7 grudnia 1939 Akcja T4: Niemcy rozpoczęli mordowanie ok. 1200 pacjentów szpitala psychiatrycznego w Dziekance (od 1951 roku dzielnicy Gniezna).
Program ten nazwano kryptonimem T 4, od adresu placówki kierującej akcją zagłady, mieszczącej się w Berlinie przy Triergartenstrasse 4. Jej celem było stworzenie sześciu ośrodków w Niemczech, które zostały przeznaczone do tego, by przewozić tam chorych psychicznie oraz takie, które uważane są za niewłaściwe w społeczeństwie niemieckim.
Dla dokonywanych zbrodni hitlerowcy używali przewrotnie i bezprawnie określenia eutanazja. Pod tym terminem chcieli ukryć rzeczywiste pobudki i cel swoich działań. Celem tym było wyniszczenie ludzi określanych jako „niezdolnych do współżycia społecznego i wiodących żywot niegodny życia”. Naukowym uzasadnieniem unicestwiania chorych psychicznie były opracowania psychiatry Alfreda Hoche i prawnika Karla Bindinga, którzy w swojej pracy wydanej w 1922r. pt. „Wydanie zniszczeniu istot nie wartych życia”, twierdzili że śmierć takich osób może być uznana przez te osoby i społeczeństwo jako wyzwolenie, a dla państwa oznaczałoby to pozbycie się ciężaru utrzymania osób nie przedstawiających najmniejszej nawet użyteczności.
Tezy te przejął i uwypuklił Adolf Hitler w książce „Mein Kampf”, co stało się podstawą do wprowadzenia ich do programu partii NSDAP. W ten sposób koncepcja zagłady osób nieużytecznych społecznie została rozpowszechniona przez lekarzy SS i innych teoretyków zagłady.
Politykę wyniszczenia poprzedziła zakrojona na szeroką skalę propaganda w postaci referatów, filmów, wykładów dla członków partii oraz dla dzieci w szkołach na temat kosztów utrzymania „bezużytecznych pożeraczy chleba” przez społeczeństwo.
Wywieszano plakaty i różne rysunki satyryczne, w których pokazywano, jak wielkim obciążeniem dla społeczeństwa niemieckiego są chorzy umysłowo. W tym czasie priorytetem nie stało się leczenie, tylko chodziło o to, żeby pozbyć się tych, którzy naruszali to zdrowie narodowe. Uzasadniano to m. in. koncepcją powinności wobec państwa i wobec higieny rasowej, ale także właśnie uzasadniano to czynnikami ekonomicznymi. Niemcy bardzo skrupulatnie obliczali, ile zaoszczędzą zabijając tylu i tylu ludzi, czyli nie wydając pieniędzy nawet na mąkę, sól, mleko. To było wyliczone co do marki.
W lipcu 1939r. odbyła się w kancelarii Rzeszy poufna konferencja, której przedmiotem był program uśmiercania osób psychicznie chorych. W całej III Rzeszy podjęte zostały przygotowania do wykonania tzw. programu eutanazji. U jego podstaw leżały trzy cele:
- wcielenie w życie idei „czystości rasy”,
- dążenie do ograniczenia zbędnych wydatków państwa na ludzi, którzy są niezdolni do pracy i muszą być utrzymywani,
- zwiększenie zaplecza szpitalnego na potrzeby wojny, poprzez usunięcie ze szpitali istot „niegodnych życia”.
Szpital w Dziekance został wybudowany w latach 1891-1894, a pierwsi pacjenci zostali przyjęci w 1897 roku, było ich ok. 600 osób i taka liczba pacjentów utrzymywała się do 1918 roku. Wtedy właśnie „Dziekankę” przejęły władze polskie, a dyrektorem został Aleksander Piotrowski. Piotrowski uczynił z „Dziekanki” jeden z najbardziej postępowych zakładów psychiatrycznych w Polsce, usunięto kraty z okien, zrezygnowano z metod terapeutycznych opartych na przemocy, a wprowadzono terapie poprzez pracę. W efekcie szpital miał nie tylko najmniejsza umieralność w Polsce, ale być może także jedną z najniższych w Europie. Liczba pacjentów w okresie międzywojennym została podwojona.
Po śmierci Piotrowskiego w 1934 roku dyrektorem szpitala został Wiktor Radka ze Śląska, który do września 1939 roku był wierny zasadom wprowadzonym przez swojego poprzednika. Zmienił jednak poglądy wraz z wejściem Niemców do Polski. - Wprowadził nowe zasady nie tylko dla pacjentów, ale także personelu. Duża część personelu polskiego została zwolniona i zastąpiona personelem niemieckim, a pozostałym zakazał posługiwania się językiem polskim. W momencie przejęcia „Dziekanki” przez Niemców – 11 września 1939 roku, znajdowało się tam wtedy 1172 pacjentów, wśród których byli Niemcy, Ukraińcy, Polacy i Żydzi, podzielono ich na narodowości. Najpierw zamordowano Żydów, potem Polaków i Ukraińców, a na koniec zostawiono tylko Niemców, których wywieziono albo uśmiercono trochę później. Oddziały nr 5 i 2 były ostatnimi miejscami pobytu ludzi przed uśmierceniem. W tym Szpitalu Psychiatrycznym uśmiercono także niemieckich pacjentów przywiezionych z Hamburga, Nadrenii, z okolic Berlina.
Dziekanka była także fikcyjnym miejscem chowania pacjentów zamordowanych w innych szpitalach. Byli oni rzekomo chowani na pobliskim szpitalu. Rodzinom upominającym się o informacje o swoich bliskich chorych, wysyłano fikcyjne świadectwa zgonu z wymyślonymi przyczynami śmierci, z rzekomym numerem miejsca na cmentarzu. Posunięto się nawet do tego, że przyjmowano od nich pieniądze za pielęgnowanie grobu. Zachowała się lista chorych rzekomo ewakuowanych do Dziekanki i tu jakoby zmarłych, obejmująca 1506 nazwisk.
Pacjenci ubierani byli w najgorsze rzeczy i główny pielęgniarz dawał im zastrzyki, prawdopodobnie ze skopolaminy. Duża dawka tego leku powodowała słabość, brak reakcji, pianę na ustach. Doprowadzeni do takiego stanu pacjenci byli wrzucani następnie do podstawionych ciężarówek. W grudniu 1939 roku wywieziono w taki sposób 590 osób i to wiemy dokładnie. Akcją dowodził oficer SS - Herbert Lange. Pacjenci byli po 60-80 osób pakowani do ciężarówek, wywożeni do Fortu VII w Poznaniu, gdzie urządzono komorę gazową, Chorzy zamykani byli w bunkrze, którego otwory więźniowie uszczelniali gliną. Do wnętrza bunkra doprowadzony był gaz ze stojącej przed nim butli. Akcję gazowania obserwowali przez okienka funkcjonariusze Sonderkommanda. Po krótkim czasie zwłoki zagazowanych pacjentów były wyciągane z bunkra i ładowane na samochody przez grupę więźniów Fortu VII a potem byli chowani najprawdopodobniej w Palędziu. Pod koniec grudnia 1939 roku podjęto decyzję, że „Dziekanka” nadal będzie przeznaczona dla chorych psychicznie i zmieniła nazwę na „Tigenhof”. Od stycznia, po likwidacji Fortu VII zorganizowano mobilne komory gazowe. Na bocznej ścianie tego samochodu widniał napis „Kaisers Kaffeegeschäft”. Nie wiadomo kto był konstruktorem tego pojazdu. Według wszelkiego prawdopodobieństwa jego pomysłodawcą był niejaki dr Becker z Berlina, zmobilizowany w czasie wojny do służby w Wehrmachcie w randze porucznika. Samochody tego typu początkowo produkowała znana firma Saurer w Berlinie. Później, po wybudowaniu dużych krematoriów w obozach masowej zagłady, produkcję ich ograniczono.
Do uśmiercania pacjentów wskazywał najczęściej dyrektor tego zakładu Viktor Ratka. Brał w tym udział również nad - pielęgniarz Otto Reich. Bezpośrednio przed umieszczeniem pacjentów w komorze gazowej samochodu Otto Reich podawał im zastrzyki ze środkami uspokajającymi.
Czas trwania załadunku chorych do samochodu wynosił około 2 godzin. Ładowaniu pacjentów towarzyszyły wrzaski, ordynarne wyzwiska, przekleństwa. Chorzy, którzy nie chcieli wejść do samochodu o własnych siłach byli brutalnie kopani i popychani. W komorze gazowej sadzano pacjentów na ławkach i szczelnie zamykano drzwi. Gdy samochód ruszał kierowca wpuszczał do komory gaz, który uśmiercał. Już po 15 minutach można było wyciągać ciała. W lasach, w miejscach wyznaczonych, więźniowie wyładowywali zwłoki zagazowanych z komory i grzebali w zbiorowych mogiłach. Po zakończonej „akcji” teren maskowano trawą i drzewkami. W okresie od 7 grudnia 1939r. do 12 stycznia 1940r. Sonderkommando SS Lange zamordowało w taki sposób 1200 osób.
W następnych latach pacjentów ze szpitala w Dziekance uśmiercał już na miejscu, zatrudniony tam personel. Chorym podawano w formie iniekcji środki, po których szybko umierali. Podawano im w nadmiernych ilościach: Luminal, Scopolamine, Chloralhydral i inne środki. Podawaniem środków uśmiercających zajmowali się Otto Reich, Heinrich Jobst oraz pielęgniarze i pielęgniarki: Otto Borchardt, Karl Hoppe, Richard Wenzlaff, Marie Ludtke, Emma Schark, Gertruda Wieczorek, Erna Abraham.
Pacjenci szpitala między innymi byli głodzeni, a także przeprowadzano na nich medyczne eksperymenty, które później wykorzystywano w obozach koncentracyjnych. Stworzono także specjalny oddział dziecięcy, do którego trafiło 138 dzieci, z czego 88 tych młodych pacjentów w niewyjaśnionych okolicznościach po prostu zniknęło.
Chyba niewiele osób wie, że w Gnieźnie był największy oddział dziecięcy w Kraju Warty. Tutaj przywożono dzieci w wieku od 4 do 14 lat i także je tu mordowano. Były to dzieci z Prus Wschodnich, ale także rodowici Polacy.
Oficjalnie udowodniono, że w latach 1939-1945 w „Tigenhof” zamordowano 3686 osób, choć niemieckie źródła mówią nawet o 6 tysiącach zabitych.
Zagładę pacjentów Szpitali prowadzono też w innych miejscach. Przejęte zostały Zakłady Psychiatryczne w Owińskach koło Poznania, w Kościanie, w Warcie i Kochanówce koło Łodzi, w Gostyninie. Przejęto również Zakłady Opieki Społecznej w Bojanowie i Śremie. Wraz z przejęciem zakładów następowały wszędzie zmiany na stanowiskach dyrektorów, kierowników administracji i nad - pielęgniarzy. Stanowiska te obsadzane były odtąd przez Niemców przybyłych z Rzeszy.
Akcją uśmiercania pacjentów Szpitali Psychiatrycznych zajmowała się specjalna jednostka funkcjonariuszy tajnej policji państwowej w Poznaniu („Sonderkommando SS”) dowodzona przez komisarza kryminalnego SS Obersturmführera Herberta Lange. Został on w roku 1939 wyznaczony przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy do dokonywania zabójstw pacjentów. W celu wypełnienia powierzonego mu zadania, Obersturmführerowi Lange oddano do dyspozycji sztab ludzi składający się z 15 mężczyzn z Policji Bezpieczeństwa oraz 60 osób z policji. Kommando Lange pracowało zupełnie samodzielnie i nie dostawało rozkazów ani od kierowników zakładów leczniczych, ani od samorządu Kraju Warty w Poznaniu. Zadania przekazywane były bezpośrednio z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. W oddziale tym pracowała grupa więźniów z Fortu VII, więzienia i miejsca kaźni wielu Polaków.
„Sonderkommando SS” przeprowadzało zagładę pacjentów na podstawie list „do ewakuacji” sporządzonych przez dyrekcje szpitali które były wysłane do siedziby t4 w Berlinie.
„Biada ludowi Niemiec, gdzie zabija się niewinnych, a ich mordercy pozostają bezkarni. (…) Nie mamy do czynienia z maszynami, końmi i krowami, których jedyny cel polega na służeniu ludzkości, wytwarzaniu dóbr dla człowieka. Maszyny można złomować, a zwierzęta zaprowadzić do rzeźni, kiedy nie spełniają już swoich funkcji. Nie, mamy do czynienia z ludzkimi istotami, naszymi bliźnimi, naszymi braćmi i siostrami. Z biednymi chorymi ludźmi – jeśli chcecie: ludźmi nieproduktywnymi. Ale utracili oni prawo do życia? Czy wy i ja sam mamy prawo żyć tylko tak długo, jak długo jesteśmy użyteczni, dopóki inni uznają nas za takich?”
(bł. bp Clemena Augusa von Galen z Moguncji, w 1944 r. aresztowany i osadzony w Sachsenhausen)