czwartek, 30 sierpnia 2018

Telewizję ZDF założył Adolf Hitler w 1944 roku



Telewizję ZDF założył Adolf Hitler w 1944 roku, i co mi zrobicie


„Jak świat światem, nie będzie nigdy Niemiec dla Polaka bratem”

Potomkowie morderców, począwszy od właścicieli telewizji ZDF po szarych pracowników, śmieją się nam w twarz, kierując temat na boczne tory, twierdząc, że nie obchodzą ich wyroki polskich sądów:

„Wyrok sądu w Krakowie – uznający, że niemiecka telewizja ZDF musi w określony sposób przeprosić na swojej stronie internetowej za użycie zwrotu „polskie obozy zagłady” – nie może być egzekwowany w RFN – uznał niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości (BGH)”.

(...)

„BGH anulował decyzje niższych niemieckich instancji w tej sprawie i oddalił wniosek 96-letniego Karola Tendery, byłego więźnia Auschwitz i uczestnika obozowej konspiracji. Zgodnie z wyrokiem sądu w Karlsruhe koszty postępowania, wycenione na 4 tys. euro, poniesie wnioskodawca”.


wtorek, 28 sierpnia 2018

30 sierpnia 1943 - Oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) zamordowały w Budach Ossowskich na Wołyniu około 270 Polaków.

30 sierpnia 1943 roku, Inni datują napad na dzień 29 sierpnia.
We wsi Budy Ossowskie pow. Kowel  upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Rewuszki i Wołczak dokonali w okrutny sposób rzezi 270 Polaków w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci. ; gospodarstwa polskie obrabowali i spalili, ciała zostały nie pogrzebane, porozrzucane po wsi, studnie były pełne powrzucanych żywych, poranionych i pomordowanych dzieci i kobiet .„W końcu sierpnia do Zasmyk dotarła kobieta z dwójką dzieci, przynosząc wieść o wymordowaniu mieszkańców w Budach Ossowskich. Kiedy oddział „Jastrzębia” dotarł na miejsce zagłady, zastał przerażający widok. Wielu partyzantów po raz pierwszy ujrzało na własne oczy, ludzi porąbanych siekierami, porżniętych kosami, kobiety z obciętymi piersiami i zmasakrowane, nie do opisania ciała dzieci. Widok wielu zapadł w pamięć na całe życie. W polach i zaroślach odnaleziono, kilkoro ukrytych przerażonych dzieci i dorosłych osób. Witold Kuźmiński i kilka innych osób uciekali przez ukraińską wieś, bo tylko ta droga była wolna. Biegnąc krzyczeli po ukraińsku, że „Lachy napadły” i razem z nimi biegli również do lasu Ukraińcy. W lesie dopiero zorientowali się, że biegli z Polakami. Pamiętam, opowiadał córce pan Witold, że w czasie tej dramatycznej ucieczki, jedna z kobiet zgubiła kilku tygodniowego niemowlaka, trzymała przy piersi puste zawiniątko. Witold Kuźmiński uratował się jako jedyny z 15 osobowej rodziny. Ojciec Piotr Kuźmiński został zamordowany na drodze podczas próby uprzedzenia syna o napadzie. Konstancja Kuźmińska z/d Chomicka - żona Kuźmińskiego Piotra, schroniła się do zaprzyjaźnionych sąsiadów Ukraińców, jednak została wydana i zamordowana. Jadwiga Aronowska z/d Kuźmińska wraz z mężem i dwójką dzieci i Kazimiera Kuźmińska panna, również zamordowani przez szalejącą bandę UPA i chłopów ukraińskich, sąsiadów i znajomych. Wtedy zginęło około 270 osób, a zagubieni w lasach jeszcze długo po tym docierali do ośrodka samoobrony w Zasmykach. Wieś zniknęła z powierzchni ziemi.” (Bogusław Szarwiło: Budy Ossowskie przestały istnieć. W: http://wolyn.ovh.org/opisy/budy_ ossowskie-04.html
Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło). „Moja rodzina pochodzi z Zasmyk gmina Lubitów powiat Kowel - wspomina Wacław Gąsiorowski. - Urodziłem się w 1929 r. Moi rodzice mieli na imię Władysław i Amelia z Wiśniewskich, prowadzili gospodarstwo rolne o powierzchni 12 ha. Miałem jeszcze trzech braci Czesława, Ludwika i Stanisława. /.../ W 1943 r. jak zaczęły się rzezie Polaków, matka zachorowała. Pojechałem z nią do lekarza w Budkach Ossowskich, który ją leczył. Miejscowość ta była odległa od Zasmyk o jakieś 25 kilometrów. Przespaliśmy się u jakiegoś gospodarza, znajomego mamy. Nad ranem zostaliśmy obudzeni przez hałas na dworze. Okazało się, że Ukraińcy otoczyli wieś i zaczynają łapać i zbierać Polaków. Wyciągnęli nas na podwórko. - Mamusia nie mogła uciekać. Postanowiłem z nią zostać. Jeden z Ukraińców trzymał mnie za rękę, a trzech położyło matkę na ziemi i zaczęło ją przeżynać! Jak bluznęła krew, mama krzyknęła - Wacek uciekaj! - Wyrwałem się tym bandziorom i zacząłem uciekać. Strzelali za mną, ale nie trafili. Twarze ukraińskich morderców , którzy przeżynali mamę piłą, zapamiętałem na całe życie! Wciąż w moich uszach rozbrzmiewa krzyk mordowanej matki, Niektórych ze zbirów zadających jej śmierć w męczarniach rozpoznałem. Jeden z nich Iwan Rybczuk żyje jeszcze i mieszka w Gruszówce. To on przeżynał matkę piłą. Po wojnie wpadł w łapy NKWD i odsiedział w łagrze 15 lat. Teraz jest kombatantem i chodzi w aurze bohatera walczącego o wolność Ukrainy. Ma pewnie wiele odznaczeń i dodatek kombatancki. Ja wtedy przez las uciekłem do Zasmyk. Po jakimś czasie wstąpiłem do oddziału samoobrony. By do niego się dostać, musiałem oszukać „Jastrzębia” i powiedzieć, że jestem starszy. Dzieci bowiem do partyzantki nie przyjmowano. Trafiłem do plutonu, którym dowodził ppor. „Nagiel” czyli Jan Witwicki. Boje z Ukraińcami w obronie mordowanej ludności polskiej musieliśmy toczyć na okrągło. Zdarzało się, że przybywaliśmy za późno, tuż po dokonanej zbrodni. Nie pamiętam, jaka to była wieś, chyba Moczułki, wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jak „Jastrząb” płacze. A to był twardy żołnierz, który rzadko pokazywał emocje. Widok, jaki tam zastaliśmy, przechodził ludzkie pojęcie. Maleńkie dzieci powbijane na kołki w płocie. Kobiety leżały na podwórku z rozprutymi brzuchami. Jedna z nich była w ciąży. Wyrwany z jej brzucha płód leżał obok niej. Wszyscy mężczyźni mieli odrąbane siekierami głowy. Wszyscy zastanawiali się, jak można się posunąć do takiego zwyrodnialstwa. Wszyscy mocniej ściskali w rękach karabiny. Przechodziliśmy też przez miejscowość, w której zarżnięto moją matkę. Jej szczątki wraz z innymi pomordowanymi wrzucono do studni, które upowcy następnie zrównali z ziemią. Powiedziałem o tym ppor. „Naglowi”, ale ten orzekł, że jak wygramy wojnę to zadbamy, by pomordowani tu Polacy mieli swoje mogiły. To oczywiście nie stało się nigdy! /.../ Nasi przełożeni dbali nie tylko o nasze umiejętności bojowe, ale także morale. Co rusz przypominano nam, ze nie wolno w czasie akcji zabijać kobiet i dzieci. Dowództwo w rozkazach dziennych stale przypominało, że za gwałt na Ukraince każdy może zastrzelić kolegę i nie będzie za to karany.” (Marek A. Koprowski: Oprawca jeszcze żyje. W:https://kresy.pl/kresopedia/waclaw-gasiorowski/

Koncern medialny Axel Springer, czyli jak zbrodniarze wojenni zbudowali tradycję nauczania Polaków demokracji


piątek, 24 sierpnia 2018

Bestialstwo szowinistów UPA i ludności ukraińskiej na Polakach.

Płonący snopek mordercza tortura.
24 sierpnia
-  1943 roku; W  kol. Apolonia pow. Łuck Ukraińcy zamordowali kilkunastu Polaków. W kol. Brzezina pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polaka. We wsi Bukowina pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy zastrzelili 6 Polaków. W kol. Dąbrowa koło Woronczyna pow. Horochów upowcy zamordowali co najmniej 23 Polaków, w tym niemowlęta. We wsi Komarów pow. Stryj postrzelili Polaka, w wyniku czego zmarł. We wsi Wołosówka pow. Kowel zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono. We wsi Woronczyn pow. Horochów zamordowali około 15 Polaków. We wsi Zadyby pow. Kowel zamordowali 1 Polaka. We wsi Żorniszcze pow. Łuck zamordowali 1 Polaka.

-  1944 roku: We wsi Kłodno Wielkie pow. Żółkiew upowcy zamordowali 10 Polaków, w tym spalili żywcem 11- letniego chłopca i 60-letniego mężczyznę. We wsi Oleszyce Stare pow. Lubaczów uprowadzili z leśniczówki 4 osoby i po torturach zamordowali w lesie: 3 dziewczynki polskie w wieku lat 11, 12 i 13 (w tym 2 córki leśniczego) oraz ich opiekunkę, 22-letnią Ukrainkę. We wsi Peczenia pow. Przemyślany zamordowali 1 Polaka. We wsi Żółtańce pow. Żółkiew zamordowali 1 Polaka podczas żniw.
      W kol. Smolarnia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wymordowali większość rodzin w tej polskiej kolonii. „Napad na naszą wieś miał miejsce w drugiej połowie sierpnia 1943 r. W pogromie brali udział Ukraińcy, którzy wymordowali prawie wszystkich Polaków, którzy zostali jeszcze w Smolarni. W naszej wiosce zginęli wtedy: moja mama Antonina la ok. 60 i tato Stanisław lat ok. 65 Sidorowicze. Mój szwagier Skawiński Bronisław lat ok. 40 i jego żona Ludwika Skawińska z domu Sidorowicz, lat ok. 35 i ich ośmioro dzieci, w tym: Adam lat ok. 12, Mieczysław lat ok. 10, Antoni lat ok. 6, Jerzy lat ok. 5 i córki: Stanisława lat ok. 18, Izabela lat ok. 16, Maria lat ok. 7 i Aniela lat ok. 3. Zginęła też moja bratowa Marianna Sidorowicz lat ok. 35 oraz jej dwie córki: Regina lat ok. 10 i Leokadia lat ok. 6.
Polak Jan Gawroński, który też mieszkał w Smolarni opowiadał nam po wojnie, że do jego domu tuż przed mordem, przyszło dwóch Ukraińców: Władysław Radzik i Marczuk Piotr. Oni się dobrze z Jankiem znali, nawet przyjaźnili, dlatego przyszli do niego do domu i powiedzieli im tak: „Zbierajcie się i uciekajcie, bo was Ukraińcy pobiją, bo już na Smolarnii pobili Skawińskich, Sidorowiczów, Sawickich i Puchniaczów. I was też wybiją!” Janek Gawroński mieszkał w Smolarni tylko 3 domy od naszego domu. Później ci Ukraińcy nakazali im się zbierać i odprowadzili ich w stronę Włodzimierza, aż za ukraińską wioskę Poniczów”. 
Pan Kazimierz: „znajoma Ukrainka Sabina Błaszczak opowiedziała nam, jak zginęła moja najbliższa rodzina Skawińskich, mówiła tak: „Moja rodzona siostra, żona Michała Marczuka, którzy mieszkali w Smolarni opowiedziała mi, jak zginęła rodzina twojego szwagra Skawińskiego. Marczukowa chodziła po rzezi do domu Skawińskich oglądać ciała pomordowanych Polaków, to co tam zobaczyła w świetle dziennym, wstrząsnęło nią do głębi: Bronisław Skawiński miał obcięte ręce w łokciach i nogi w kolanach, jego córka Staszka została przerżnięta piłą na pół, a inne osoby zostały porąbane siekierami”. Powiedziała także: „Napad miał miejsce w połowie sierpnia, już po żniwach, nocą. Bronek już zakończył żniwa. Ukraińcy najpierw wyprowadzili wszystkich z domu, a potem wszystkich pomordowali na podwórku”. W tej masakrze zginęli także: 
1. Sawicki lat ok. 65 i jego żona lat ok. 65. 
2. Puchniacz lat ok. 60 i jego żona lat ok. 50 i ich dzieci: córka Józefa Puchniacz lat ok. 22. Druga córka lat ok. 24, była żoną młodego mężczyzny lat ok. 25, nie pamiętam czy mieli już małe dzieci.
3. Wdowa Malidz lat ok. 50. 
4. Staruszka Perekupka lat ok. 60, nie wiem co się stało z nią i jej rodziną, ale prawdopodobnie także oni zostali zamordowani.
5. Malec lat ok. 60, zamordowana w swojej stodole.
Pan Kazimierz: „Franciszek Krawiec, zięć rodziny Malec opowiadał mi w sierpniu 1943 r. we Włodzimierzu Wołyńskim, jak zginęła babcia Perekupka i jego teściowa Malec. To było tak, mówił: „Ukraińcy w czasie napadu na Smolarnię przyszli do domu rodziny Malec i zabrali ze sobą obie kobiety do stodoły. Tam je prawdopodobnie zamordowali, a następnie podpalając stodołę spalili też ciała. Następnego dnia miejscowi ludzie znaleźli dwa zwęglone ciała kobiet, osobiście widzieli to niedalecy sąsiedzi pomordowanych kobiet i wszystko opowiedzieli Franciszkowi Krawiec”. 
Pan Kazimierz: „Pani Marczuk, żona Ukraińca Michała Marczuka widziała na własne oczy jak pomordowano Polaków w Smolarni i wszystko opowiedziała Błaszczak Sabinie. Mówiła, że wielu Polaków uciekało ze wschodu do Włodzimierza, przez naszą wieś Smolarnię i wtedy wpadali w ręce Ukraińców, którzy przygotowali zamaskowaną zasadzkę w naszej wsi. Następnie złapanych ludzi mordowali i wrzucali do jednej studni, która znajdowała się na podwórku Piotra Szalusia Polaka ze Smolarni. Ta studnia była głęboka na 25 m, co najmniej takiej głębokości kopano u nas studnie. Każdy beton miał metr wysokości, a potrzebnych było zwykle 25 takich betonów. Ukrainka widziała na własne oczy, że studnia została zapełniona ciałami pomordowanych ludzi do tego stopnia, że było widać nogi wystające wyżej pierwszego betona. Po wojnie Szaluś osiadł w Siedliskach pod Zamościem”. 
Pan Kazimierz: „Mieczysław Pilczuk mieszkaniec Siedlisk, opowiadał mi w naszej wsi, w kwietniu 2003 r., że widział studnię na Wołyniu, całą napełnioną dziećmi pomordowanymi przez Ukraińców w czasie krwawych wydarzeń
!” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl 

czwartek, 23 sierpnia 2018

Ludobójcy przed wkroczeniem do Polski mieli dokładne listy Polaków, wytypowanych do mordowania w pierwszej kolejności




Zanim wybuchło powstanie ludność Warszawy była masowo mordowana. Szczególnie inteligencja. Powstało po to takie coś jakKL Warschau (…) Niemcy i Rosjanie przed wkroczeniem do Polski mieli dokładne listy osób, do mordowania w pierwszej kolejności. Te spisy uzgadniali między sobą. 

To jest wielka manipulacja. Taka sama jak rola pani “Prostynos” czy Lejby Kohne w strajkach gdańskich. Zanim wybuchło powstanie ludność Warszawy była masowo mordowana. Szczególnie inteligencja. Powstało po to takie coś jak KL Warschau. Niemcy mieli w planie wymordowanie całej ludności Warszawy przed przybyciem Rosjan. Powstanie temu zapobiegło.



wtorek, 21 sierpnia 2018

Dziś POLIN - dawniej obóz zagłady dla Polaków, KL Warschau


 

Rozmowa z sędzią Marią Trzcińską odpowiedzialną z ramienia byłej Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN za śledztwo w sprawie Konzentrationslager Warschau


piątek, 17 sierpnia 2018

Ukraińcy mordując zabawiali się,, w symbol konającej Polski, "chełpili się tym tak jak teraz chełpią się oprawcami.


18 sierpnia 1944 roku: We wsi Hnilcze pow. Podhajce Ukraińcy zamordowali 8 Polaków, w tym matkę z 2 dzieci zamordowali i spalili w stodole. We wsi Horyniec pow. Lubaczów zamordowali 38-letnią Polkę. We wsi Nowiny Horynieckie pow. Lubaczów upowcy z sotni „Zaliźniaka” spalili gospodarstwa polskie i zamordowali 26 Polaków, całe rodziny. We wsi Pałanykie pow. Rudki zamordowali 19-letnią Weronikę Suchocką. „Tego potwornego dnia poszła do żony swojego brata Józefa po jego ubrania, /.../ dotarła do wsi Pałanykie. Tam wpadła w ręce oprawców, którzy nie wypuścili jej żywej. Bijąc ją, szydzili z młodej „Laszki” i zabawiali się nią. Wreszcie obnażyli ją, przywiązali, wycięli język, siedzącą na konnym wozie, przystroili zielonymi gałęziami... i wozili po wsi jako symbol konającej Polski.  To widowisko trwało przez pół dnia aż do zmroku. Oglądali to wszyscy mieszkańcy Pałynik i nikt nie sprzeciwił się wymyślnym torturom, zadawanym przez zwyrodniałych bandytów z UPA. Wywieźli ją wreszcie w miejsce, na tzw. okopisku,  gdzie grzebano padłe zwierzęta, tam wykopali niewielki dół, w którym przysypano ja ziemią w pozycji stojącej, aż po szyję. Zakrwawiona głowa z nieruchoma twarzą i łzawiącymi oczami... została na polu sama. Wszyscy ją opuścili, choć płaczące oczy świadczyły, że jeszcze żyje, lecz nie jest w stanie wydostać się spod ziemi... Nikt nie wie, kiedy skonała. Nazajutrz złoczyńcy przysypali głowę ziemią, tworząc nagrobek młodej polskiej męczennicy, którą dobry Bóg z pewnością zaliczył do grona swoich świętych i męczenników” (Karol Olearczyk vel Olejarczyk; w: Siekierka..., s. 863 – 864; lwowskie). 

czwartek, 16 sierpnia 2018

15 sierpnia w Warszawie trwało powstanie a w Mucznem UPA zarzynała Polaków.


Mord w Mucznem - 15 sierpnia 1944

15 sierpnia 1944 roku w Mucznem zostało wymordowanych 74 Polaków. Byli to uciekinierzy przed falą represji i przed frontem. Bestialskiego mordu ukraińscy zwyrodnialcy dokonali przy pomocy kos, siekier i wideł - była to tzw. cicha egzekucja, bez jednego wystrzału a dokonano jej w leśniczówce zwanej Brenzberg.

         We wrześniu 2010 na terenie wsi w pobliżu miejsca zbrodni bieszczadzcy leśnicy postawili pomnik poświęcony ofiarom tragedii.
Wydarzenie to opisał Wojciech Zatwarnicki w dniu 24-26 września 2010 w ,, Nowiny24pl ".

      "Pamiętajmy o ofiarach tej zbrodni"

Pierwsze ciała napotkali w pobliżu budynku. Wśród traw i opłotków znajdywali kolejne. Kobiety, mężczyźni, dzieci... Widać było sutannę duchownego i mundury leśników Ciała nosiły ślady okrutnych tortur ...

Na szczyt Jeleniowatego w pobliżu Mucznego wchodzimy błotnistym, leśnym szlakiem. Towarzyszy nam szum potoku, z rzadka słychać przytłumione szepty. Nastrój jest podniosły. Wchodzimy na rozległą polanę, na której ruiny piwnicy, studnia. Ktoś mówi, że pewnie to one stały się grobem dla pomordowanych. Na środku, pomiędzy konarami starych drzew, potężny dębowy krzyż. Pod jego lewym ramieniem głaz z mosiężną tabliczką: „Pamięci 74 Polaków bestialsko pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów".

*Ich ciała wchłonął las*

Kiedyś była tu leśniczówka Franciszka Króla. Stała się miejscem kaźni dla 74 osób, które szukały schronienia przed wojenną pożogą. Ludzie ci nigdy nie zostali pochowani. Ich ciała wchłonął las. Teraz, 16 września, po 66 latach, rozpoczyna się symboliczny pogrzeb. A wszystko dzięki Antoniemu Derwichowi, miejscowemu leśniczemu. - Chciałem uchronić od zapomnienia tamtą zbrodnię - mówi Derwich.
Rok temu poprosił Jana Mazura, nadleśniczego z Nadleśnictwa Stuposiany, gospodarza terenu, o zezwolenie na ustawienie tu drewnianego krzyża. Nadleśniczy pomysł zaakceptował i zaangażował grono kolegów. Obelisk i krzyż miały stanąć w 65. rocznicę krwawych wydarzeń. Udało się to dopiero teraz.

*Strach pozostał*

W skupieniu słuchamy historii opowiadanej przez Antoniego. Miejscowy proboszcz, ks. Marek Typrowicz, święci pomnik i ziemię. Na naszych oczach dzieje się coś, co powinno stać się ponad pół wieku temu. Choć tak naprawdę nigdy nie powinno się wydarzyć.
Do przypomnienia historii mordu na Jeleniowatym zainspirowało Antoniego Derwicha spotkanie z Alojzym Wiluszyńskim, jedynym żyjącym świadkiem tamtych wydarzeń.
Pan Alojzy mieszka w Warszawie. W Bieszczady przyjeżdżał wielokrotnie. Odwiedzał miejsce, gdzie stał jego dom. Był też na Jeleniowatym. Ciągle się boi. W tamtym czasie był członkiem oddziału samoobrony pod dowództwem oficera AK z Turki. Oddział usiłował zapewnić ochronę najbliższym. Podczas jednej z jego wizyt w Bieszczadach spisali z panem Antonim relację z tamtych dni.

*Kobiety, mężczyźni, dzieci..*

„Rankiem (18 sierpnia) przemykali się pomiędzy bukami grzbietem Jeleniowatego" - czytamy we wspomnieniach. - „Może znajdą chwilę spokoju i trochę żywności u Królów? Do osady podchodzili bardzo ostrożnie. Dokoła panowała cisza mącona intensywnym brzękiem much. Czasem odezwał się leśny ptak, trzasnęła gałązka...
Pierwsze ciała napotkali w pobliżu budynku mieszkalnego, naraz okazało się, że wśród traw i opłotków wciąż znajdywano nowe. Były kobiety, mężczyźni, dzieci. Widać było sutannę duchownego i mundury leśników. Ciała nosiły ślady okrutnych tortur i bestialskiej śmierci. Musiało mieć to miejsce jakieś 2-3 dni temu. Ktoś zaczął liczyć ofiary, ktoś zaczął szukać łopat do godziwego pochówku. Dowódca małym aparatem fotograficznym robił pośpiesznie zdjęcia, przynaglając jednocześnie do jak najszybszego opuszczenia miejsca tragedii, obawiając się, że zostaną prowokacyjnie oskarżeni o popełnienie tej zbrodni. Naliczyli 74 osoby. Ktoś nieśmiało zaoponował, że jemu udało się policzyć 75 ofiar. Nie liczono ponownie. Zmówili modlitwę za zmarłych".

*Ślady krwi prowadziły do lasu*

Potem dowódca rozwiązał oddział. Każdy ruszył w swoją stronę. Alojzy - do rodzinnego domu. Zanim wszedł, podkradł się do zabudowań i długo je obserwował. W końcu odważył się zajrzeć.
- Porozbijane sprzęty, plamy krwi na ścianach i podłodze nie pozostawiały żadnej nadziei - wspomina. - W sieni wisiało ciało ciotki pocięte nożem z kałużą krwi na glinianej polepie. Ślady krwi prowadziły także do lasu... Tam uprowadzono cztery osoby!
Przyczepiona do drewnianej cembrowiny kartka obwieszczała o wykonaniu wyroku na Lachach.
Alojzy pozostał sam.

*Chłopiec to widział*

Z materiałów rzeszowskiego IPN wynika, że bezpośrednim świadkiem masakry na Jeleniowatym był 14-letni chłopiec, który w chwili tragedii znajdował się poza leśniczówką. „W sierpniu, 1944 r. Polacy z rodzinami uciekali do lasu na Jasieniów (Jeleniowate)" - czytamy w materiałach IPN. - „Później w Sokolikach pojawił się chłopiec, który opowiadał, że 15 sierpnia, wracając rankiem zobaczył jak upowcy otaczają leśniczówkę. Potem słyszał ich wrzaski oraz krzyki i płacz ofiar. Chłopiec uciekł do Sokolik, ale dręczony niepewnością o los bliskich powrócił do lasu, gdzie został przez upowców pojmany i zamordowany".

"Po prostu czcimy pamięć"

Historia na Jeleniowatym to jedna z wielu tragedii, jakie rozegrały się w Bieszczadach za sprawą UPA.
- Tylko w sierpniu 1944 r. zginęło co najmniej 219 polskich mieszkańców dziesięciu wsi górnego Nadsania. Są to dane potwierdzone przez dokumenty i zeznania świadków - mówi Antoni Derwich i zaraz zaznacza:
- Nie nawołujemy do ukarania winnych, nie potępiamy nikogo, nie wskazujemy odpowiedzialnych. Po prostu czcimy pamięć osób cywilnych i bezbronnych, którym nie dano szans na przetrwanie. Mamy do tego prawo. To jest nasz obowiązek.

Wojciech Zatwarnicki http://www.nowiny24.pl/bieszczady/art/6095663,bieszczadcy-lesnicy-postawili-pomnik-dla-pomordowanych-przez-upa,id,t.html
„Nowiny”, 24-26 września 2010 r.

środa, 15 sierpnia 2018

15 sierpnia 1942 r. we wsi Kazimierka pow. Kostopol policjanci ukraińscy usiłowali nie dopuścić do uroczystości Wniebowzięcia NMP





15 sierpnia  (święto Wniebowzięcia NMP)
1942 roku we wsi Kazimierka pow. Kostopol policjanci ukraińscy usiłowali nie dopuścić do uroczystości Wniebowzięcia NMP, które od 1871 roku gromadziły tysiące wiernych z bliższych i dalszych okolic. Zabronili też kapłanom opuścić plebanię. Po interwencji policji niemieckiej z Kostopola msza odbyła się po południu, gdy większość wiernych rozjechała się lub rozeszła. Był to ostatni po 314 latach istnienia parafii odpust w Kazimierce i ostatnie pielgrzymki do cudownego obrazu. Kościół Ukraińcy zniszczyli przy pomocy materiałów wybuchowych w Wielkim Tygodniu 1943 r.

http://isakowicz.pl/szlakiem-wolynskich-krzyzy-miejsce-po-kosciele-w-kazimierce/

wtorek, 14 sierpnia 2018

78. rocznica pierwszego transportu więźniów z Warszawy do Auschwitz


15 sierpnia 1940 roku do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau przybył pierwszy transport ludności z Warszawy. Byli to więźniowie Pawiaka oraz osoby schwytane podczas ulicznych łapanek. Razem około 1600 osób. Transport ten, był pod względem ilości przywiezionych więźniów, jednym z większych jakie miał miejsce w roku 1940.
Większość ludzi przybyłych do Auschwitz stanowili Polacy, jedynie kilka osób z tej grupy było pochodzenia żydowskiego. Trzeba zaznaczyć, że pierwszy transport Żydów do Oświęcimia miał miejsce 15 lutego 1942 roku, czyli prawie dwa lata później, od kiedy fabryka śmierci Auschwitz zaczęła funkcjonować. Jest to o tyle ważne gdyż wiele osób w Polsce, a zwłaszcza poza granicami naszego kraju nie zdaje sobie sprawy z tego, że pierwszymi więźniami Oświęcimia byli właśnie Polacy. Należy ten fakt podkreślać, chociażby po to by nikt nie powiedział, że w Auschwitz nie ginęli nasi Rodacy. Bardzo dobrze opisał to w swojej książce „Zapomniany Holokaust. Polacy pod okupacją niemiecka 1939-1944”, amerykański historyk Richard Lukas.
O samych warunkach transportu nie wiadomo praktycznie nic, nie zachowały się żadne dokumenty lub też relacje mówiące o tym wydarzeniu. Pewne jest jedynie to, że osoby przywiezione tego dnia do Auschwitz zostało skierowane do prac przy rozbudowie obozu. Niestety nie wiadomo ilu ludzi z pierwszego  „warszawskiego” transportu przeżyło piekło niemieckiego obozu śmierci na polskiej ziemi.
 https://wmeritum.pl/author/arturchomicz

sobota, 11 sierpnia 2018

Jak protestanci udawali Katolików - Deutche Christen


Od dziś Wielki Mały Brat ma na nas oko




Izraelski rząd kilka dni temu uruchomił program szpiegowania użytkowników sieci społecznościowych na całym świecie. Wyszukuje on wszelkie „posty antysemickie” – za które też są uważane nieprzychylne uwagi pod adresem państwa Izrael – zestawiane w specjalnych raportach przez ekspertów ministerstwa ds. diaspory. Pozyskane informacje mają być pretekstem do domagania się od rządów w danych krajach zdecydowanej reakcji wobec „antysemitów”. Posty wyszukiwane są na Facebooku i Twitterze w języku angielskim, arabskim, francuskim i niemieckim.

więcej>>>https://www.m.pch24.pl/izraelski-rzad-uruchomil-program-tropiacy-antysemitow-w-sieci-na-calym-swiecie-,57895,i.html

piątek, 10 sierpnia 2018

Jak odróżnić żyda od Żyda?







Falsyfikat?
List otwarty do Jerzego Urbana
Redakcja „Szpilek”,
00-499 Warszawa,
Plac Trzech Krzyży 16-a
Ja, niżej podpisany Izaak Mosze Goldberg, obywatel polski żydowskiego pochodzenia, który narodowości swej się nie wstydzi i dlatego nie zmienił nazwiska na Kościuszko, Potocki, Zarzycki, Kulczycki, Różański, Michnik, czy Żółkiewski. Piszę do Pana, Panie Urban, ponieważ w felietonie pod tytułem „Pejsy w lustrze” („Szpilki” nr 12/2065 z 22.03.1981) nie napisał Pan całej prawdy, tylko jej połowę. Napisał Pan, że jest Pan Żydem i to jest połowa tej prawdy. Bo Żyd mieszkający w Polsce taki jak Pan, Panie Urban, to nie jest – jak Pan napisał – „odmiana polska”, tylko jest to odmiana Żyda. Tę połowę prawdy też ujawnia Pan trochę ze wstydem: „raz na parę lat w teksty, które drukuję, wpuszczam wzmiankę o moim parchatym pochodzeniu(…) pokazuję pejsy raz na parę lat, gdyż częściej nie przypominam sobie o swoim semickim pochodzeniu”.