Strony

wtorek, 21 sierpnia 2018

Dziś POLIN - dawniej obóz zagłady dla Polaków, KL Warschau


 

Rozmowa z sędzią Marią Trzcińską odpowiedzialną z ramienia byłej Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN za śledztwo w sprawie Konzentrationslager Warschau



Zacznijmy od dobrej wiadomości. Podobno władze Warszawy, które uprzednio próbowały cofnąć dotację na budowę pomnika ofiar Konzentrationslager Warschau, ostatnio ją przywróciły. Jak doszło do całego zamieszania?

- Po przyjęciu przez Sejm w 2001 r. uchwały w sprawie upamiętnienia ofiar KL Warschau pomnikiem Rada Warszawy podjęła współbrzmiącą z tym własną uchwałę, w której postanowiła o budowie pomnika i wyznaczyła jego lokalizację na skwerze im. Alojzego Pawełka przy ulicy Prądzyńskiego. W ślad za tym przyznała w budżecie dotację na pomnik w wysokości pół miliona złotych. W tym miejscu wyrażam Radzie ogromną wdzięczność w imieniu swoim i Komitetu Budowy Pomnika. Po raz pierwszy Rada Warszawy tak przychylnie potraktowała nasze starania.
Przyznana dotacja miała być wykorzystana w 2004 r. Miała ona charakter celowy, imienny, a zatem nie mogła być przesunięta na inny cel.



"Ściana śmierci" w Konzentrationslager Warschau na Kole. Widoczne w niej metalowe pętle służyły do wieszania więźniów. Obiekt istnieje do dziś...
Fot. M. Borawski 


A jednak taką próbę podjęto...

- Próbę odebrania dotacji podjęła administracja urzędu miasta, a konkretnie komórka odpowiedzialna za inwestycje. Wobec przewidywań, że pomnik nie zostanie zbudowany w tym roku - dlaczego, jeszcze powiem - postawiono wniosek, żeby dotację przesunąć na rok 2005 na inne cele. Było to działanie dowolne, ponieważ niewykorzystanych dotacji imiennych się nie cofa, można je tylko przesunąć na następny rok, zachowując ten sam cel. Dowiedziawszy się o tym, Komitet wystosował listy protestacyjne do prezydenta miasta, do przewodniczącego Rady Warszawy, podniósł alarm w prasie... Pożaliliśmy się też przedstawicielom Polonii, którzy postępowanie urzędników ratusza odbierają jako zupełnie niezrozumiałe.
W rezultacie, pod naciskiem opinii publicznej, dotacja została przywrócona.

Wróćmy jednak do pytania, dlaczego zabrano dotację. Wspomniała Pani, że argumentowano, iż budowa pomnika w tym roku nie ruszy. Wyjaśnijmy sobie więc, dlaczego nie ruszy. Przecież 9 października odbyło się wmurowanie aktu erekcyjnego. Dlaczego nie przystąpiono do budowy?

- Działania urzędu miasta dotyczące tego pomnika są dwutorowe.

Co to znaczy?

- Był taki moment, po uchwale Rady Warszawy, że wszystko zdawało się być na dobrej drodze: wstępną dotację określono na pół miliona złotych, budowa pomnika przekazana została Stołecznemu Zarządowi Rozbudowy Miasta, a termin zrealizowania inwestycji, decyzją wiceprezydenta Skrzypka, został wyznaczony na pierwsze półrocze 2005 r.
Nagle, ni stąd, ni zowąd, zaczęło się hamowanie. Były to działania nieoficjalne - wstrzymywano po prostu czynności urzędowe, najwyraźniej zwlekając z wydaniem pozwolenia na budowę. Wykorzystywano przy tym każdy pretekst, np. że brakuje jakiegoś dokumentu, podczas gdy wszystko znajdowało się w zasięgu tychże urzędników. Przecież w kontaktach z takim ciałem jak Społeczny Komitet, który nie ma ani grosza na swą działalność, można wykazać dobrą wolę i załatwić to, co możliwe, w wewnętrznym obiegu urzędu miasta...

Urzędnicza obstrukcja ma zwykle jakąś przyczynę. Kto powinien wydać pozwolenie na budowę?

- Należy to do kompetencji prezydenta miasta stołecznego Warszawy prof. Lecha Kaczyńskiego. Prezydent może scedować decyzję na wiceprezydenta lub na naczelnego architekta miasta stołecznego Warszawy. Ta decyzja nie została jednak dotychczas wydana.
Ponieważ od dwóch lat nie widzieliśmy się z prezydentem, napisaliśmy prośbę o spotkanie w celu omówienia kwestii pozwolenia na budowę. W zastępstwie prezydenta przyjął nas naczelny architekt pan Michał Borowski. Podczas narady z Komitetem oświadczył, że spotyka się z nami tylko na prośbę Kaczyńskiego, bo on się pomnikami ani ich lokalizacją nie zajmuje... I to mówi naczelny architekt Warszawy, który przecież odpowiada za pomniki!

Wysłanie na spotkanie osoby bez pełnomocnictw do podjęcia decyzji może wskazywać, że chodzi o grę na zwłokę...

- Tak było w istocie. Nastąpiło wyraźne zastopowanie procedur. Prezydent powołuje się przy tym na postępowanie toczące się w IPN, natomiast nie chce oprzeć się ani na uchwale Sejmu, w której podano główne ustalenia dotyczące KL Warschau, ani na współbrzmiącej z nią uchwale własnej rady...

Czy jest to kwestia dążenia do prawdy historycznej, czy też braku woli politycznej?

- W sprawie upamiętnienia ofiar KL Warschau mamy do czynienia z zadziwiającą ambiwalencją decyzji: jedna na tak, druga na nie. W zależności od tego, która opcja zyskuje w danej chwili przewagę - sprawę pomnika udaje się albo pchnąć do przodu, albo zatrzymać.
Uchwała Sejmu przyjęta przez aklamację, a więc pozostająca ponad sporami i oparta wyłącznie na dokumentach zebranych w sprawie nie może być pomijana przy podejmowaniu decyzji. Pozwolę sobie przypomnieć okoliczności jej podjęcia, ponieważ mają one swoją wymowę.
Otóż przed podjęciem uchwały Sejm wystąpił do IPN o przekazanie informacji na temat KL Warschau. Kiedy nadeszły materiały, okazało się, że IPN w przygotowanej informacji pominął ważne dowody wskazujące na funkcjonowanie obozu od października 1942 r., a mianowicie rozkaz Himmlera i protokół norymberski. Pomijając dowody, IPN twierdził, że obóz powstał dopiero w lipcu 1943 r., a nawet próbował zaprzeczać istnieniu w nim komór gazowych. Jakby tego było mało, w informacji dla Sejmu IPN dopuścił się manipulacji dowodowej, wprowadzając "doróbkę" do zeznania świadka, z którego miało jakoby wynikać, że komory gazowe działały jeszcze przed wybudowaniem obozu, że nie były to obiekty obozowe. Takie stwierdzenie podważało związek komór z obozem i wpływało tym samym na wielkość strat w KL Warschau, bo przy użyciu środków konwencjonalnych nie można było zamordować 200 tys. ludzi. W rzeczywistości świadek nic takiego nie zeznał i mogę to udowodnić.

Jako prowadząca śledztwo znała Pani wszystkie zeznania i dopatrzyła się Pani tej manipulacji?

- Tak. I zawiadomiłam o tym Sejm. Izba w sposób oględny wskazała IPN na nieprawidłowości w informacji i wezwała do ich skorygowania. Panowało przekonanie, że IPN skoryguje błąd i wyda stosowne oświadczenie. Tymczasem oświadczenie się nie pojawiło...

Natomiast IPN wznowił śledztwo umorzone poprzednio z powodu śmierci głównych sprawców. Czy teraz toczy się ono sprawnie? Jak Pani to ocenia z punktu widzenia osoby, która jako sędzia Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prowadziła tę sprawę przez ponad 10 lat, natrafiając na rozliczne odgórne przeszkody?

- Przede wszystkim na śledztwie tym odbija się negatywna, destruktywna rola czynnika nadzorczego. Chodzi o to, że skoro obecnie już nie można zaprzeczyć istnieniu obozu, przyjęto kierunek na jego pomniejszanie przez oderwanie od całego kompleksu: lagru na Kole i komór gazowych działających pomiędzy dwoma lagrami w Warszawie Zachodniej. Ilustracją tego jest fakt, że nie przesłuchano dotąd naocznego świadka - kobiety, która przez dwa lata obserwowała wwożenie ludzi do tunelu na zagazowanie. Ona żyje, jest przywołana w mojej książce, znane są jej dane personalne, twarz. To, co widziała, opisała bardzo szczegółowo w protokole przesłuchania przeze mnie. Powtórzyła to samo przed kamerami telewizji TRWAM. Jest to nowy świadek, który zgłosił się do mnie już po umorzeniu postępowania. Przesłuchałam go w ramach prowadzonych przeze mnie badań historycznych, które podjęłam po opublikowaniu, za zezwoleniem ministra sprawiedliwości, dokumentów śledztwa w sprawie KL Warschau. I taki świadek nie zostaje w IPN przesłuchany! To o co tutaj chodzi?
Podobnie było z innym naocznym świadkiem - prof. Janem Moor-Jankowskim, byłym więźniem KL Warschau. Wezwano go na przesłuchanie do IPN dopiero wówczas, gdy zrobiło się o nim głośno, bo udzielił serii wywiadów w gazetach i w Radiu Maryja. Chociaż przybył aż zza Oceanu, nie zaproponowano mu przeprowadzenia wizji lokalnej. To budzi zdziwienie, jeśli zakładamy, że IPN chce dotrzeć do prawdy.
Wygląda więc na to, że IPN nie jest zainteresowany pełnią dowodów. Mając dowody niepełne, można zgłaszać wątpliwości, czy lager na Kole istniał, czy też nie, czy komory gazowe istniały, czy też nie... Moor-Jankowski był więźniem KL Warschau w Forcie Bema na Kole, gdzie lager powstał najwcześniej. Osadzony został tam zimą na przełomie 1942 i 1943 r. On bardzo dokładnie opisuje, jak widział w ręku esesmanów formularze z nadrukiem KL Warschau, gdy wpisywano jego dane. Słyszał też ich rozmowy w języku niemieckim, który bardzo dobrze zna. Po zeznaniach w IPN poszedł zobaczyć miejsce, w którym był więziony. Rozpoznał ścianę śmierci istniejącą do dzisiaj. Jest to ściana za murem w Forcie Bema. Ma ona kilkanaście metrów długości, około ośmiu metrów wysokości, z zamocowanymi metalowymi pętlami, na których wieszano więźniów. Świadek widział to na własne oczy, gdy z celi został wyprowadzony na dziedziniec Fortu Bema.

Aż się prosi o wizję lokalną z udziałem świadka i prokuratora IPN.

- Ależ IPN ma obowiązek ustawowy formalnie to przeprowadzić! Nie może pominąć żadnego dowodu, bo narazi się na zarzut wybiórczego postępowania. Nieprzeprowadzenie wizji lokalnej z udziałem naocznego świadka, więźnia i twierdzenie jednocześnie, jakoby lagru na Kole nie było, podważa ustalenia IPN.

Jak przedstawia się sprawa komór gazowych, których urządzenia pozwolono zdemontować? IPN kwestionuje ekspertyzę na temat ich zbrodniczego przeznaczenia, ale czy poddano je ponownemu badaniu przez ekspertów? Czy ktokolwiek z IPN od tamtej pory zainteresował się zdemontowanymi urządzeniami?

- Elementy urządzeń komór gazowych Stowarzyszenie ma w swojej dyspozycji. IPN się tym nie interesuje, żadnych nowych ekspertyz nie przeprowadził ani też nie opublikował niczego na ten temat. Skoro nie ma nowych dowodów, to nie ma najmniejszych podstaw, by kwestionować dotychczasowe.

Skoro IPN nie przesłuchuje nowych świadków, nie przeprowadza wizji lokalnych, nie zleca nowych ekspertyz, to co w takim razie robi w ramach wznowionego postępowania? Bo, jak podają media, kogoś jednak przesłuchuje.

- Szef warszawskiego oddziału IPN prokurator Karolak poinformował, że przesłuchuje po raz drugi dotychczasowych świadków. A przecież ich zeznania przesłano w połowie lat 90. do prokuratury niemieckiej w Monachium jako oficjalne materiały z polskiego śledztwa! Oni te oficjalne dowody chcą teraz podważyć. Świadek, który zeznawał 30 lat temu, dzisiaj może czegoś nie pamiętać. Wtedy miał 50 lat i w pełni przytomny umysł. Dziś ma 80 lat i często luki w pamięci. I teraz przesłuchanie wygląda tak, że na pytanie: "Czy świadek to pamięta?", pada odpowiedź: "Nie pamiętam". "Ale świadek poprzednio zeznał to do protokołu?" - "Nie pamiętam, czy zeznałem". "Aha, świadek nie pamięta, to znaczy, że nie zeznał".

Czy na taki zabieg pozwala procedura karna?

- Oczywiście można w uzasadnionych przypadkach po raz drugi przesłuchać świadka, ale wartość takiego dowodu podlega ocenie z punktu widzenia kryteriów wieku, liczby lat, jakie minęły od opisywanego wydarzenia. W takiej sytuacji zeznanie pierwsze jest zawsze bardziej miarodajne niż to złożone po 30 latach.

Czy w kontekście tego, co Pani powiedziała, publiczne oświadczenie prokuratora Karolaka, że "świadkowie zmieniają zeznania", można uznać za nieuczciwość?

- To jest wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Świadek po tylu latach może czegoś nie pamiętać lub pamiętać w sposób niepełny, mniej dokładny. To jednak nie daje podstaw, aby generalizować, że świadek zmienił zeznanie.
Wybrałam się osobiście do IPN, by dowiedzieć się, jak przebiega śledztwo. Byli dla mnie bardzo uprzejmi. Otrzymałam do przejrzenia anonimowe kserokopie zeznań, z których wykreślono wszelkie dane. Po zapoznaniu się z nimi mogę powiedzieć jedno: żadne z nich nie kwestionuje podstawowych faktów.
Chcąc przyspieszyć śledztwo i budowę pomnika, zgłosiłam IPN chęć współpracy oraz posiadane przeze mnie nowe dowody. Na moje dwa listy w tej sprawie nie odpowiedzieli.

Pozostaje jednak faktem, że to właśnie na IPN powołują się prezydent Kaczyński i Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, wstrzymując budowę pomnika.

- Prezydent nie może opierać się na ustaleniach IPN, bo te, podane przez IPN w 2002 r., zakwestionował Sejm, obecne zaś są niemiarodajne, ponieważ nie skorzystano z wszystkich dowodów.

Przewlekłość tego postępowania wygląda jak czekanie, aż umrą ostatni żywi świadkowie...

- To bardzo brutalne, ale przecież tak właśnie zrobiono, jeśli chodzi o śledztwo w sprawie pociągnięcia do odpowiedzialności karnej głównych zbrodniarzy z KL Warschau. Pierwsze śledztwo w sprawie KL Warschau wszczęto w 1945 r. i zaraz przerwano. Wznowiono je dopiero po 30 latach, i to niejako z konieczności, ponieważ w tym czasie strona niemiecka wszczęła postępowanie w sprawie KL Warschau i zwróciła się do Polski o pomoc prawną i dostarczenie zebranych dowodów. Po dwóch latach, w 1976 r., znowu śledztwo przerwano. I to się cyklicznie powtarzało, aż kiedy wreszcie w 1994 r. GKBZpNP IPN przesłała zebrane materiały dowodowe do Monachium, prokuratura niemiecka umorzyła śledztwo z powodu śmierci głównych podejrzanych.
Teraz stosuje się podobną taktykę. Nie szuka się dowodów, nie przesłuchuje się świadków, nie robi wizji lokalnych, aż ci świadkowie wymrą, inni zapomną, a jeszcze inni będą zbyt zmęczeni tą sprawą. Zmieni się układ polityczny, który nie będzie zupełnie zainteresowany prawdą, i sprawa zostanie zatarta. Wyczuwa się ogólną dyrektywę polityczną: wyciszyć KL Warschau!

Dlaczego uczczenie ofiar KL Warschau natrafia na tak zacięty opór? Przecież jego funkcjonowania nikt już w świetle dowodów nie może podważyć.

- W grę wchodzą nie dowody i fakty, ale inne motywy, które sprawiają, że od początku ukrywano fakt istnienia KL Warschau.
Są trzy przyczyny zacierania śladów. Pierwsza wynika stąd, iż KL Warschau miał po wojnie kontynuację w postaci obozu NKWD. Śledztwo w sprawie KL Warschau dla dzieci i wnuków oprawców z tamtych lat jest moralnie niewygodne. Po drugie, KL Warschau - obóz zagłady dla Polaków, nie wpisuje się w scenariusz "historii pisanej na nowo", która uznaje wyłącznie martyrologię Żydów. Po trzecie wreszcie, Niemcy, szykując się do objęcia roli przywódczej w Unii Europejskiej, radzi byliby się pozbyć moralnego garbu z II wojny światowej. Zrzuceniem z siebie historycznych win zainteresowane są także inne nacje, które kolaborowały z hitlerowcami - Łotysze, Litwini, Ukraińcy, których oddziały policyjne współpracowały w Warszawie z policją niemiecką i załogą KL Warschau przy urządzaniu łapanek i mordowaniu więźniów.

Władze publiczne w kraju dystansują się od KL Warschau, natomiast sprawą bardzo interesuje się Polonia w Ameryce.

- Za Oceanem jest zupełnie inna atmosfera. KL Warschau jest znany, a Polonia jest za pomnikiem. Na amerykańskich stronach internetowych nasi przyjaciele naliczyli ok. 4 tysięcy wzmianek na ten temat. Projekt pomnika z pięcioma kolumnami, z których każda symbolizuje jeden z pięciu lagrów KL Warschau, bardzo podoba się w Ameryce. A u prezydenta Kaczyńskiego w ratuszu kwestionuje go urzędnik, niejaki pan Gamzyk. Za Oceanem jest inaczej, tam nie ma osób obciążonych bezpośrednio lub pośrednio w tej sprawie...

Ostatnio Rada Dyrektorów Kongresu Polonii Amerykańskiej podjęła rezolucję, w której wezwała prezydenta Warszawy do wybudowania pomnika 200 tysiącom ofiar Konzentrationslager Warschau, dziękując mu równocześnie za dotychczasowe dokonania - zorganizowanie uroczystości 60. rocznicy Powstania Warszawskiego oraz otwarcie Muzeum Armii Krajowej. Polonijny "Nowy Dziennik", który poinformował o tym wydarzeniu, przytoczył opinię prof. Jana Moor-Jankowskiego, iż prezydent Warszawy opóźnia budowę pomnika. W kraju pod apelem mieszkańców Warszawy o wybudowanie pomnika zebraliśmy 43 strony podpisów. Przesłaliśmy je prezydentowi Kaczyńskiemu. I czekamy. Nie zgodzimy się nigdy, aby 200 tys. Polaków wymordowanych przez Niemców w KL Warschau, zostało zapomnianych. Pomnik musi stanąć!

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Goss

Nasz Dziennik 18-12-2004





 Niemiecka mapa obozów koncentracyjnych, jak widać jest ich znacznie więcej niż nam się przedstawia.








 Dowody
      Konzentrationslager Warschau

W październiku 1942 na rozkaz Reichsführera SS Heinricha Himmlera założono w Warszawie Konzentrationslager Warschau, obóz koncentracyjny, który dzięki powojennym zabiegom komunistycznych władz PRL iobecnych działań Instytutu Pamięci Narodowej jest najmniej znanym hitlerowskim obozem zagłady...




W 1973 śledztwo w sprawie zbrodni KL Warschau wszczęła sędzia Maria Trzcińska, która przez 30 lat pracowała w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w Instytucie Pamięci Narodowej.
Wcześniej prowadziła badania dotyczące eksperymentów pseudomedycznych, dokonywanych przez hitlerowskich lekarzy w obozach koncentracyjnych i przesłuchiwała ofiary tych eksperymentów. Następnie prowadziła śledztwo w sprawie egzekucji ulicznych w Warszawie, które naprowadziły ją na ślad Konzentrationslager Warschau...
Ten rozdział oparty jest na obszernych fragmentach książki pani Marii Trzcińskiej: "Obóz zagłady w centrum Warszawy. Konzentrationslager Warschau", Radom, "POLWEN" 2002.




KL Warschau od chwili jego utworzenia został podwójnie podporządkowany: Głównemu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy [Reichssicherheitshauptamt - RSHA, p.o. szefa SS-Obegruppenführer Ernst Kaltenbrunner] i Głównemu Urzędowi Gospodarki i Administracji SS [SS-Wirtschafts- und Verwaltungshauptampt, SS-WVHA, szef SS-Oberguppenführer Oswald Pohl, w gestii tego Urzędu znajdowały się m.in. obozy koncentracyjne].




Podwójne podporządkowanie obozu wynikało z dwojakich funkcji, które miał spełniać:

- funkcje gospodarcze, tj. rozbiórkę zrujnowanej zabudowy byłego getta oraz rozbudowę z odzyskanych materiałów obiektów KL Warschau. W przyszłości na terenie zniwelowanego getta miał powstać duży park dla SS.
- funkcje ludobójcze, tj. zaprogramowane zmniejszenia liczby mieszkańców Warszawy do 500 tys. I to był jego cel główny, o charakterze strategicznym, bo według niemieckich planów ["Plan Pabsta"] Warszawa jako stolica Polski miała być zniesiona.


Do urzeczywistnienia zaplanowanej eksterminacji miasta konieczny był zorganizowany system zagłady. I taki system stworzono. KL Warschau w swej strukturze posiadał pięć Lagrów, był wyposażony w urządzenia masowego zabijania [komory gazowe] i krematoria, a ludobójczy plan wykonywały w nim formacje policyjno-obozowe, w tym także ukraińskie i łotewskie.




Kompleks KL Warschau 1942-1944. Obiekty zagłady:
Koło.
Jeden Lager za ul. Obozową. Od 1939/40 do lata 1942 był obozem jenieckim. Od października 1942 przekształcony w obóz koncentracyjny
I - "obiekt śmierci" w kształcie litery "T" ukryty w głębi lasku.
Warszawa-Zachodnia.
Dwa Lagry
- pomiędzy ul. Armatnią i ul. Bema
- pomiędzy ul. Skalmierzycką i ul. Bema.
Działał od 1942/43 do 8.VIII.1944
II - tunel śmierci z komorami gazowymi u wylotu ul. Bema.
Teren zlikwidowanego getta.
Dwa Lagry: 
- Lager "Gęsiówka" w granicach: Wołyńska, Ostrowska, Gliniana, Zamenhofa wzdłuż Gęsiej, od 19.07.43
- Lager "Bonifraterska" - pl. Muranowski - Muranowska - Bonifraterska - Franciszkańska - Nalewki, od 15.08.43
Działał od lipca 1943 do 5 sierpnia 1944.
III - trzy krematoria w Lagrze "Gęsiówka"
IV - miejsce egzekucji i palenia zwłok na podwórzu więziennym przy ul. Zamenhofa 19.
V - spalarnia zwłok w fabryce pożydowskiej pomiędzy ul. Gęsią i ul. Glinianą.
VI - miejsce egzekucji i palenia zwłok przy ul. Nowolipki 25-31 i ul. Nowolipie 32
VII - miejsce egzekucji i palenia zwłok na dawnym boisku "Skry" między ul. Okopową, Karolkową i Mireckiego.


Lagry KL Warschau rozlokowano w trzech dzielnicach Warszawy:
- na osiedlu Koło, za miejscowym laskiem, stworzono jeden Lager,
- w Warszawie-Zachodniej za Dworcem PKP powstały dwa Lagry,
- na terenie zlikwidowanego getta utworzono dwa Lagry: wzdłuż ul. Gęsiej ["Gęsiówka"] i przy ul. Bonifraterskiej.

Wymienione Lagry rozbudowywano i uruchamiano sukcesywnie, przy czym wszystkie zostały połączone między sobą bezpośrednią obwodnicą kolejową, tworząc zwarty kompleks organizacyjny i funkcjonalny pod jedną Komendą. KL Warschau działał przez dwa lata: od października 1942 - czyli od głównej likwidacji getta - do sierpnia 1944, tj. do Powstania Warszawskiego, kiedy to obóz został ewakuowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust