś inne urządzenia. Obok tego "schronu" między torowiskami zbudowano dwie wieże o wysokości ponad 30 m i szerokości u podstawy około 15 m. Na szczytach tych wież stale przebywali strażnicy z karabinami maszynowymi i dlatego świadek się do nich nie zbliżał.

Świadek naoczny Adela K., mieszkanka Warszawy Zachodniej, zeznała:
"W czasie okupacji i przed wojną aż do Powstania zamieszkiwałam w Warszawie przy ul. Szujskiego, w odległości ok. 300 metrów od tunelu. [...] Jesienią 1942 po raz pierwszy zobaczyliśmy samochody niemieckie zakryte. Wyglądały jak wojskowe. Wozy te prowadzili SS-mani w czarnych mundurach. Wtedy kiedy wozy te pojawiły się przy tunelu, to tunel był nieprzejezdny i nieprzechodni dla ludzi. Wozy te wjeżdżały do tunelu od strony ul. Armatniej - Woli, a wyjeżdżały od strony Ochoty. Po przywiezieniu transportu do tunelu słychać było jęki ludzkie. [...] Wwożono do tunelu jednorazowo cztery wozy, czasem mniej, czasem więcej. Jak oni ludzi gazowali w tunelu, to rozchodził się zapach gazu, to czuć go było aż na ulicy Szujskiego, gdzie mieszkałam. Wozy wjeżdżające i wyjeżdżające z tunelu widziałam na własne oczy. Miałam wtedy 21 lat. Takie transporty z ludźmi do tunelu Niemcy wwozili do Powstania Warszawskiego. Po wybuchu Powstania wysiedlono wszystkich mieszkańców naszego budynku na Zieleniak [...]. Po przywiezieniu transportu do tunelu Niemcy nakazywali mieszkańcom zasłonięcie okien. Kto by nie zasłonił, do niego strzelano [...]. Rozkaz zasłonięcia okien przekazywał nam blokowy, który dostawał rozkaz od Niemców. [...] w tunelu przy ul. Bema Niemcy gazowali ludzi, tak jak podałam, od jesieni 1942 do sierpnia 1944 [...] Kiedy niemieckie wozy wjeżdżały z ludźmi do tunelu, to ja z mego domu widywałam te wozy i słyszałam głośne krzyki, jęki i płacze. Słyszałam, bo było ich dużo. Wozy z ludźmi wjeżdżały 3 razy i więcej w tygodniu, 3 do 4 razy w tygodniu. [...] Z reguły [...] późnym wieczorem. Wieczorem echo tych jęków rozchodziło się po okolicy, która była spokojna i cicha i nic nie zagłuszało tych jęków. [...] Tak, jak sobie przypominam, jeden tunel był przejezdny przed 1939, a drugi był szykowany, była rozpoczęta budowa. W tym niewykończonym tunelu Niemcy urządzili kaźnię, w której gazowali ludzi".

Zeznanie świadka Franciszka B., mieszkańca ul. Armatniej:
"[...] Baraki były rozlokowane przy ul. Bema, Armatniej, Ordona i Mszczonowskiej. Więźniowie znikali nocą po kryjomu [...]. Baraki się opróżniały, a potem Niemcy zapełniali je nowymi transportami więźniów".

Zeznanie świadka Stanisława W., ekonomisty, w czasie okupacji pełniącego służbę w wywiadzie i kontrwywiadzie AK:

"Po wybuchu Powstania Warszawskiego dostałem rozkaz od dowódcy zgrupowania «Radosław» [ppłk. Jan Mazurkiewicz "Radosław"] udania się w rejon Dworca Zachodniego i rozeznania sytuacji dyslokacji wojsk niemieckich [...]. Ulokowałem się w jednym z takich opuszczonych domów naprzeciwko wylotu tunelu pod liniami Dworca Zachodniego PKP, w odległości około 500-700 m od tego tunelu i przez lornetkę obserwowałem ruch, jaki był przy tunelu. Było to dokładnie 3 sierpnia rano około godz. 8-9. Przez godzinę czasu mojej obserwacji widziałem, jak SS-mani doprowadzili grupy ludności cywilnej Warszawy [od kilkunastu do kilkudziesięciu osób każda grupa] i dokonywali selekcji, oddzielając kobiety i dzieci od mężczyzn. Po czym kobiety i dzieci pod konwojem niemieckim były odprowadzane w kierunku Dworca PKP Warszawa-Zachodnia [...]. Natomiast mężczyzn wpędzano do tunelu, który od strony Woli był odkopany. [...] z tytułu pełnionej służby w wywiadzie wiadomo mi, że w okresie od 2 do 8 sierpnia 1944 Niemcy wymordowali w tunelu około 4 tys. mężczyzn. Potwierdził to mój podwładny Stanisław Mikulski w dniu 8 sierpnia 1944 w meldunku złożonym dla Komendy Głównej AK. On był wyselekcjonowany do grupy mężczyzn przy tunelu, z której zbiegł, po czym schował się i dalej obserwował, co się w tunelu działo".


Podczas ewakuacji obozu, Niemcy niektóre ważniejsze dokumenty zabrali ze sobą, poczym je w panicznej ucieczce przed nacierającym frontem porzucili. Część z nich została odnaleziona na początku czerwca 1946 we Wrocławiu, w byłych koszarach SS u zbiegu ulic Sudeckiej i Kampinoskiej. Jeden z nich, datowany 1 lipca 1944 w Warszawie, dotyczy komór gazowych...
Gaz trujący do usytuowanego pomiędzy Lagrami tunelu Warszawy-Zachodniej dowożony był z "Gęsiówki".




Wiosną 1946 świadkowie widzieli tam osobiście magazyn, w którym znajdowały się "tysiące puszek z trupimi główkami", takich jakie widzieli w Oświęcimiu. W puszkach tych znajdował się gaz "Zyklon B" - stosowany w komorach gazowych [świadkowie A. J. Dmowski, F. Jedynak].





W świetle powyższych dowodów istnienie i ludobójcze działanie komór gazowych w tunelu przy ul. Bema na terenie Lagrów w Warszawie-Zachodniej jest faktem.


Komory gazowe KL Warschau różniły się od komór gazowych w innych obozach zagłady, w których stłoczone na niewielkiej powierzchni ofiary były uśmiercane przy użyciu gazu Cyklon B, wrzucanego do pomieszczenia komory gazowej przez otwór w niskim stropie. Komory gazowe w tunelu, po doświadczeniach w KL Auschwitz, zbudowane zostały na najwyższym wówczas poziomie wyrachowanej zbrodniczo techniki masowego zabijania. Z uwagi na cel, jaki przez ich działanie chciano osiągnąć - "zredukowanie" liczby mieszkańców Warszawy do 500 tys. osób, urządzone w tunelu komory gazowe były powierzchniowo znacznie większe i mogły pomieścić większą ilość osób jednorazowo, co dawało możliwości zabicia większej liczby ofiar w tym samym czasie. W ten sposób proceder gazowania nie musiał odbywać się codziennie, a jednocześnie zapewniał wykonanie obowiązkowych dziennych kontyngentów traconych ludzi. Sposób zabijania w komorach gazowych w tunelu także usprawniono, stosując zmechanizowane tłoczenie gazu trującego do pomieszczenia z ofiarami, gdzie były one hermetycznie zamknięte. Moc wentylatorów, odpowiadająca mocy silników przedwojennego samolotu komunikacyjnego, zapewniała odprowadzenie drogami wentylacyjnymi zużytego gazu z komór z dużą siłą wysoko do atmosfery - mechanizm nie występujący w zwykłych urządzeniach wentylacyjnych. Eksperci PKP badający te wentylatory w 1988 stwierdzili, że gdyby je włączyć, ruch kolejowy w tunelu byłby niemożliwy...

W takich komorach gazowych, o konstrukcji i właściwościach działania opisanych w ekspertyzie biegłych, w izolowanym od miasta tunelu, sprawcy mieli warunki do zabijania gazem po kilkaset osób jednorazowo. I tu nasuwa się kolejne pytanie: czy istniały również komory gazowe w "Gęsiówce"? W dniu 16 maja 1946 sędzia Halina Wareńko przeprowadzając wizję lokalną Lagru na terenie byłego getta, szczegółowo opisała zastany tam stan:

"[...] cele nie posiadające dalszych wylotów, z małym otworem w ścianie pod sufitem. Na środku celi kupa chloru, w krzakach ogródka rozsypany cyklon, puszki, w których widoczne były kryształki cyklonu wielkości ziaren fasoli"...

Czemu nie przeprowadzono wówczas śledztwa, gdy wszystkie dowody wprost leżały na ziemi? Otóż "Gęsiówka" od 1945 do 1955 była... obozem NKWD, a później UB, w którym więziono byłych AK-owców i wszystkich ludzi uznanych przez komunistów za "wrogi element". Ale "o tym - po tym".


2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń

#PolishHolokaust