poniedziałek, 26 listopada 2018

Niemiecki mord na łódzkim dziennikarzu Stanisławie Sapocińskim (1904-1939)

Niemiecki mord na łódzkim dziennikarzu Stanisławie Sapocińskim (1904-1939)*
W czwartek 26 października 1939 r. w mieszkaniu przy ul. Piotrkowskiej 111 gestapo
zatrzymało łódzkiego dziennikarza, trzydziestopięcioletniego Stanisława Sapocińskiego
(ur. 7 września 1904 r.), syna Hermana. Do wyprowadzanego przez funkcjonariuszy Polaka, jeden
z Niemców powiedział: „drogi kolego, proszę iść z nami, musimy wyjaśnić niektóre rzeczy”. Dzień
po Święcie Niepodległości niemiecki sąd doraźny skazał go na śmierć. Cała rozprawa nie trwała
dłużej aniżeli pięć minut. Miejsce pochówku ustalono dopiero w roku 2008, leżał wśród innych
czterdziestu zamordowanych na byłym poligonie wojskowym na Brusie w Łodzi. Przy szkielecie
dziennikarza archeolodzy znaleźli resztki pióra ze złotą stalówką oraz imienny bilet kolejowy.
Niemcem, który powoływał się na przyjaźń i uczestniczył w zatrzymaniu dziennikarza mógł
być Adolf Kargel, współredaktor niemieckojęzycznej gazety „Freie Presse”. Po zajęciu Łodzi przez
Niemców - 7 września 1939 r. - jej druk wznowiono, a po upływie kolejnych tygodni
przekształcono ją w „Deutsche Lodzer Zeitung” (od kwietnia 1940 r. „Litzmannstädter Zeitung”).
Według dziennikarza Adama Ochockiego ów zagorzały hitlerowiec dostarczył gestapo listę
członków Syndykatu Dziennikarzy Łódzkich. Dane siedemdziesięciu siedmiu zrzeszonych w nim
Polaków, Żydów oraz Niemców uszczegółowił o adres zamieszkania i miejsce zatrudnienia.
Przed wojną Sapocińskiego znano jako kierownika Polskiej Agencji Telegraficznej w Łodzi
i felietonistę „Kuriera Łódzkiego” oraz „Echa”. Karierę prasową zapoczątkował na łamach
tygodnika satyrycznego „Nocnik Teatralny”. Pismo powstało w lutym 1922 r. i miało niedługi
żywot – jednego numeru – choć w skład redakcji weszli ludzie znani: Stanisław Kempner
(ekonomista i redaktor naczelny „Nowej Gazety”), Andrzej Pronaszko (scenograf współpracujący
z Leonem Schillerem i Aleksandrem Zelwerowiczem) oraz malarz-miniaturzysta Artur Szyk.
Wobec tego skąd pomysł, aby pióro oddać w ręce nieznanego wówczas osiemnastoletniego
Sapocińskiego. W tym względzie nie decydowało wykształcenie, gdyż przyszły dziennikarz
nie ukończył studiów prawniczych w Poznaniu. Ubolewał nad tym jego ojciec Herman, który
w Łodzi administrował kilkoma kamienicami w centrum miasta. Prawnikiem Sapociński nie został,
ale w 1922 r. do rodziny weszła jego ukochana, łodzianka Marianna Szulc. W 1929 r. małżonkowie
doczekali się dziecka, nadając synowi imię Andrzej. Był to również początek stabilizacji
zawodowej Sapocińskiego, który zdobył stałą posadę - w istniejącym od 1925 r. - dzienniku
„Echo”, będący konkurencją dla „Expressu Ilustrowanego”. Do tego czasu Sapociński jako
felietonista pisywał do „Kalejdoskopu”, a w latach 1927-1929 pracował dla prorządowegodziennika „Hasło Łódzkie”, którego wydawcą było Towarzystwo Rzemieślnicze Resursa.
Dla gazety przygotowywał recenzje teatralne, szkoląc się pod okiem redaktora naczelnego
Stanisława Targowskiego (1893-1944) oraz Mieczysława Jagoszewskiego (1897-1987),
odpowiedzialnego za dział kulturalny. W 1929 r. przeszedł do dziennika łódzkiego „Echo”, którego
redaktorem naczelnym był Franciszek Probst i został pracownikiem koncernu Jana
Stypułkowskiego, który oprócz „Echa” wydawał również „Kurier Łódzki”. W nowym miejscu
zatrudnienia i używał pseudonimu Jerzy Krzecki, pisząc do stałej rubryki. Swoje felietony nazywał
pieszczotliwie karteczkami i przez dziesięć lat uzbierał ich niemal 3,5 tys. Wypowiadał się przede
wszystkim na tematy społeczne, obyczajowe i kryminalne. Lubił skandalizować, czym dał wyraz
w 1931 r., publikując broszurę literacką, której tytuł zaczerpnął ze znanego szlagieru,
wykonywanego przez Eugeniusza Bodo (1899-1943). Mowa oczywiście o piosence „Sex appeal”,
której słowa napisał Emanuel Schlechter (1906-1943), zaś muzykę skomponował Henryk Wars
(1902-1977). Pięć lat później wydał w Drukarni Artystycznej niewielką broszurę, w której opisał
i zilustrował sześć lat istnienia łódzkiego radia. Większość życia zawodowego poświęcił jednak
dziennikowi „Echo”, gdzie prowadził dział kryminalny, odpowiednio ubarwiając doniesienia z sal
sądowych. Pisał zgodnie z trendami wyznaczonymi przez krakowski „Ilustrowany Kurier
Codzienny”, który swego czasu zmonopolizował informacje z wokand sądowych II
Rzeczypospolitej.
Nakaz aresztowania Sapocińskiego łódzkie gestapo wystawiło dopiero 8 listopada 1939 r.,
wraz z nim uwięziono jego dwóch przyjaciół, tj.: Stanisława Rachalewskiego (1900-1945), który
był dziennikarzem i redaktorem „Kuriera Łódzkiego” oraz redaktora „Republiki” Szymona Glücka
(1904-1939). Bardzo szybko rodziny zatrzymanych ustaliły ich miejsce odosobnienia w fabryce
Michała Glazera na Radogoszczu przy ul. Krakowskiej 55 (ob. ul. Liściasta 17), gdzie do stycznia
1940 r. mieścił się obóz. Przez kilka dni Maria Sapocińska w towarzystwie żon innych
dziennikarzy, tj.: Leokadii Glück oraz Stanisławy Furmańskiej1 przychodziła pod ogrodzenie
prowizorycznego miejsca odosobnienia, by dostarczyć więźniom czystą odzież oraz jedzenie.
Pod koniec listopada 1939 r. jeden ze strażników poinformował Sapocińską, że rzeczy dla męża
nie będą już przyjmowane. Swoją odmowę uzasadnił faktem wywiezienia dziennikarza z obozu.
Nadzieję oczekujących kobiet rozwiał dopiero dziennikarz Rachalewski, którego zwolniono
z początkiem 1940 r. z obozu na Radogoszczu. Według jego informacji w listopadzie 1939 r.Glücka, Sapocińskiego oraz dziennikarza Jana Wojtyńskiego samochodem ciężarowym
przewieziono do siedziby łódzkiego gestapo przy ul. Anstadta 7. W budynku rezydował sąd
doraźny, który hitlerowska administracja powołała 22 września 1939 r. Rozprawy odbywały się
w przyspieszonym trybie, a wyroki nie podlegały apelacji i kary śmierci najczęściej wykonywano
tego samego dnia. Skład owego sądu stanowił przewodniczący, będący równocześnie kierownikiem
danej placówki gestapo oraz dwóch minowanych przez niego ławników. Ocaleli jedynie
Rachalewski oraz Wojtyński, którzy potwierdzili (jak się okazało niesłusznie), że wyżej
wymienionych kolegów rozstrzelano w lasach lućmierskich. W oparciu o te informacje łódzki sąd
w 1947 r. uznał Glücka i Sapocińskiego za zmarłych. Wraz z nimi mieli zginąć również inni
dziennikarze, chociażby redaktor naczelny dziennika ilustrowanego „Republika” Czesław
Ołtaszewski (1895-1939) i jego dwaj współpracownicy: Adam Grynfeld oraz Antoni Weiss.
W dniach 13-21 maja 2008 r. łódzcy archeolodzy prowadząc badania na byłym poligonie
wojskowym na Brusie, odkryli szkielety czterdziestu mężczyzn. Po śledztwie wszczętym przez
Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi ustalono, że ofiary
zginęły 12 listopada 1939 r. Sprawcami zbrodni byli Niemcy, choć nie dowiedziono, że miejscem
egzekucji był Brus. Istnieją przesłanki, że ciała pomordowanych przywieziono na poligon. Wszyscy
zgładzeni mieli powiązane z tyłu ręce, a strzały oddano z bliskiej odległości w tył czaszki,
posługując się bronią krótką. Do niektórych osób strzelano kilkakrotnie. Uroczysty pogrzeb
pomordowanych odbył się 1 września 2009 r. na łódzkim cmentarzu komunalnym na Dołach,
z czterdziestu ofiar zdołano zidentyfikować jedynie kilkoro, tj.: dziennikarza Sapocińskiego
(1904-1939), adwokata dr. Alfreda Bellera (1890-1939), prawnika Urzędu Miasta Łodzi
Władysława Krzemińskiego (1904-1939), członka Rady Miejskiej w Łodzi Henryka Szulca
(1903-1939) oraz posła na Sejm Tomasza Tadeusza Wilkońskiego (1885-1939).
Artur Ossowski
(IPN Oddział w Łodzi)

sobota, 24 listopada 2018

Rota dla Gadowskiego




Polacy! Czy jest drugi taki naród?! Dziękuje z całego serca. Tu nie ważny jest pozwany. To nasza sprawa, aby zatrzymać pochód niemieckich pieniędzy. Walczymy o polską wolność słowa, bo to my tu jesteśmy Gospodarzami!

✝️🇵🇱



czwartek, 15 listopada 2018

Kontrowersje wokół beatyfikacji metropolity Szeptyckiego


Hitlerowski kolaborant zostanie błogosławionym?
Kontrowersje wokół beatyfikacji metropolity Szeptyckiego
Marek Trojan

Fakty są takie, że metropolita Andrzej Szeptycki walczył o interesy ukraińskie, kolaborował z III Rzeszą, reprezentował społeczeństwo masowo uczestniczące w Holokauście i nie chciał powstrzymać ludobójstwa na Kresach Wschodnich. Teraz może zostać wyniesiony na ołtarze. A niewykluczone, że będzie to wstęp do beatyfikacji krewnych Bandery.

Greckokatolicki metropolita lwowski Andrzej Szeptycki znalazł się wśród ośmiorga sług Bożych, których dekrety o heroiczności cnót zatwierdził 16 lipca 2015 r. papież Franciszek. Oznacza to, że już wkrótce może on zostać zaliczony w poczet błogosławionych. Z kolei 27 lipca poinformowano, że za wstawiennictwem metropolity Szeptyckiego miał się dokonać cud. Tego rodzaju wydarzenie w zasadzie bezpośrednio umożliwia beatyfikację, jednak musi to zostać zatwierdzone przez Watykan.

Jednym z największych znawców biografii metropolity Andrzeja Szeptyckiego jest profesor Andrzej Zięba z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak mówił w rozmowie z Kresami.pl, nie jest zaskoczony decyzją Watykanu, dotyczącą zatwierdzenie dekretu o heroiczności cnót. O toczącym się procesie wiedział bowiem od lat i znał osoby w niego zaangażowane - zarówno ze strony będącej za, jak i będącej przeciw beatyfikacji metropolity lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego.

"Od dwóch, trzech lat w USA prywatne osoby ze środowiska diaspory ukraińskiej podejmowały kosztowne i energiczne działania w celu przyspieszenia beatyfikacji. Zapraszano tam znaczące osobistości amerykańskie i watykańskie, a także rabinów żydowskich i hierarchów prawosławnych - w celu lobbingu beatyfikacyjnego" - powiedział profesor. Dzięki temu sprawy te miały posuwać się do przodu, choć niejawnie. Impulsem decydującym miała być obecna sytuacja na Ukrainie.

Profesor Zięba, choć nie jest zaskoczony, to przyznaje, że czuje się tą sytuacją rozczarowany: "Spodziewałem ze strony odpowiedniej kongregacji watykańskiej starannego wysłuchania racji, które świadczyły przeciwko tej beatyfikacji. Były one zarówno mocne, jak i słabe. Wszystkie były zgłaszane od lat".

Metoda unijna i upolitycznienie

Krakowski naukowiec na podstawie swoich wieloletnich badań wskazał na pięć zasadniczych kwestii, które przemawiają za tym, że metropolita Szeptycki nie powinien zostać wyniesiony na ołtarze: od wątpliwych po wręcz zaprzeczających uzasadnieniom beatyfikacyjnym.

Pierwszym elementem była unijna metoda likwidacji kościoła prawosławnego, która była punktem obrazy dla kościołów prawosławnych. W czasach Szeptyckiego była ona przez Kościół katolicki akceptowana i realizowana jako słuszna. Zmieniło się to dopiero po Soborze Watykańskim II. Zdaniem prof. Zięby ten punkt przez wiele lat był głównym powodem tego, że Watykan nie decydował się na beatyfikację Andrzeja Szeptyckiego - osoby bardzo mocno zaangażowanej w tzw. metodę unijną. "To groziło konfliktami z różnymi kościołami prawosławnymi na świecie, a przede wszystkim - z Patriarchatem Moskiewskim. Jak widać, ten punkt przestał się liczyć w stosunkach między Watykanem a prawosławiem" - uważa prof. Zięba, dodając, że Kościół ma prawo oceniać swoje metody historyczne w pracy na rzecz zjednoczenia chrześcijaństwa jak chce. Jeżeli dziś unia jest znów zalecana, to metropolita Szeptycki będzie świętym aktualnym.

Drugą kwestią było upolitycznienie metropolity Szeptyckiego. "Jego funkcja - arcybiskupa greckokatolickiego Lwowa - sprawiała, że chcąc nie chcąc musiał być zaangażowany w politykę. A ta, jak wiadomo, nie jest nigdy do końca czysta. Okoliczności życia metropolity Szeptyckiego uzasadniają jego działania polityczne. Były one podejmowane w interesie tych ludzi, których reprezentował - czyli w interesie ukraińskim. To był polityk narodowy, który zarówno dobrymi, jak i złymi metodami walczył o interesy ukraińskie" - uważa profesor Zięba. Choć interpretacje są różne, zasadne jest mówienie m.in. o antypolonizmie Szeptyckiego, bo walka o interesy ukraińskie oznaczała w tamtym konkretnym czasie walkę z interesami polskimi. Tego rodzaju działania dla historyka są po prostu faktami, historyk nie musi ich wartościować, natomiast podlegają one ocenie z punktu widzenia etycznego i te oceny mogą być różne. Są też także negatywne. W polityce Szeptycki zachowywał się bowiem ryzykownie.

Stosunek do Holokaustu

Poważniejszą kwestią jest sprawa stosunku do Holocaustu. "Wiadomo, że abp Szeptycki osobiście chronił kilku Żydów i wydał polecenia swojemu najbliższemu otoczeniu - szczególnie bratu, który był zwierzchnikiem zakonu studytów - żeby chronić jeszcze kilkunastu. To jest jego zasługa, aczkolwiek nie był jedynym biskupem katolickim, który tak postępował, nawet nie był jedyny we Lwowie. Tę samą postawę reprezentowali metropolita obrządku łacińskiego, Bolesław Twardowski, oraz zwierzchnik arcybiskupstwa obrządku ormiańskiego, Dionizy Kajetanowicz, którego zasługi były najznaczniejsze" - uważa profesor Zięba.

Zdaniem profesora, postawa Szeptyckiego jest zmitologizowana - mówi się o nim jako o wyjątku w episkopacie katolickim i twierdzi się wręcz, że miał uratować setki Żydów, co nie ma żadnego potwierdzenia w źródłach. Świadectwa dokumentują jedynie kilkanaścioro dzieci i kilku dorosłych. "Liczyłem te świadectwa, które dają się zweryfikować, i liczba uratowanych nie przekracza cyfry 20" - dodaje profesor Zięba. Zwraca jednak uwagę na inny aspekt - środowiska żydowskie od dawna wnosiły zastrzeżenie, że nawet jeżeli Szeptycki osobiście chronił Żydów, to jednocześnie nie powstrzymał swoich wiernych - Ukraińców halickich - od masowego udziału w Holokauście.

"Zaangażowanie Ukraińców w Holokaust było nieporównywalne z żadnym innym narodem - poza niemieckim - w naszej części Europy. Ukraińcy haliccy z wielkim zaangażowaniem pomagali Niemcom w przeprowadzeniu Holokaustu - we Lwowie, w Stanisławowie, we wszystkich miastach Galicji wschodniej oraz w wielu miejscach kaźni i masowej zagłady poza nią. To są fakty powszechnie znane i stąd środowiska żydowskie mówiły: jak można nadać tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata komuś, kto z racji swojej funkcji był autorytetem, reprezentantem i wręcz symbolem społeczności masowo uczestniczącej w Holokauście i nie powstrzymał jej. Wina Ukraińców halickich obarcza sumienie Szeptyckiego, bo miał obowiązek kształtować ich sumienia i widać nie robił tego dobrze jako metropolita przez czterdzieści lat przed Holokaustem" - mówi prof. Zięba. Jego zdaniem te zastrzeżenia jeszcze niedawno były mocno stawiane przez stronę żydowską. "Nawet jeżeli ze strony żydowskiej ktoś wypowiada się pozytywnie o Szeptyckim, a są tacy, to reakcja wielu środowisk żydowskich na jego beatyfikację może być wobec Watykanu krytyczna" - podkreśla prof. Zięba.

Brak reakcji na ludobójstwo

Jeszcze ważniejszym elementem jest brak wystarczającej i szczerej reakcji na ludobójstwo popełnione przez ukraińskich nacjonalistów - grekokatolików z zachodniej Ukrainy - na ludności polskiej. "Sądzę, że z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej krytycy Szeptyckiego mają tu najmocniejsze argumenty" - uważa profesor. Metropolita Szeptycki nigdy nie wspomniał o tych wydarzeniach papieżowi, zaś z powodów politycznych odmawiał otwartego nazywania tego co się działo z Polakami. "Uważał, że przyznanie przez niego, iż na rozkaz OUN jej zbrojne ramię - UPA oraz zwykli Ukraińcy masowo mordują Polaków mogłoby się stać po wojnie powodem oskarżenia jego wiernych o samodzielne zaplanowanie i wykonanie wielkiej zbrodni. Nie chciał tego publicznie przyznać, choć był o to proszony. Podobnie jak o ratunek w indywidualnych sprawach. Znam tylko jeden przypadek, że coś zrobił. We wszystkich innych odmawiał twierdząc, że nic nie może zrobić. Gdy Polacy prosili go o potępienie zabójców, odpowiadał: to nie są zabójstwa, to jest jakaś walka tutaj, nie mogę, bo nie wiem, nie znam się, może należy potępić wszystkich, którzy łamią przykazanie �Nie zabijaj�, albo mówił że już potępił zabijanie Polaków, wskazując na swój list pasterski w sprawie piątego przykazania, choć był on wydany niemal rok wcześniej zanim OUN rozpoczęło ich okrutną eksterminację. Tego rodzaju wypowiedzi miały przesunąć problem na płaszczyznę teoretyczną" - uważa profesor. Jego zdaniem, nic nie stało na przeszkodzie, by potępić morderców. Zauważa, że nawet Niemcy nie mieli nic przeciwko działaniom pacyfikującym umysły ukraińskich ludobójców, bo chcieli mieć spokój na tyłach frontu. Jest zaś wystarczająco dużo przekazów by stwierdzić, że Szeptycki był w tym okresie w pełni sprawny umysłowo i poinformowany - pomimo podeszłego wieku i kalectwa. "Miał bardzo dobry ogląd sytuacji, informacje dochodziły do niego ze wszystkich stron - zarówno ze strony ukraińskiej, jak i polskiej czy niemieckiej, a także sowieckiej. Był lepiej poinformowany, niż wielu polityków, nie mówiąc już o zwykłych ludziach" - mówi profesor Zięba.

Kolaboracja z Hitlerem

Ostatnim elementem jest zaś kolaboracja Szeptyckiego z Hitlerem i III Rzeszą, którą profesor Zięba wyraźnie podkreśla: "Tutaj nie ma najmniejszych okoliczności, które by metropolitę broniły. Wręcz odwrotnie". Analiza jego zachowania w stosunku do okupacyjnej władzy niemieckiej wskazuje, że był on świadom tego, czym jest nazizm. "Jeszcze w 1939 roku, przed wojną, miała miejsce jego pierwsza, prywatna wypowiedź potępiająca nazizm. I takich prywatnych wypowiedzi było potem bardzo dużo, nawet bardzo ostrych - także w listach do papieża. Był świadom, że nazizm to zło - jego zdaniem nawet większe niż sowietyzm. Wiedział, że to jest demon, ale jednocześnie do tego demona pisał listy proponując współpracę polityczną. Prosił Hitlera o pomoc w budowie niepodległej Ukrainy pod jego protektoratem. To była świadoma współpraca ze złem" - twierdzi profesor, który uważa tę kwestię za najważniejszą. Zwraca też uwagę, że miało to miejsce pod koniec jego życia.

"Bywają grzesznicy, który się nawrócili i są świętymi dzięki temu, że się poprawili. Z Szeptyckim jest odwrotnie. Przez całe życie żył w miarę przywozicie, a na koniec nie zdał egzaminu, przed którym postawiła go historia" - zauważa krakowski uczony. Co więcej, Szeptycki w swoich listach świadomie okłamywał papieża i dostojników watykańskich co do swojej postawy i swego rzeczywistego stosunku do nazizmu. Zdaniem profesora to bardzo mocno obciąża ukraińskiego metropolitę. "Jak papież Franciszek potrafił ten grzech usprawiedliwić - nie wiem. Komunikat Watykanu jest bardzo lakoniczny" - powiedział.

Niechlubny wyjątek

Profesor twierdzi, że w ostatnim czasie polscy hierarchowie kościelni niczego oficjalnie w sprawie możliwej beatyfikacji Szeptyckiego nie robili. Mimo tego, że wcześniej inicjatywa ta była blokowana m.in. przez kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ostatnie działania miały mieć miejsce co najmniej kilkanaście lat temu, gdy jedna z ówczesnych agend watykańskich zajmujących się procesami beatyfikacyjnymi skierowała ankietę do polskich historyków. Mieli oni odpowiedzieć na pytania dotyczące metropolity Szeptyckiego. Nie wyklucza jednak, że mogły toczyć się jakieś poufne rozmowy. Profesor zaznacza, że Paweł VI nie sprzyjał procesowi beatyfikacyjnemu, a św. Jan Paweł II nie podpisał dekretu o heroiczności Szeptyckiego. Podobnie postąpił także Benedykt XVI. Dlaczego zrobił to papież Franciszek, jeżeli w zasadzie w dokumentacji sprawy niewiele się zmieniło od czasów Pawła VI?

Profesor Zięba zgadza się z komentarzem ks. Isakowicza-Zaleskiego, którego zdaniem nawet pomimo ewentualnej beatyfikacji ta sprawa będzie przedmiotem dalszych kontrowersji. "Kościół katolicki w ten sposób decyduje się na ponowne otwarcie bardzo głośnej już kiedyś dyskusji, związanej z pytaniem o stanowisko Kościoła podczas II wojny światowej, i daje asumpt do oskarżeń o kolaborację z III Rzeszą. W tej mierze Szeptycki był niechlubnym wyjątkiem wśród biskupów, więc po co akurat wyjątek nagłaśniać? Według mnie to wysoka cena za wsparcie dzisiejszego Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie, którą trzeba będzie długo płacić" - uważa. Nie wyklucza, że do Watykanu popłyną postulaty krytyczne. "Ale czy będą skuteczne? Trudno przewidzieć. Naciski ukraińskie na Watykan były w ostatnich latach niezwykle silne" - twierdzi profesor. Według profesora, jedynie publiczna, krytyczna dyskusja mogłaby odnieść tu jakiś skutek. Musiałaby ona jednak wykroczyć poza wymiar lokalny i przybrać wymiar globalny. Nie wyklucza zarazem nie tyle krytyki, co ataków ze strony środowisk niechętnych Kościołowi - choćby ze względu na wynoszenie na ołtarze osoby kolaborującej z Hitlerem.

Decyzja polityczna

Czy decyzja Watykanu może być swego rodzaju ukłonem w stronę Ukrainy w związku z jej obecną sytuacją? Zdaniem profesora Zięby - tak. "Wstrzemięźliwość kolejnych papieży, by nie wydawać zgody na beatyfikację metropolity Szeptyckiego była konsekwentna. Jeżeli teraz to zostało zmienione, to musi być ku temu jakaś wyraźna przyczyna. To jest pewien ukłon w stronę Ukrainy, ale nie uważam, żeby to jej pomogło. Wręcz przypomni to w skali globalnej o kolaboracji Ukraińców z Hitlerem. Myślę, że to będzie powód do wielu negatywnych komentarzy dotyczących dzisiejszych motywacji Ukraińców w ich walce. To Ukrainie nie służy, a wręcz uzasadnia to, co mówi prezydent Putin. To niedźwiedzia przysługa" - mówi prof. Zięba, dodając, że według niego jest to po prostu decyzja polityczna.

Bandera błogosławionym?

W samym Kościele greckokatolickim - w ramach archidiecezji lwowskiej - jest również inicjatywa, by wynieść na ołtarze krewnych Stepana Bandery. Wiadomo, że została uruchomiona procedura dotycząca jego ojca, Andrija. Przymierzano się również do tego, by podobnie postąpić z jego braćmi. Zajmuje się tym specjalny urząd przy arcybiskupie grekokatolickim Lwowa. Postulator zajmujący się tymi sprawami wypowiadał się również w filmie "Niewygodny", gloryfikującym Szeptyckiego i szkalującym kardynała Wyszyńskiego (sugerowano w nim m.in., że współpracował on z antykatolicką propagandą sowiecką). Prawdopodobnie jak dotąd inicjatywy dotyczące rodziny Bandery nie wyszły poza szczebel diecezji i nie trafiły do Watykanu. Bardzo prawdopodobne jest jednak to, że w razie beatyfikacji Andrzeja Szeptyckiego Kościół greckokatolicki podejmie kolejne starania - w tym w kwestii Banderów. Ta beatyfikacja, tak mocno usprawiedliwiająca nacjonalizm zachodnioukraiński, ułatwi jej skuteczniejsze działanie w kolejnych sprawach. Zdaniem profesora Zięby, tego rodzaju pomysły, jak proces beatyfikacyjny Banderów, świadczą o "poziomie chrześcijańskości i katolickości Kościoła greckokatolickiego". "To bardzo dobrze ilustruje stan umysłów ludzi, którzy decydują dzisiaj w Kościele greckokatolickim na Ukrainie - to są symbole ich przekonań. Najwyraźniej banderyzm jest obecnie czymś zgodnym z takim chrześcijaństwem, jakie prezentuje Kościół grekokatolicki. Tamtejsi biskupi widocznie znaleźli sposób, żeby pogodzić szowinizm i skrajny nacjonalizm, ideologię ukraińskiego nazizmu, do której przynależał Bandera, z tym co oni dziś oficjalnie reprezentują - czyli z katolicyzmem obrządku ukraińskiego" - powiedział profesor Zięba. "Poprzednie pokolenie biskupów greckokatolickich, zarówno w diasporze, jak i w Kościele podziemnym na Ukrainie sowieckiej, takie nie było" - dodaje.

Marek Trojan (Kresy.pl, 29.07.2015)

środa, 14 listopada 2018

PAKT z III RZESZĄ – alternatywa, czy najgorszy sen Polaków?


Czyli dlaczego sojusz z Hitlerem mógł doprowadzić do zagłady narodu polskiego,  a także o tym dlaczego Beck nie mógł go zawrzeć.



Debata dotycząca tzw. „opcji niemieckiej”, jaka rzekomo mogła być wybrana przez decydentów II RP, trwa od kilku lat i toczy się głównie na poziomie alternatywnych rozważań historycznych opartych głównie na wiedzy na temat tego, jakie skutki wywołały podjęte rzeczywiście decyzje. Uważam, iż ocenianie naszych przodków wg tej koncepcji, jest zwyczajnie wobec nich nieuczciwe. Ponadto dla mnie, są to intelektualne manowce, nie prowadzące do żadnych pożytecznych wniosków (zwłaszcza wówczas, gdy ludzie czytają atrakcyjne, alternatywne kreacje, nie znając podstawowych faktów i rzeczywistych okoliczności historycznych). 

wtorek, 13 listopada 2018

Przeciw bezczelności faszystowskich kłamstwom - Marsz Niepodległości 2018

gegen:
Bürokratie + Atheismus = Faschismus => Holocaust
Bürokratie + Atheismus + Pangermanismus = Nazismus => Kannibalismus = Holocaust


Przeciw bezczelności faszystowskich kłamstwom - Marsz Niepodległości 2018
Gegen die Unverschämtheit der faschistischen Lügen - März der Unabhängigkeit 2018

https://coryllus.pl/dlaczego-pis-nie-lubi-ruchu-narodowego/