czwartek, 16 kwietnia 2020

16 kwietnia 1944r. 4 Pułk Policyjny SS sformowany z ukraińskich ochotników dywizji SS-Galizien dokonał masakry wsi Chodaczków Wielki (woj. tarnopolskie) zabijając 832 Polaków.


16 kwietnia 1944r. 4 Pułk Policyjny SS sformowany z ukraińskich ochotników dywizji SS-Galizien dokonał masakry wsi Chodaczków Wielki (woj. tarnopolskie) zabijając 832 Polaków.
Wieś Chodaczków przed wojną liczyła ponad 2800 mieszkańców, była jedną z największych na ziemi tarnopolskiej. Od 1943 roku funkcjonowała tam polska samoobrona mająca na celu obronę przed bandami UPA. W kwietniu 1944 front niemiecko-sowiecki zbliżył się w okolice Chodaczkowa. Wieś została zajęta ukraińskimi ochotnikami z 4. Pułku SS złożonej z Ukraińców. Pułk SS miał wesprzeć wojska niemieckie oblężone przez siły sowieckie w Tarnopolu.

Ukraińska policja po dotarciu do Chodaczkowa rozpoczęła podpalanie zabudowań i eksterminację mieszkańców wsi. Wiele ofiar zostało zagnanych do stodół i spalonych, do domów wrzucano granaty, osoby uciekające były rozstrzeliwane. Wiele osób zginęło też w wyniku wyrafinowanych mąk ze strony czerni. Źródła podają, że zginęło od 250 do 862 osób. Ofiary pochowano we wspólnej mogile przy ruinach kościoła rzymsko-katolickiego.
                                           ⬇️
http://www.studiowschod.pl/rocznica-zbrodni-w-chodaczowie-wielkim-eksterminacja-wsi-kosztowala-zycie-kilkuset-polakow/
                  Mija kolejna rocznica.
[...]
jesteśmy mimo wszystko
stróżami naszych braci
niewiedza o zaginionych
podważa realność świata
[…]
musimy zatem wiedzieć
policzyć dokładnie
zawołać po imieniu
opatrzyć na drogę
                                           ⬇️
https://prawy.pl/101700-setki-zamordowanych-polakow-mija-kolejna-rocznica-niemiecko-ukrainskiej-zbrodni-w-chodaczkowie-wielkim/
Zdj.(u góry) Krzyż na symbolicznej mogile pomordowanych Polaków ze wsi Chodaczków Wielki znajdujący się na cmentarzu parafialnym w Gajkowie, pow. Oława, woj. dolnośląskie / stowarzyszenie suozun.
Poniżej pomordowani przez ukraińskich zbrodniarzy.

środa, 8 kwietnia 2020

9 kwietnia 1944r. Ukraińcy dokonali zbrodni na 43 polskich mieszkańcach wsi Tomaszowce w powiecie kałuskim.


Tomaszowce były wsią po połowie zamieszkaną przez Polaków i Ukraińców. Według wspomnień zebranych przez Stowarzyszenie Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów od 1943 zaczęły narastać ataki nacjonalistów ukraińskich na tutejszych Polaków. Wiosną 1943 spalono kilka polskich domów i zamordowano kilka osób. Wkrótce potem powtórzył się podobny napad. Podobne ataki zdarzały się w sąsiednich wsiach. Okoliczności te zmusiły Polaków z Tomaszowiec do nocowania w różnych kryjówkach i schronach, a także u przychylnych im Ukraińców.
9 kwietnia 1944 (Wielkanoc) o godzinie 21. na polską część Tomaszowiec napadła sotnia UPA „Hajdamaki” wraz z lokalną bojówką OUN-B. Był to element szerzej zakrojonej akcji; w tym samym czasie zaatakowano m.in. wsie Dołha Wojniłowska, Pniaki i Sokołów. Napastnicy palili polskie domy i zabijali napotkanych Polaków. Nad niektórymi ofiarami pastwiono się – członkom rodziny Krasuckich poobcinano kończyny, piersi i genitalia. Część ofiar spłonęła żywcem. Spalono 300 gospodarstw, według raportu Okręgowej Delegatury Rządu zabito 43 osoby.

Według wspomnień świadków, już po tym ataku na konwój Polaków ewakuujących się z Tomaszowiec, Dąbrowy i Niegowców do Kałusza, ochraniany przez żołnierzy węgierskich i niemieckich, napadł oddział ukraińskich nacjonalistów. Pomimo obrony, napastnikom udało się zabić kilkunastu Polaków, zniszczyć kilka wozów i zabrać przewożone mienie. Także w Kałuszu uchodźcy nie byli bezpieczni – podczas ataku UPA na przedmieścia zginęło 18 osób, w tym dwie osoby z Tomaszowiec.

Sz. Siekierka, H. Komański i E. Różański podają nazwiska 95 mieszkańców Tomaszowiec, którzy stracili życie z rąk ukraińskich nacjonalistów. Fakt zbrodni w Tomaszowcach potwierdza śledztwo IPN (sygn. akt S 10/01/Zi)
Zdj. Tablica Pomnika ofiar zbrodni dokonanej na obywatelach polskich przez OUN-UPA wymieniająca Tomaszowce.

wtorek, 7 kwietnia 2020

8 kwietnia 1943r. w kolonii Brzezina w powiecie Sarny Ukraińcy zamordowali około 130 Polaków.


O świcie 8 kwietnia 1943 roku (mówi się także o 7 kwietnia), gdy Polacy powychodzili z kryjówek, kolonię zaatakowało silne zgrupowanie UPA, które w nocy otoczyło miejscowość, wsparte przez ludność ukraińską ze wsi Hranie i Tryputnie. Słaba smoobrona nie zdołała stawić oporu. Zabudowania kryte strzechą zapaliły się od ostrzału amunicją zapalającą. Polaków mordowano bez względu na płeć i wiek za pomocą broni białej (siekiery, widły, noże, bagnety), do uciekających strzelano. Niektóre ofiary torturowano przed śmiercią. Zabito około 130 osób, 15 było rannych, 20 osób zdołało zbiec. Jedną z rannych była Ukrainka mieszkająca w Brzezinie, która otrzymała 9 pchnięć nożem, omyłkowo wzięta za Polkę.
Zabudowania wsi zostały doszczętnie spalone.

Większość ofiar pochowano następnego dnia w zbiorowej mogile obok budynku szkoły. Ocalałych zabrał do Włodzimierca oddział złożony z około 15 uzbrojonych Polaków.

ZBRODNIA W BRZEZINIE RELACJA STANISŁAWA ŻARCZYŃSKIEGO.
W kolonii Brzezina mieliśmy jako sąsiadów dwie wielodzietne rodziny Miszkiewiczów. Byli to: Lucjan Miszkiewicz  z żoną i gromadką dzieci oraz Piotr Miszkiewicz z żoną i czterema pociechami, z którymi się czasem bawiliśmy.
Do Brzeziny dochodziły informacje o zbrodniach i napadach, jakich Ukraińcy dopuszczali się na Polakach w różnych miejscach Wołynia. Nadeszła już wiosna 1943 r. i mimo zagrożenia trzeba było zacząć uprawę ziemi. 
Rankiem 8 kwietnia 1943 r. ojciec Michał i pracujący u nas Kazimierz udali się w pole orać ziemię. Przed odjazdem Tatuś polecił mi, abym wkrótce przyniósł im siekierę, bowiem zamierzał wyciąć przeszkadzające w pracach drzewo. Po upływie pewnego czasu wziąłem siekierę i udałem się w pole, a jak niosłem ją, to na skraju lasu spotkałem banderowca. Stał za drzewem z karabinem i spytał mnie ostro, gdzie idę z siekierą? Przestraszyłem się,  ale powiedziałem, że do domu i zaraz pobiegłem z powrotem w kierunku gospodarstwa. Gdy wbiegłem do mieszkania padły strzały, a dachy na domu i budynkach gospodarczych natychmiast zapaliły się. Mamusia i siostry wybiegły z domu na podwórko, w pierwszym odruchu, aby ratować inwentarz z płonącej obory.
Padły kolejne strzały, Mamusia upadła, ale jeszcze powiedziała do nas: uciekajcie dzieci, gdzie możecie! Przy bramie w kałuży krwi leżała także siostra Aniela. 
Ojciec później nam mówił, że Stanisława została zabita kłonicą od woza, bo miała siną twarz, a kłonica leżała obok niej. Ukraińcy mordowali mieszkańców Brzeziny tym, co mieli pod ręką, oprócz 
broni palnej siekierami, widłami i nożami. Spalili też wszystkie zabudowania.
Z  literatury wynika, że w Brzezinie upowcy  zamordowali około 130 Polaków w różnym wieku, zapewne wszystkich, którzy  nie zdążyli uciec, w tym dzieci i kobiety.
Nie można tego nazwać inaczej niż 
ludobójstwo!
Ja z Bronisławą uciekłem w krzaki
rosnące przy stawie przyległym do podwórza, a stąd do pobliskiego lasu. Siostra Hania także ukryła się w zaroślach.
Ojciec z Kazikiem, którzy orali ziemię,
zostawili konie i również schronili się w
lesie. Wkrótce w nieznanych mi okolicznościach zaginęła Bronisława i dopiero po wojnie okazało się, że poszła wtedy  do wsi Wydymer, gdzie mieliśmy rodzinę.  My jednak nie znając jej miejsca pobytu  przypuszczaliśmy, że zginęła. Wydymer  w późniejszym czasie został także spalony, ale siostra uratowała się i pojechała  na roboty do Niemiec. Dopiero po wojnie  została odnaleziona dzięki Czerwonemu  Krzyżowi.
Tatuś opowiadał, że przez cały tydzień z Kazikiem i ludźmi, którzy uciekli
z Brzeziny do lasu, grzebali pomordowanych. Przenieśli ich ciała i pochowali je, większość we wspólnej mogile koło  szkoły. Przy drodze, koło naszego domu  stał krzyż, tuż przy nim, w sąsiedztwie  zgliszcz gospodarstwa, pochowali moją  Mamusię oraz siostry Anielę i Stanisławę. 
NASZE LOSY PO SPALENIU
KOLONII BRZEZINA .
Po pochowaniu zamordowanych
mieszkańców Brzeziny mój ojciec Michał
ze mną i Hanią przeniósł się do Czajkowa.
Zatrzymaliśmy się tu u mojej najstarszej
siostry Janiny, będącej żoną osadnika
Wierzchonia. Nie pamiętam, aby mieli oni
dzieci, a ich późniejsze losy pozostają mi
nieznane. W Czajkowie u Wierzchoniów
przebywaliśmy około sześciu tygodni, tj.
do czasu, gdy ojciec zachorował na tyfus. Konieczne było przewiezienie go do
szpitala we Włodzimiercu. Ja i Hania odwiedzaliśmy go w szpitalu, przychodząc
tam ze wsi Prurwa. W tym czasie, bowiem
korzystaliśmy już z gościnności Leontyny Jarosiewicz – siostry mojego ojca,
mieszkającej z córką i jej drugim mężem
Michałem Jarosiewiczem. Pierwszy mąż
Bielawski, którego imienia nie pamiętam,
od dłuższego czasu już nie żył. Kiedy stan
zdrowia Taty poprawił się i mógł opuścić
szpital, także zamieszkał z nami w Prurwie.
W dniu 30 lipca 1943 r. na Prurwę napadli upowcy, ale miejscowa samoobrona nie dała się zaskoczyć. Przypominam
sobie, że wtedy strzelano przez całą noc,
płonął też budynek stodoły w pobliżu
schronu, w którym ukrywałem się wraz z
innymi uchodźcami. Po pewnym czasie
przyjechali Niemcy i ewakuowali Polaków do Włodzimierca. Większość dorosłych uchodźców chcąć uniknąć śmierci z
rąk nacjonalistów ukraińskich, a do tego
przekonywana przez hitlerowców, że to
jedyny sposób na przeżycie wojny, wyjechała na roboty do Niemiec. W ten sposób
postąpiła Leontyna z mężem Michałem i
córką z pierwszego związku, która jednak
tam zmarła. Po wojnie Jarosiewiczowie
przybyli na ziemie odzyskane i otrzymali
gospodarstwo w Nowej Wsi Złotoryjskiej,
powiat legnicki. Urodziła im się córka
Marysia, która zmarła w latach 80. na
chorobę nowotworową i została pochowana na cmentarzu w Gdyni. W latach 60-tych Jarosiewiczowie sprzedali gospodarstwo i  zamieszkali w Kwidzynie, a obecnie spoczywają na tamtejszym cmentarzu.
Ojciec wraz ze mną i Hanią podążył
z polskimi uchodźcami oraz partyzantami
ze samoobrony do wsi Huta Sopaczewska.
Plagą wśród uciekinierów był tyfus, na
który zmarło wielu z nich, bowiem leki
były bardzo trudno dostępne. Walki z bandami UPA ogarnęły także Hutę Sopaczewską i okolice. Z tego okresu przypomniam sobie samolot – niemiecki bądź sowiecki,  który krążąc nad lasem ostrzeliwał uciekających ludzi. Dalsza tułaczka prowadziła w lasy Polesia na Białorusi, gdzie spędziliśmy zimę we wsi Nihowyszcze nad  rozlewiskami rzeki Prypeć. W tej okolicy  oprócz Polaków często widywałem partyzantów polskich i sowieckich. Następnie 
ojciec przybył do wsi Paulinowo znajdującej się także na Białorusi, gdzie zastało nas wyzwolenie spod okupacji niemieckiej i początek władzy sowieckiej. Z Janowa Poleskiego (obecnie miasto Iwanowo – Białoruś) dostał ojciec dokumenty ewakuacyjne do Polski, jako repatriant  ze wschodu. Wkrótce przez Brześć przyjechaliśmy na ziemie rdzennie polskie i  wysiedliśmy w pobliżu Łowicza. Po dwuletnim pobycie w Józefowie koło Rogowa, w 1947 r. ojciec otrzymał z Urzędu  Ziemskiego w Brzezinach przydział na 
poniemieckie gospodarstwo rolne we wsi
Popielawy.
Stanisław Żarczyński
Popielawy, Polska.
Przypisy:
Opowieść Ojca opracował syn – Andrzej Żarczyński.
Zdjęcie tablica pomnika ofiar zbrodni dokonanej na obywatelach polskich przez Ukraińców, OUN-UPA wymieniająca Brzezinę.
 http://wolyn.ovh.org/opisy/brzezina-
_w-09.html
Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej
Wołynia 1939-1945, Tom I, Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 2008,
ISBN 978-83-60748-01-5, ss. 797-798.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Tablica upamiętniająca wymieniająca wieś Mosberg (od 1939r Stanisławówka) w której w nocy z 6 na 7 kwietnia i 21 kwietnia 1944 r. Ukraińcy zamordowali łącznie 205 Polaków.


W nocy z 6 na 7 kwietnia 1944 r. We wsi Moosberg, (od 1939 Stanisławówka) pow. Jaworów UPA wymordowała ponad 30 rodzin polskich liczących około 160 osób oraz uprowadzili 25 osób, po których ślad zaginął.
 Natomiast 21 kwietnia ich ofiarą padło jeszcze 20 osób – łącznie 205 Polaków (Siekierka..., s. 347 – 348; lwowskie).
“6 kwietnia 1944 roku, w Wielki Czwartek, poszedłem spać do swojej kryjówki na strychu, a żona z dziećmi i młodszymi siostrami pozostała w mieszkaniu. Od dłuższego czasu do mojego domu przychodził dość często policjant ukraiński z miejscowego posterunku. Wizyty miały charakter towarzyski, a nawet przyjacielski. Polubiłem go, uwierzyłem w jego przyjacielski stosunek do mnie. Łączyły nas wspólne zainteresowania. Gdy zapadła owa tragiczna noc czwartkowa, ktoś nagle energicznie zapukał do drzwi wejściowych. Moja żona podeszła do drzwi i zapytała: „kto puka?”. Usłyszała znajomy głos tego policjanta. Otworzyła mu bez wahania i zapytała co się stało, że tak późno przychodzi. W odpowiedzi otrzymała uderzenie kolbą karabinu i upadła zemdlona. Potem policjant dobił ją strzałem z karabinu. Mój 5-letni syn przestraszony tym widokiem schował się niepostrzeżenie za tapczan i on był świadkiem tej krwawej sceny. Policjant, za którym weszło do mieszkania dwóch lub trzech morderców, rozkazał pozostałym osobom, to jest Marii, Krystynie i dwójce dzieci ustawić się w rzędzie. Mój trzyletni syn zwrócił się do policjanta: „Jeśli pan chce pieniędzy, to ja panu je dam” i wyjął z kieszeni złotówkę. Wówczas jeden z oprawców porwał dziecko za nogi i roztrzaskał mu główkę o ścianę. Następnie inni zastrzelili obie młodsze siostry mojej żony i moją 6-letnią córeczkę. Po zabójstwie mordercy dokonali w mieszkaniu rabunku. Po jakimś czasie moja córeczka oprzytomniała po otrzymanym postrzale i zaczęła płakać prosząc o picie. Wtedy wpadł do pokoju ów policjant i widząc, że dziecko żyje, dobił je bagnetem” (Józef Korostyński; w: Siekierka..., s. 358 – 359; lwowskie).

6 kwietnia 1944 roku Ukrainiec Myrosław Onyszkewycz „Orest” wydał rozkaz: „Rozkazuję Wam niezwłoczne przeprowadzenie czystki swojego rejonu z elementu polskiego oraz agentów ukraińsko-bolszewickich.

 
6 kwietnia 1944 roku Myrosław Onyszkewycz „Orest” wydał rozkaz: „Rozkazuję Wam niezwłoczne przeprowadzenie czystki swojego rejonu z elementu polskiego oraz agentów ukraińsko-bolszewickich. Czystkę należy przeprowadzić w stanicach słabo zaludnionych przez Polaków. W tym celu stworzyć przy rejonie bojówkę, złożoną z naszych członków, której zadaniem byłaby likwidacja wyżej wymienionych. Większe nasze stanice będą oczyszczone z tego elementu przez nasze oddziały wojackie nawet w biały dzień. /.../ Oczyszczenie terenu musi być zakończone jeszcze przed naszą Wielkanocą, żebyśmy świętowali ją już bez Polaków. /.../ Prowadźcie z nimi twardą, bezpardonową walkę. Nikogo nie oszczędzać, nawet w przypadku małżeństw mieszanych wyciągać z domów Lachów, ale Ukraińców i dzieci w tych domach nie likwidować. /../ Wydobyć broń. Śmierć Polakom. Postój, 6 kwietnia 1944 roku. Sława herojom! Orest, Karat (-)” Rozkaz ten znajduje się w aktach śledztwa przeciwko Myrosławowi Onyszkewyczowi.
W 1948 aresztowany we Wrocławiu. Skazany 2 czerwca 1950 na karę śmierci, wyrok wykonano. Jego siostrzeniec Janusz Onyszkiewicz był dwukrotnie ministrem obrony w III RP z rekomendacji Unii Wolności.

sobota, 4 kwietnia 2020

6 kwietnia 1944 r. we wsi Worochta pow. Sokal Ukraińcy z UPA, oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali 46 Polaków od 1 roku życia do 82 lat

6 kwietnia 1944 r. we wsi Worochta pow. Sokal Ukraińcy z UPA, oraz miejscowi Ukraińcy (m.in. Saneckyj i Kruk) zamordowali 46 Polaków od 1 roku życia do 82 lat - dwa doły z ich zwłokami znajdują się kilkanaście metrów od granicy polsko-ukraińskiej po stronie ukraińskiej, obok słupa granicznego Nr 747.
 „W Wielki Piątek 6 kwietnia 1944 r. grupa ukraińskich nacjonalistów napadła na wieś Worochta. W miejscowym folwarku zastrzelonych zostało co najmniej 30 Polaków. Po egzekucji ich ciała zepchnięte zostały do przygotowanego wcześniej dołu.  Zdaniem świadków najmłodsza ofiara miała zaledwie roczek. 
Ukraińcy spędzili wszystkich do jednego domu – opowiada 71-letnia Helena Górnicka, była mieszkanka Worochty, która obecnie mieszka w Machnówku. – Nam w ostatniej chwili udało się uciec.
Tego szczęścia nie mieli jej dziadkowie Franciszka i Eliasz Skopik, banda UPA zamordowała także czworo ich dzieci.

– Moi wujkowie i ciocie: Władysław, Michał, Katarzyna, Anna – wylicza pani Helena. – Młodych zabili niedaleko folwarku, starszych przy fosie, gdzie zakopywano zdechłe zwierzęta. Niektórych żywcem pogrzebano, bo ziemia przez trzy dni się ruszała…
W kilka miesięcy później ich mogiła znalazła się w pasie granicznym.
Część ofiar pochowano też w pobliskim Tarnoszynie (w czasie wojny mordów w tej wsi dokonywali funkcjonariusze ukraińskiej policji i członkowie UPA). 
Jak ustalił IPN, za współudział w dokonaniu zbrodni w Tarnoszynie skazany został w październiku 1978 r. przez zamojski sąd na karę śmierci Iwan M. vel Jan Maslij. Śledztwo w sprawie zbrodni w Worochcie prowadzi pion śledczy IPN. „W toku śledztwa zgromadzono materiał dowodowy dotyczący pacyfikacji wsi Worochta, która miała miejsce w dniu 6 kwietnia 1944 roku. Sprawcy zbrodni między innymi zastrzelili kilkadziesiąt osób, których ciała wrzucano do uprzednio przygotowanego dołu" – opisuje nam Dorota Cebrat, naczelnik pionu śledczego wrocławskiego oddziału IPN” .(Marek Kozubal: Doły śmierci na polskiej granicy; 27.02.2016; w: https://www.rp.pl/Historia/302279988-Doly-smierci-na-polskiej-granicy.html

Fot.Worochta. Krzyż na zbiorowej mogile Polskich mieszkańców wsi zamordowanych 06.04.1944 r. przez OUN-UPA.

Grafika Cezarego Krysztopy na cenzurowanym mosadu f*ka.

Dnia 4 kwietnia Facebook całkowicie usunął 13 tysięczną stronę Polish Holokaust.

Administracja faceboka od początku stycznia nęka trzydziesto dniowymi blokadami dostępu redakcję, dziś za grafikę która była logiem strony 30 dniowe bany pojawiły się u wszystkich administratorów, mimo że to jeden z nas dodał tę grafikę zakładając stronę trzy lata temu. Chyba Facebook otrzymał dyrektywy z mosadu by unicestwić naszą pracę i wyeliminować wszystkich którzy mają dostęp.
Pan Cezary Krysztopa po publikacji grafiki też miał z tego tytułu nieprzyjemności, grafika nie spodobała się środowiskom żydowskim i lewicowym o czym pisaliśmy kiedyś.
                                    ⬇️
https://polishholokaust.blogspot.com/2019/03/cezary-krysztopa-na-policji-za.html?m=1
Od pojawienia się oskarżającego nas Polaków spotu przez środowiska żydowskie w którym wykrzykiwano słowa Polish Holokaust i przypisano nam sprawstwo w zagładzie, wprowadzilismy do obiegu hasztag #Polishholokaust. Chcieliśmy poprzez niego pokazać martyrologię Polaków. Udało nam się, strona szybko zyskiwała popularność i mieliśmy osiągi których nawet się nie spodziewaliśmy.
Ale staliśmy się niewygodni za mówienie prawdy, pojawiły się represje, zdjęcie spalonych dzieci w pacyfikacji Michniowa nie może konkurować z mistyczną śmiercią wybranego narodu.
Zdjęcie okazało się zbyt drastyczne by je zakryć, wygodnie usunąć. Więc artykuł opublikowaliśmy na blogu. ⬇️
https://polishholokaust.blogspot.com/2018/07/polacy-nie-beda-ofiarami-drugiej.html?m=1

Wiele kont musiało na nowo powstawać by sprostać wolności słowa Facebooka. Dlatego prosimy was bądźcie żywym dziełem, każdy post który dotyczy kaźni na Narodzie Polskim oznaczajcie hasztagiem. Niech on żyje jak pamięć o pomordowanych rodakach. Nie dajmy jej zginąć.
https://polishholokaust.blogspot.com/2019/07/standardy-fb-czyli-usuniemy-co.html?m=1
                                  ⬇️
https://polishholokaust.blogspot.com/2019/05/standardy-facebooka-odnosnie-historii-i.html?m=1
                                  ⬇️
https://polishholokaust.blogspot.com/2019/04/standardy-facebooka-odnosnie-historii.html?m=1
                                  ⬇️
https://polishholokaust.blogspot.com/2019/01/w-latach-1943-1989-nadano-acznie-5167.html?m=1
Ostatnio nakładając kary, usunięto ze strony zdjęcia Niemieckich morderców które publikowaliśmy. Otrzymaliśmy też bana za prześmiewcze zdjęcie Hitlera które opublikowaliśmy podczas rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau gdzie Yad Vashem dopuścił się zakłamania historii.
Za swe działania przeprosił a Facebookowi powierzono wyczyścić z portalu co szkaluje Instytut.
                               ⬇️
https://polishholokaust.blogspot.com/2020/03/tak-wyglada-wolnosc-sowa-na-facebooku.html?m=1
 

Pozdrawiam wszystkich. Cześć i Chwała Bohaterom!  🇵🇱️