11 sierpnia 1944 roku, w czasie Powstania warszawskiego zamordowana została Anna Bożena Zakrzewska ps. Hanka Biała - łączniczka zgrupowania ,,Radosław''. 18-letnia Ania została pośmiertnie odznaczona Krzyżem Walecznych.
Fragment wspomnień sierż. pchor. "Świst":
"Ostatnie zadania na bronionych pozycjach przypadły dziewczętom. "Hanka Biała" biegała po poszczególnych stanowiskach, dotarła również do mnie. Poleciła wszystkim schodzić natychmiast na podwórze, gdzie zebraliśmy się wkrótce wszyscy. Tu "Kuba" cichym głosem, aby nie usłyszeli go Niemcy za murem, oznajmił nam, że szkołę opuszczamy w absolutnej ciszy. Przez zabudowane tereny dotarliśmy do małej uliczki Kolskiej, którą według polecenia "Kuby" - mieliśmy przeskakiwać pojedynczo. On sam znalazł się po skoku do furtki naprzeciw nas, po drugiej stronie uliczki wraz z jednym z naszych chłopaków. Za przeskakującymi posypał się grad pocisków nieprzyjacielskich. Ja zrozumiałem, że tędy cała grupa nie przejdzie i w tym momencie "Kuba" trafiony w głowę upadł bezwładnie na ziemię. Straciliśmy dowódcę. Pobiegła ku niemu sanitariuszka "Irena". Mimo szalonego ostrzału uklękła nad ciałem "Kuby". Gesty jej rąk powiedziały nam wszystko. Na rozkaz dowódcy drużyny "Słonia" - Jurka Gawina wróciliśmy z powrotem na podwórze szkoły. Usłyszeliśmy tam, że przestrzeń do budynku szkoły przy ulicy Okopowej mamy pokonać każdy na własną rękę, że jesteśmy okrążeni przez Niemców. Przed nami kartoflane pole, przez które postanawiam się po prostu przeczołgać. Cała przestrzeń pola była obłożona ogniem broni powtarzalnej, maszynowej i seriami pocisków granatnika ze strony nieprzyjaciela. Byliśmy ze wszystkich stron otoczeni przez wroga. Mimo to rzuciliśmy się do ucieczki. Osłaniała mnie nać kartoflana, a chroniła Matka Boża Nieustającej Pomocy, do której pomodliłem się przed wyruszeniem na pole. Odległość do szkoły oceniałem na jakieś 150 metrów. Po pokonaniu płotu z siatki drucianej, otaczającego podwórze szkoły, znalazłem się na kartoflanym polu przy akompaniamencie nieprzyjacielskiego ognia. Gwizdały nade mną kule i pociski granatników. W tej niebywałej scenerii ruszałem przed siebie. Wkrótce musiałem porzucić mój plecak, zdradzający mój szlak na kartoflisku, wystawał bowiem nad kartoflaną nać. Ale uparcie ciągnąłem za sobą ręczny karabin maszynowy "diechtiarowa" (rkm DP Diegtiariowa kal. 7,62 mm) i dwa tarczowe magazynki amunicji. Przytulony do ziemi czołgałem się uparcie w kierunku szkoły na ulicy Okopowej. Hełm - jak na złość, opadał mi na oczy. Traciłem coraz bardziej siły, czując potworne szczypanie w nieosłoniętych, otartych po łokcie przedramionach. Miałem na sobie mundur wojskowy z "młodszego brata", zawinąłem więc rękawy ponad łokcie. W pewnym momencie zawadziłem o coś prawym zbolałym przedramieniem. To była "Hanka Biała". Ona nie potrzebowała już pomocy. Leżała na brzuchu, jej głowa odwrócona była w lewo, a jej włosy zbryzgane krwią. To była chyba seria z broni maszynowej. Uchylone usta napełnione krwią, zmieszaną z ziemią. Tego widoku "Hanki Białej" nie zapomnę nigdy. Przecież przed godziną ściągnęła mnie ze stanowiska bojowego na drugim piętrze korytarza szkolnego przy ulicy Spokojnej. Z tego okna obserwowałem cmentarz katolicki, skąd strzelałem do wroga, ale on także ostrzeliwał moje okno. "Hanka Biała" była wtedy pogodna, jak zawsze energiczna, żywa. A teraz na tym przeklętym polu leży, spokojna, nieruchoma. Czołgałem się dalej. Do końca wędrówki pozostało mi jeszcze ok. 30 metrów. Wierzyłem, że odległość tę pokonam, że ocaleję. Dotarłem pod mur budynku szkolnego. Prawe przedramię, draśnięte pociskiem przy odrzucaniu plecaka, bolało mnie przeraźliwie."
/Marta Historia Polski Dzień Po Dniu
#Polishholokaust #GermanDeathCamps #StratyWojenne #NiemieckieZbrodnie #DeutscheVerbrechen #GermanCrimes #WW2 #WorldWarTwo #ReparationsForPoland #MadeInGermany #ToMyjesteśmyPamięcią #EuropeanUnion #PowstanieWarszawskie #PW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
#PolishHolokaust