Strony

czwartek, 7 marca 2019

Esbecy zabili 16-latka, bo ujawnił wstrząsającą prawdę



              W trakcie rozprawy sądowej Emil Barchański ujawnił potworne metody SB. Słysząc te słowa, młoda pani prokurator nie wytrzymała nerwowo i zaczęła wrzeszczeć: - Będziesz siedział pięć lat za fałszywe zeznania!


Paweł Chrząszcz
5. czerwca 1982 roku o godzinie 11 rano, patrolujący Wisłę ormowiec, natrafił na zwłoki młodego mężczyzny. Ofiara miała rozciętą szyję, język wystawał z ust, a na ciele znajdowało się mnóstwo siniaków. Niebawem wszystko było jasne. Znalezionym denatem był Emil Barchański - nastolatek, który wbrew swym oprawcom i całemu systemowi komunistycznemu, zdecydował się w sądzie, w obecności mediów, opowiedzieć o bestialskich przesłuchaniach, jakie zgotowała mu Służba Bezpieczeństwa.

więcej czytaj u źródła >>> https://muzeum.superhistoria.pl/wspomnienia/84558/esbecy-zabili-16-latka-bo-ujawnil-wstrzasajaca-prawde.html




Po tym jak 13. grudnia 1981 roku wprowadzono stan wojenny, Emil Barchański wraz ze swoim kolegą Stefanem Antosiewiczem (ps. Józef), który wówczas był przewodniczącym samorządu uczniowskiego w liceum im. Reja, założyli konspiracyjną organizację Konfederacja Młodzieży Polskiej „Piłsudczycy”. Z biegiem czasu nastolatkowie wciągali do niej znajomych. Celem grupy było organizowanie akcji bezpośrednich. Ich pomysły charakteryzowały się ogromnym ryzykiem. Jeden z nich zakładał obrzucenie koktajlami Mołotowa gmachu Komitetu Centralnego PZPR. Ostatecznie do tego nie doszło. Równie spektakularnym pomysłem, była akcja „Cokół”, której - wedle dzisiejszej wiedzy - plany przedstawił 16-letni wówczas Emil.

Podpalić Dzierżyńskiego

10 lutego 1982, godzina 17:30. Artur Nieszczerzewicz „Prut”, Emil Barchański „Janek”, Marek Marciniak „Lis”, jak i również nieznani z imienia i nazwiska „Kowal” i „Opty”, oraz dwie inne osoby, o których nikt nic nie wie do dziś, ruszyli w kierunku pomnika Feliksa Dzierżyńskiego, który znajdował się na obecnym pl. Bankowym w Warszawie. Na znak rozpoczęcia akcji Nieszczerzewicz założył biało-czerwoną opaskę na rękę i kominiarkę na głowę. Marciniak nagle wyjął spod kurtki słoiki z czerwoną i białą farbą i rzucił je w kierunku cokołu. Po chwili jego koledzy rzucili butelkami z benzyną w kierunku sylwetki „Krwawego Feliksa”. Nieszczerzewicz chwilę po zatrzymaniu autobusu mogącego zagrodzić drogę ucieczki, wyciągnął z kartonowego pudełka po alkoholu koktajl Mołotowa, podpalił i cisnął w stronę pomnika. Dzierżyński zapłonął, a przechodnie oniemieli zatrzymując się i przyglądając się całej sytuacji. Nastolatkowie rozpoczęli ucieczkę.
Nieszczerzewicz z bronią w ręku, przy użyciu której zatrzymał autobus chwilę wcześniej, wpadł na radiowóz milicyjny. Milicjanci byli na tyle zszokowani, że „Prut” zdołał błyskawicznie się oddalić i mimo rozpoczętego pościgu, udało mu się uniknąć schwytania. Reszta drużyny także oddaliła się od miejsca zdarzenia. Jedynym nieszczęśnikiem, który wpadł po akcji był Marek Marciniak. Nastolatek został przygwożdżony do ściany autem, zanim zdołał uciec. Po wielogodzinnym i brutalnym przesłuchaniu „Lis” podał pseudonimy kolegów, którzy brali udział w podpaleniu. Same pseudonimy niewiele dawały bezpiece, ponieważ chłopcy, dla własnego bezpieczeństwa, nie znali swoich imion i nazwisk. Wydawało się, że reszta jest bezpieczna.

Tortury

Sąd Rejonowy dla stołecznego miasta Warszawy; wniosek„Wnoszę o przesłuchanie i zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego zatrzymania wobec nieletniego Emila Barchańskiego, podejrzanego o to, że w miesiącu lutym i marcu 1982 roku w Warszawie, w czasie obowiązującego stanu wojennego, sporządzał w celu rozpowszechniania nielegalne wydawnictwa. W dniu 10 lutego 1982 roku w Warszawie, wspólnie i w porozumieniu z innymi dokonał znieważenia pomnika Feliksa Dzierżyńskiego” - napisał zastępca naczelnika wydziału dochodzeniowo-śledczego komendy stołecznej Milicji Obywatelskiej w Warszawie, major Witosławski.
Okazało się, że ktoś jednak doniósł służbom, iż nastolatek brał udział w podpaleniu pomnika. Pewnego dnia Emil poszedł „na robotę” drukować podziemne książki (m.in. Adama Michnika „Będę krzyczał”) na ul. Targową. Tam właśnie został aresztowany. Funkcjonariusze SB już wiedzieli, że brał udział w akcji na pomnik Dzierżyńskiego.
Do mieszkania, w którym miał pracować, zaprowadzony został przez człowieka przedstawiającego się jako Andrzej. W pomieszczeniu leżały przygotowane wcześniej papier, farba, matryce i wszystko to, co potrzebne jest do druku. - Pracowaliśmy prawie non stop, z krótkimi przerwami na papierosa, jedzenie i sen – pisał w swoich wspomnieniach.- Gdy po śnie przygotowywałem się do roboty usłyszałem potężny, tępy odgłos uderzenia. Upewniwszy się, że ktoś dobija się do drzwi, po sekundzie wahania dostałem się na balkon. Tak jak stałem, zacząłem przeskakiwać z balkonu na balkon. Na którymś z nich przykucnąłem trzęsąc się cały – mniej z zimna, a bardziej ze strachu – kontynuował opis zdarzenia.
Emil na moment wychylił się przez barierkę i został dostrzeżony przez jednego z funkcjonariuszy. - Jest! Mam go! Wracaj, albo zestrzelę jak psa! Wracaj, albo skacz! Jedna sztuczka i jesteś na dole. Wracaj!– usłyszał nastolatek. „Zacząłem wracać” – pisze w pamiętniku. „Rzucili mnie na ścianę, potem tapczan, regał, jakieś twarde podłoże. Zobaczyłem ciężki but na swojej ręce. „On jest twój, to twoja własność. Zrób z nim coś, ale żeby dojechał tam, do nas”. Przyjrzałem się temu człowiekowi, to ten sam, który zauważył mnie na balkonie. Około 25 lat, wysoki, dobrze zbudowany. Miał na sobie ogrodniczki, włosy zaczesane do tyłu, przerzedzona bródka – po prostu człowiek, którego gdybym spotkał wcześniej, uznałbym za jakiegoś hybrydowca. Był to funkcjonariusz SB, podobnie jak pozostali wspominał.
Barchański był sądzony jako nieletni. Sędzia Katarzyńska stwierdziła, że to jest pierwsza sprawa polityczna „takiego gówniarza”. Potwornym biciem i podstępem wymuszono na Emilu, by oskarżył Tomasza Sokolewicza (kolegę z liceum Reja), jakoby to on był mózgiem akcji „Cokół”. 16-latek był torturowany m.in. poprzez wkładanie pewnych części ciała do szuflady i biciem w pięty. „Przy końcu korytarza jakaś wnęka, a w niej drzwi. Pierwszy pokój, w drugim - pod wpływem silnego kopnięcia - osuwam się wzdłuż ściany na podłogę. Przede mną stoi sześciu drabów – każdy pod krawatem. Łapy jak moja twarz, metr osiemdziesiąt wzrostu, bili jak popadło. Każdy z nich chciał uderzyć. Kopali w żołądek. Ciągłe obelgi – obrażali wszystko, co mogło być dla mnie ważne. W śmiechu któryś wpadał w szał i bił aż upadnę. W twarz nie kopali, bo to zostawia ślady. Potem do następnego pokoju. Tu miało się rozpocząć właściwie przesłuchanie. Upadałem często, bili inni, ale za to samo. Za to, że mam szesnaście lat, za to że jestem chudy jak szkapa oświęcimska, że uciekałem i wreszcie za to, że jestem za grzeczny. Bili też za to, że robię bałagan w pokoju, w którym oni pracują, że ściągam dywan – bili bo chcieli” – opisał w pamiętniku wstrząsające tortury podczas przesłuchań.

Kaci bez nazwisk

17. maja odbyła się sprawa w sądzie, w której to Emil miał potwierdzić wcześniejsze zeznania i wskazać Tomasza Sokolewicza, jako organizatora akcji „Cokół”. Rozprawa była otwarta dla wszystkich. Wśród obserwujących pojawili się dziennikarze z Polski i z zagranicy. Sprawa była głośna, więc nie zabrakło również m.in. ludzi z podziemia. Barchański zdecydował się jednak powiedzieć prawdę – jak rzeczywiście było. Przyznał, że podczas przesłuchań był brutalnie bity i wszystko to, co zeznał, wymuszono torturami. Słysząc te słowa, młoda pani prokurator nie wytrzymała nerwowo i zaczęła wrzeszczeć: - Będziesz siedział pięć lat za fałszywe zeznania! W trakcie rozprawy Emil stwierdził, że jest w stanie wskazać swoich oprawców, ponieważ doskonale pamięta ich twarze. Na pytanie pani prokurator: „Czy zna nazwiska?”, odpowiedział: - Ci panowie jak biją, to się nie przedstawiają. Po zakończeniu rozprawy, do matki Emila – Krystyny, podchodzili ludzie z gratulacjami. – Byłam wtedy bardzo dumna i szczęśliwa, że on zrzucił z siebie odium zdrajcy, kogoś kto oskarżył niewinnego chłopaka – stwierdziła.
Od czasu sprawy w sądzie, 16-latka często wzywano na przesłuchania do Pałacu Mostowskich. Nie był już wówczas bity. – Bardzo się pilnował. Zrobiło się koło niego pusto. Nie miał już kolegów, tak jak wcześniej. Był spalony i nie działał w żadnym podziemiu. Skupił się na nauce. Umówiliśmy się z synem, że nie ruszy się z domu, jeśli nie napisze kartki: gdzie jest, z kim poszedł i kiedy wróci – mówiła w rozmowie z Polskim Radiem matka Emila.

Miał wrócić

Tak też zdarzyło się na początku czerwca. Emil zabrał psa i wraz ze swoim sąsiadem Hubertem wybrali się na spacer na Wał Miedzeszyński. Przed wyjściem pozostawił kartkę o treści. „Poszedłem po słońce. Wrócę, kiedy słońce nie będzie mi już potrzebne i zjemy razem obiad”.
Do domu już nie wrócił, zginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Według oficjalnych informacji Emil się utopił. Ta teza z gruntu rzeczy jest błędna, gdyż nastolatek bał się wody i nie pływał - zdrowie mu na to nie pozwalało, ponieważ był astmatykiem. – Nie mógł chodzić na basen, ani do wody, bo dostawał skurczu oskrzeli. Miał dużo alergenów, które go uczulały. Był pod stałą opieką lekarzy alergologów. W takim stanie, miał rzekomo według pana Huberta przechodzić na drugą stronę Wisły wspomina Krystyna Barchańska.
W całym zdarzeniu bardzo intrygująca jest postać sąsiada Huberta, który wielokrotnie zmieniał w tej sprawie wersje zdarzeń.
Notatka służbowa: „W dniu 5. czerwca 1982 roku pełniąc służbę na 500-nym kilometrze, o godzinie 11, zauważyłem płynące Wisłą zwłoki. Podpłynąłem do nich i stwierdziłem, że denatem jest mężczyzna. Ubrany był w krótkie spodenki koloru zgniłej zieleni. Pod spodenkami miał białe kąpielówki, na nogach miał założone sandały koloru brązowego”.
Matce okazano ciało syna dwa dni później w prosektorium. Miał on rozciętą szyję i jadły go robaki. Był cały w siniakach. – Tego nie ma w sekcji zwłok, której zażądałam. Napisano tam, że prawdopodobnie utonął. Na wierzchu miał język – tak podobno się zachowuje duszony człowiek. Szyję miał przeciętą jakby ostrym drutem. Powiedziano mi, że musiał zaczepić o gałąź – wspomina pani Barchańska.
Pół roku po śmierci matka zdecydowała się zrezygnować z dochodzenia i dalszego prowadzenia śledztwa w sprawie syna, ponieważ nie chciała współpracować z ówczesną prokuraturą. Na jednym ze spotkań z Krystyna Barchańską pojawiła się żona Wojciecha Młynarskiego, Adrianna Godlewska. Apelowała, by nie przestawać głośno krzyczeć o tym, co stało się z Emilem. Jeśli sprawa ucichnie – będą kolejne, bestialskie mordy. Mimo iż światowa prasa pisała o śmierci nastolatka, bezpieka nic sobie z tego nie robiła. Rok później zamordowano Grzegorza Przemyka, kolejnym był ks. Jerzy Popiełuszko.
Artykuł powstał w oparciu o źródła:
https://www.polskieradio.pl/7/5201/Artykul/1690047,Wroce-kiedy-slonce-juz-nie-bedzie-mi-potrzebne-Patrycja-Gruszynska – autorka: Patrycja Gruszyńska–Ruman (Noc z reportażem/Jedynka)
http://pamiec.pl/pa/teksty/artykuly/16881,EMIL-BARCHANSKI-OSTATNIA-OFIARA-DZIERZYNSKIEGO.html – autor: dr hab. Patryk Pleskot
Zapraszamy do dzielenia się wspomnieniami ze stanu wojennego. Teksty można przesyłać na adres: muzeumwspomnien@superhistoria.pl 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust