10TP - wypadek na Radzymińskiej
W czwartkowy poranek 25 kwietnia 1939 roku, na bruk drogi Radzymińskiej, z chrzęstem gąsienic, w asyście innych pojazdów wjechał dosyć osobliwy czołg. Kolumna składała się z kilku pojazdów wojskowych, które całe zakurzone i obłocone rwały do przodu. Dzieci i dorośli przystawali by obejrzeć się na to niecodzienne zjawisko, pojazd pędzący na czele wydawał się być czołgiem jednak brak mu było lufy czy nawet jakiegokolwiek KMu. Z luków pojazdów konwoju, wystawały jedynie głowy opatrzone w charakterystyczne hełmy khaki bez daszka i czarne berety. Wozy pojawiły się nagle i jakby znikąd, nikt nic nie wiedział o defiladzie, przemarszu czy manewrach.
Kierowca - mechanik prowadzący pierwszą maszynę, przetarł znużone oczy myśląc:
"Taka trasa... Dzięki Bogu już Warszawa."
Zmęczony ale dumny ze swojego nowego pojazdu, ze swojego kraju, czuł podekscytowanie możliwością wzięcia udziału w testach prototypu polskiego czołgu.
Kiedy nagle na skraju pola widzenia kierowcy, gwałtownie pojawił się jakiś obiekt. Czołgista automatycznie szarpnął za drążki, cedząc przez zaciśnięte zęby:
-"Skurrrww!"
Maszyna twardo szarpnęła się na prawo i w huku spadających gąsienic wyrwała granitowy krawężnik osuwając się do rowu. Przestraszony motocyklista, który nie zauważył wojskowego taboru, zachwiał się na swojej maszynie mało co nie upadając na szosę. Pozostałe pojazdy stanęły natychmiast, z ich wnętrz w pośpiechu zaczęli wyskakiwać żołnierze. Oficer siedzący w wieży "dziwnego" czołgu, zeskoczył na zrytą ziemię obok maszyny. Widząc zerwane gąsienice i pusto obracające się koła krzyknął do pozostałych:
-"Trzeba odrzucić grunt i spróbować naciągnąć gąsienice!"
Przykucnął, dokonując oględzin miejsca gdzie czołg zawisł na garbie rowu. Kierowca wygramolił się z luku zwracając się do swojego dowódcy:
-"Co za gałgan jeden, ledwośmy go minęli. Zmiażdżyliby my go jak nic."
Wokół zaczęła zbierać się gawiedź, ktoś przyniósł aparat fotograficzny i zaczął robić zdjęcia. Pancerniacy próbowali go przegnać ale bezskutecznie. W końcu oficer zirytowany sytuacją rozkazał swojej załodze:
-"Przynieść mi tu płachtę i nakryć wóz! Tylko żwawo, jeszcze sobie nasz nowy czołg wróg szybciej obejrzy niż na defiladzie pojedziem."
*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.
Na ulicy Radzymińskiej, przed czołg 10TP wjechał motocyklista, który najprawdopodobniej nie zauważył wojskowego konwoju. Kierowca, by uniknąć zderzenia i najprawdopodobniej uśmiercenia człowieka na motorze, ostro skręcił w prawo. Czołg wypadł z drogi osuwając się do rowu, zrywając przy tym gąsienice. Do tego maszyna osiadła w tak niedogodny sposób, że aby ponownie nałożyć gąsienice, należało rozebrać część chodnika . W trakcie tych prac, przed niepowołanymi oczami, częściowo chroniła go brezentowa płachta zarzucona na wieżę. Jednak nie zdało to egzaminu. Czołg ze względu na niefortunną pozycję nie mógł wydostać się z pułapki. Koniecznym było, ażeby zniwelować przechył, poszerzenie rowu i dalszy demontaż płyt chodnikowych. Następnie zdjęto lewą taśmę gąsienic i przy pomocy ciągnika artyleryjskiego C7P "ściągnięto" czołg na dno rowu. Dopiero po ponownym założeniu gąsienicy, 10TP wyjechał z tej pułapki.
Tekst jest fragmentem artykułu który ukazał się na moim blogu 👇👇
http://okruchyhistorii.blogspot.com/2017/07/10tp-amerykanin-po-polsku.html?m=1
*Na fotografii:
1. 10TP nakryty plandeką w rowie, po wydarzeniu na ul. Radzymińskiej.
2. Wyciąganie czołgu 10TP przy pomocy ciągnika artyleryjskiego C7P. Przez otwarta klapę po lewej widać sprzęgło boczne.
Post ➡️ #OkrucjyHostorii
#fragment
#10TP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
#PolishHolokaust