wtorek, 2 maja 2023

3 maja 1945r. W Zatoce Lubeckiej brytyjskie samoloty zatopiły niemieckie statki „Thielbeck”, „Cap Arcona” i „Athen”, na których Niemcy zamknęli blisko 9,5 tys. więźniów z obozu Neuengamme, przewidując, że zostaną one zaatakowane przez alianckie lotnictwo – statki nie były oznakowane flagą Czerwonego Krzyża; szacuje się, że w wyniku ataku zginęło ponad 7 tys. osób.



 

Był 3 maja 1945 roku. Dzień był pochmurny i zimny nad wybrzeżem Morza Bałtyckiego w okolicach Neustadt. Mimo to, w porcie nadal panował ruch: uwijały się małe barki i holowniki, powoli przesuwały się kabotażowce i promy, bujały się patrolowce i motorówki marynarki wojennej. Na redzie portu, w oddali, majaczyły sylwetki dużych statków. Dwa z nich były dużymi statkami pasażerskimi, trzeci był frachtowcem. Stały milcząco w oddali portu. Ponuro i groźnie.


Po południu, około drugiej, niebo nad Bałtykiem wypełniło się rytmicznym warkotem. Brzmiało to jakby nad Lubekę zbliżał się wściekły rój szerszeni.


Ale to nie były szerszenie.


Niebo zaroiło się od brytyjskich samolotów Typhoon. Pomalowane w łaciaty kamuflaż, z biało-czarnymi pasami inwazyjnymi, rycząc potężnymi silnikami i zwinnie manewrując wyglądały niesamowicie. Było to na pewno więcej niż czterdzieści maszyn. Z opóźnieniem, jakby wybudzona ze snu, odezwała się niemiecka artyleria przeciwlotnicza. Czarne obłoczki wykwitały z rzadka między myśliwcami. Niemieckich samolotów od tygodni nikt nie widział. Cóż, ''tysiącletnia Rzesza'' nie dysponowała już odpowiednią liczbą armat i ludzi...


Brytyjczycy zuchwale rzucili się na zakotwiczone statki w Zatoce. Spadali raz po raz, jak ptaki, na milczące jednostki. Ku ich szarym kadłubom mknęły ogniste punkciki rakiet, eksplodując na pokładach i burtach. Tajfuny nie żałowały pięćsetfuntowych bomb. Najpierw zatonął frachtowiec, trafiony rakietami, potem obydwa ''pasażery'', płonąc, położyły się na burtę. Ale Brytyjczycy nie poprzestali na tym. Typhoony nurkowały raz po raz i siały ogniem z działek pokładowych po kłębiących się w wodzie postaciach i szalupach. Okrutne polowanie na ludzi trwało ponad pół godziny, gdy wreszcie brytyjskie samoloty opuściły ogarniętą kłębami dymu zatokę i pomknęły na zachód.


Brytyjscy piloci nie wiedzieli, że tym ostatnim - jak się okazało - nalotem popełnili straszliwą zbrodnię i pomyłkę zarazem...


* * *


Wiosną 1945 roku III Rzesza obracała się w gruzy. Jednak w agonii totalitarnego reżimu wielu ludzi, gorliwych jego architektów, próbowało uniknąć odpowiedzialności za swoje zbrodnie.


Reichsführer SS, Heinrich Himmler prowadził swoją własną grę. Liczył na miękkość Aliantów zachodnich i zawarcie separatystycznego pokoju z USA i Wielką Brytanią. By to sobie umożliwić, sięgnął po swoje argumenty.


Upiorne żywe tarcze.


W rokowaniach, prowadzonych za pośrednictwem hrabiego Folkego Bernadotte, wiceprzewodniczącego Szwedzkiego Czerwonego Krzyża, Himmler zezwolił na ewakuowanie więźniów obozów koncentracyjnych z Danii i Norwegii. Od lutego do kwietnia 1945 roku obozy koncentracyjne Neuengamme, Sachsenhausen, Theresienstadt i Ravensbrück opuściło około 30 000 więźniów. Ewakuowano nie tylko Skandynawów, ale też Polaków, Francuzów, Belgów i Rosjan. Słynne konwoje szwedzkich ''białych autobusów'' (nazwa wzięła się stąd, że pojazdy były pomalowane na śnieżnobiały kolor i odpowiednio oznaczone symbolami CK) wywoziły więźniów do Lubeki, a stamtąd do Malmő w Szwecji.


24 kwietnia 1945 roku Himmler zgodził się na uwolnienie wszystkich więźniów obozów, jeśli tylko Bernadotte będzie pośredniczyć w rokowaniach z USA i Wlk. Brytanią. Hrabia zgodził się - liczył na ocalenie jak największej liczby ludzi. 26 kwietnia jednak do Sztokholmu przybyła odmowna odpowiedź prezydenta USA, Harry'ego Trumana na próby zawarcia pokoju. Na wieść o tym, siedzący w oblężonym Berlinie Hynkel uznał 28 kwietnia Reichsführera za zdrajcę i pozbawił wszelkich stanowisk. Nakazał go nawet aresztować. Zrezygnowany Himmler udał się na północ Niemiec, chcąc wyprosić jakiekolwiek stanowisko od admirała Doenitza.


W związku z tym akcję ewakuacyjną wstrzymano, a ostatnie statki odeszły do Szwecji 30 kwietnia. Problem w tym, że w Zatoce Lubeckiej na statki ''Cap Arcona'', ''Thielbek'' i ''Athen'' załadowano 9400 więźniów KL Neuengamme i KL Stutthof 26 kwietnia na tajny rozkaz dowódcy SS i policji w Hamburgu, generała SS Grafa von Bassewitz-Behra. Na ''Cap Arconie'' znalazło się 4500 więźniów, w tym 400 Polaków ewakuowanych z obozu Wesoła (podobóz KL Auschwitz), 2000 przyjęła ''Athen'', a 2800 - ''Thielbek''. Na redzie był tez statek pasażerski „Deutschland IV”. 1 maja 1945 roku do Lubeki przybyły barki z więźniami z KL Stutthof - z oblężonego w tym czasie przez Armię Czerwoną Helu!


Statki stały się pływającymi kacetami.


Więźniów stłoczono pod pokładami w straszliwej ciasnocie i zaduchu. Statki był niesamowicie przeładowane, każda wolna przestrzeń była zapchana ludźmi. Więźniom nie wolno było wychodzić na pokład. Nie było dla nich jedzenia, odmawiano pomocy medycznej. Ciała zmarłych wyrzucano za burtę. Przeciw takiemu postępowaniu protestowali dowódcy statków, ale nic nie mogli wskórać przeciwko eskorcie SS. Nie dało się dłużej ignorować przeładowania statków i kolejne barki z więźniami zostały zawrócone w nocy z 2 na 3 maja. Co się z nimi stało, o tym niżej...


2 maja Brytyjczycy nadali komunikat, nakazujący wszystkim statkom i okrętom niemieckim powrót do portu i wywieszenie białych flag, ostrzegając, że po 14:00 następnego dnia wszystkie jednostki napotkane na morzu zostaną zbombardowane.


Na co liczyli naziści? Może właśnie na to, co nastąpiło, marząc że ich zbrodnie nie wyjdą na jaw...


Brytyjczycy wiedzieli o obecności statków w Zatoce Lubeckiej, jednak, jak powszechnie się uważa, ponoć wierzyli że na ich pokładach znajdują się niemieccy żołnierze, których nowy rząd admirała Doenitza chciał rzekomo przerzucić do Norwegii. Dzięki programowi wywiadowczemu ULTRA Brytyjczycy wiedzieli, że na północy Niemiec ukrywa się sam Himmler i podejrzewali, że załogi obozów koncentracyjnych będą próbowały się przedostać do Danii, udając marynarzy. Na tym akwenie zatopiono w sumie 28 statków i okrętów tylko pomiędzy 2, a 4 maja. W oczach Brytyjczyków niedopuszczenie do ewakuacji sił niemieckich do Norwegii było priorytetem.


Moim zdaniem to takie tłumaczenia post factum. Brytyjczycy bowiem bardzo dobrze zdawali sobie sprawę, że na statkach znajdują się cywile. Przedstawiciele Szwedzkiego i Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża informowali dowództwo brytyjskie, że na statkach zakotwiczonych w Zatoce Lubeckiej znajdują się więźniowie KL Neuengamme. Informacja taka została przekazana m.in. dowódcy 11. Dywizji Pancernej, gen. Robertsowi, która zbliżała się do Neustadt.


Brytyjskim pilotom 83. Grupy Lotniczej powiedziano, że na pokładach statków znajdują się nazistowscy dygnitarzr i mają je zatopić, a do rozbitków strzelać z broni pokładowej. W ataku wzięło udział pięć eskadr myśliwskich: 184., 193., 197., 263. i 198. Gdy w południe startowały pierwsze Typhoony, do dowództwa 83. Grupy dotarł przedstawiciel Szwedzkiego CK, dr Hans Arnoldsson, który przekazał informację Brytyjczykom, że na statkach są więźniowie. Odpowiedziano mu, że nie można odwołać ataku.


Tymczasem, ze wszystkich statków tylko ''Athen'' zawinął do portu Neustadt o 13:45 i wywiesił białe flagi pomimo gróźb ze strony SS i marynarki wojennej. Kapitan Dietrich Nobmann tym samym ocalił 1998 więźniów na pokładzie swojego statku. ''Athen'' przetrwa wojnę i będzie pływać pod polską banderą.


Na pozostałych nie uczyniono tego. Dowódca ''Thielbeka'', kpt. John Jacobsen, powiedział do swoich ludzi: ''Moi chłopcy bądźcie rozsądni, jednostki marynarki wojennej są nadal wierne. Gdy tylko wciągniemy białą flagę, otworzą do nas ogień''. Także na ''Cap Arconie'' kapitan Heinrich Bertram (były dowódca ''Wilhelma Gustloffa'' i kapitan statku szpitalnego) także chciał wywiesić flagi i oświetlić statek, ale przebywający na pokładzie wachmani zagrozili mu sądem wojennym za zdradę. Bertram w końcu i tak wywiesi flagi.


Co się stało, gdy nadlecieli Brytyjczycy - już wiemy.


Co działo się pod pokładami? Chaos i dramat. Pierwszy zatonął trafiony 30 rakietami ''Thielbek'', bombami oberwał także pasażerski ''Deutschland IV'', po czym przewrócił się. Na ''Cap Arconie'' na najniżej położonych ładowniach SS umieściło więźniów radzieckich. Tylko niewielu z nich wydostało się na pokład, większość udusiła się z braku powietrza, albo zginęła w płomieniach. Na górnych pokładach esesmani, ubrani w kamizelki ratunkowe, próbowali powstrzymać uciekających więźniów. Widziano jednego z nich, jak strzelając naraz z dwóch pistoletów próbował powstrzymać ludzki napór, aż w końcu skończyły mu się naboje i został stratowany. Innych wachmanów zatłuczono na śmierć drągami i pałkami. Taki los spotkał m.in. byłego dowódcę obozu w Salzgitter, Petera Wiemanna. Ale wachmani nadal mieli przewagę, siejąc na oślep z broni maszynowej. Stosy ciał zawalały przejścia. Dym utrudniał widoczność, gryzł w oczy i dusił. Setki ludzi spłonęły żywcem i stopiły się w jedną krwawą masę.


''Na wpół obłąkani, przerażeni tragicznym położeniem więźniowie wybijali czym się dało iluminatory, przez każdą szczelinę pchali się do morza. Byli też i tacy, którzy apatycznie ginęli w płomieniach. Poprzez nieopisany zgiełk, przeraźliwe krzyki, podobne raczej do wycia rozszalałych zwierząt, poprzez mieszaninę trzasków pękających pod wpływem gorąca drewnianych części statku, przebił się znów głos lotniczych silników. To wracały samoloty. Zapewne po to, aby stwierdzić czy dobrze spełniły swoje okrutne zadanie'', wspominał więzień, Marian Socha.


Po godzinie od rozpoczęcia ataku ''Cap Arcona'', ogarnięta dymem i płomieniami, położyła się na lewą burtę. Niektórzy z więźniów zdołali się wydostać na pokład. Nie było jednak dla nich szalup, do tych wsiadali wachmani i marynarze. Jedyną szansą było znalezienie szczątków statku, albo pustych szalup na wodzie. Ci, którzy dostali się do łodzi, musieli kopać i odpychać pozostających w wodzie. Ci, niczym winogrona, oblepiali w szaleńczej panice przeciążone szalupy i wywracali je. Inni pozostali na wraku, wystającym nad wodę. Ci, wystawieni na lodowaty deszcz ze śniegiem i fale, w większości pomarli niedługo potem z zimna. Z Neustadt żaden kuter rybacki nie ruszył na pomoc.


Wtedy wydarzył się krwawy requiem tej masakry. Na płynących w lodowatej wodzie więźniów polowały brytyjskie samoloty, hojnie siejąc ogniem z działek i sypiąc bombami. ''Używaliśmy naszych działek do zabijania gości w wodzie... to było straszne, ale tak nam kazano i to robiliśmy. To była wojna'', wspominał pilot 193. eskadry, Allan Wyse. 


Brzmi to trochę jak ''ja tylko wykonywałem rozkazy'', prawda?


Także esesmani z szalup i motorówek otwierali ogień z pistoletów maszynowych, rzucali granaty, uderzali wiosłami. Gdy brytyjskie samoloty odleciały, z Neustadt ruszyły okręty Kriegsmarine. Te łowiły jednak tylko żołnierzy i marynarzy. Więźniów spychano do wody, bito, strzelano do nich. Na tych więźniów, którym udało się dopłynąć do brzegu, polowali na brzegu nastolatkowie z HJ, młodociani elewi z Kriegsmarine, esesmani, oraz uzbrojeni cywile. Masakra trwała aż do wieczora, gdy przybyłe na miejsce oddziały brytyjskiej 11. Dywizji Pancernej przepędziły morderców.


Żeby być sprawiedliwym, trzeba powiedzieć, że niektórzy Niemcy litowali się nad jeńcami - część motorówek Kriegsmarine ratowała więźniów, udzielano im pomocy, także część cywilów przyjęła pod swe dachy wycieńczonych ludzi.


Wtedy to Brytyjczycy odkryli, co się stało z więźniami, których nie przyjęto na pokłady ''Cap Arcony'' i ''Thielbeka''. Esesmani spławili barki z powrotem na plażę niedaleko Neustadt i tam wymordowali z karabinów maszynowych pięciuset ludzi, w tym kobiety i dzieci.


Z 9400 więźniów na pokładach statków przeżyło tylko kilkuset. Z ''Cap Arcony'' - 350, a z ''Thielbeka'' - zaledwie 50. Co najmniej 6600 osób zginęło w jednej z ostatnich i najbardziej bezsensownych i zbrodniczych akcji II Wojny Światowej. Ciała i szkielety morze wyrzucało na brzeg jeszcze latami, po raz ostatni w 1971 roku...


Tego samego dnia upadł Hamburg, dwa dni później siły niemieckie na północy skapitulowały przed marszałkiem Montgomerym, a pięć dni później skapitulowała cała III Rzesza. Od trzech dni nie żył sam Hynkel. 


Dane dotyczące ataku na statki Brytyjczycy utajnili do 2045 roku.


* * *


Masakra w Zatoce Lubeckiej nie była jedynym tego typu wydarzeniem w ostatnich dniach istnienia „Wielkoniemieckiej Rzeszy”. Była za to jedną z ostatnich. Liczne masakry, będące dziełem Niemców, miały miejsce we Włoszech, Czechach, czy Holandii w ostatnich dniach wojny. Ale ja wymienię tylko trzy mrożące krew przykłady...


8 kwietnia 1945 roku do Celle k. Hanoweru przybył transport 2862 polskich, sowieckich, holenderskich i francuskich więźniów z Drütte, podobozu KL Neuengamme w drodze do KL Bergen-Belsen. Pociąg, którym wieziono więźniów, zatrzymano w Celle. Podczas postoju nastąpił amerykański nalot na miasto, w którym zniszczono m.in. stojący na bocznicy pociąg z amunicją. Wskutek eksplozji, wiele wagonów zostało zniszczonych, zginęła też część więźniów (szacuje się, że 2 tysiące). Ci, którzy mogli, uciekli z wagonów i korzystając, że mieszkańcy miasta ukrywają się w schrnach, włamywali się do sklepów i domów w poszukiwaniu jedzenia i ubrań. Potem udali się do lasu Neustädter Holz, na zachód od miasta, licząc, że dotrą do Aliantów. Po zakończeniu nalotu Niemcy zebrali ad hoc grupę policjantów, gestapowców, esesmanów, chłopców z HJ, strażaków i członków SA. Udali się oni na Hasenjagd - ''polowanie na zające''. Przeczesywali ogródki i okolice linii kolejowej. Krzyki było słychać przez całą pierwszą noc upiornego polowania. Jeden z Niemców wspominał: ''Urządzaliśmy sobie prawdziwe polowania, a strzelaliśmy do zebr, czyli do więźniów ubranych w pasiaki''. Obława trwała trzy dni, do 11 kwietnia. 12 kwietnia miasto zajęli Brytyjczycy. Oblicza się, że zamordowano ok. 170 ludzi. Wielu z nich zatłuczono żywcem - słynny jest przypadek Polaka, Telesfora Świercza, odnalezionego z roztrzaskaną głową w październiku 1945 r. Podobno przywódca HJ z Celle, zapewne nastoletni chłopak, osobiście zastrzelił 20 osób. Z 4000 ewakuowanych więźniów podobozu Drütte tylko 487 dotarło żywych do KL Bergen-Belsen 10 kwietnia. Po wojnie przed sądem stanęło tylko siedmiu uczestników Hasenjagdu. Otrzymali wyroki od 15 do 20 lat więzienia. Wszyscy wyszli jednak do jesieni 1952 roku za ''dobre sprawowanie''...


* * * 


Warto dodać, że nie był to jedyny tego rodzaju przypadek ''polowania''. 2 lutego 1945 roku z KL Mauthausen w Austrii uciekło 419 więźniów - głównie radzieckich jeńców wojennych. Wielu z nich wachmani obozowi zabili jeszcze na terenie obozu, lub tuż poza nim, bo więźniowie byli zbyt schorowani, by dobiec do lasu. By schwytać więźniów, komendant Franz Ziereis zaapelował do lokalnych mieszkańców o pomoc. Członków SA, żandarmerii, młodzieży z HJ, członków Volkssturmu. Obława była czysto dobrowolna.


Warunek był jeden: nikogo nie przyprowadzać żywym.


57 więźniów schwytali członkowie Volkssturmu i odstawili do obozu, gdzie zwymyślano ich za to, że nie zatłukli nieszczęśników. Wszystkich pozostałych zastrzelono, lub zatłuczono na śmierć. Jedynie jedenastu uciekinierów dotrwało końca wojny na wolności. O ile mi wiadomo, jedynym skazanym na wyższy wyrok był Hugo Tacha, żołnierz Wehrmachtu na przepustce, który ochotniczo zgłosił się do ''Hasenjagdu w Mühlviertel''. Skazano go na 20 lat więzienia. 


Jednak w Mühlviertel dwie rodziny pomogły uciekinierom. W Celle nie pomógł nikt. 


* * *


13 kwietnia 1945 roku do Gardelegen k. Magdeburga przybył transport 3000 więźniów obozu koncentracyjnego KL Dora-Mittelbau, ponieważ alianckie naloty zniszczyły tory kolejowe. Większość z nich pognano dalej, pozostałych, którzy nie mogli iść, zamknięto w wielkiej murowanej stodole w majątku Isenschnibbe. W sumie 1016 osób. Do nielicznych wachmanów z SS dołączono kadetów ze szkoły Luftwaffe, chłopców z HJ, Volkssturm, 20 spadochroniarzy z pancerfaustami, a nawet Volksdeutschy (w tym Polaków). Niemcy zablokowali drzwi stodoły i oblali benzyną słomę. Potem ją podpalili. Wewnątrz budynku wybuchł okrutny krzyk, więźniowie tłoczyli się przy drzwiach, albo próbowali wykonywać podkopy, ale do tych Niemcy strzelali z karabinów maszynowych, pistoletów, a nawet pancerfaustów. Do środka wrzucano granaty. Więźniowie krzyczeli, płakali, przeklinali, modlili się. Słychać było krzyki ''Niech żyje Polska'' i ''Vive la France''. Nawet hymny narodowe. Masakra trwała do wieczora. Większość więźniów spłonęła żywcem. Ciężko ranni błagali o dobicie. Następnego dnia do majątku przybył oddział SS, który miał zatrzeć ślady zbrodni i upewnić się, że nikt nie przeżył, jednak zanim zdążyli to zrobić, do Gardelegen wkroczyły oddziały amerykańskiej 102. Dywizji Piechoty. Amerykanie na miejscu odstrzelili wachmanów, w tym jednego, który rzucił się całować ich buty. Okazało się, że rozkaz wymordowania więźniów wydał lokalny naczelnik powiatu Gerhard Thiele, po rozmowie z dowódcą eskorty, SS-Untersturmführerem Erhartem Braunym, gdy dowiedział się, że miasto otoczyli Amerykanie i dalszy marsz nie jest możliwy. Pierwszy nie został nigdy złapany, drugiego osądzono i skazano na dożywocie, zmarł w 1950 roku. Pod stosami spalonych, okrutnie skręconych zwłok Amerykanie znaleźli jedenastu żywych - siedmiu Polaków, trzech Rosjan i Francuza. Większość ofiar stanowili Polacy i Rosjanie, chociaż ustalono narodowość tylko 186 zabitych, zidentyfikowano tylko czterech, dalszych 301 znano tylko z numerów obozowych. Szczątki kazano wyciągać mieszkańcom miasteczka, którzy przed pochowaniem ich je musieli całować. Amerykańscy żołnierze oddali honory poległym i postawili krzyże na ich grobach. W większości bezimienne. 25 kwietnia 1945 roku pułkownik George Lynch, szef sztabu 102. Dywizji, wydał odezwę do mieszkańców Gardelegen z następującymi słowami:


''Niektórzy będą mówić, że to dzieło nazistów, inni wskazywać będą na Gestapo. Nieprawda. Odpowiedzialność ponoszą wszyscy Niemcy... Wasza tak zwana rasa panów pokazała, że panować może tylko w zbrodniach, okrucieństwach i sadyzmie. Sami pozbawiliście się szacunku cywilizowanego świata.''


Myślę, że nie wymaga to żadnego komentarza.


Pozdrawiam, ja, podobno ''wybielajoncy nazistuff''.


Ostatni przypadek omówię w osobnym, specjalnym poście. O czym on będzie? 


Zdradzę jedynie, że post ten nosić będzie oficerski mundur Luftwaffe. Gemeinsam ist man stark!

Post II Wojna Światowa w Kolorze 

Koloryzacja: Kolor na froncie

                                          ⬇️

https://polishholokaust.blogspot.com/2023/04/25-kwietnia-1945-r-niemcy-ewakuowali.html?m=1

                                          ⬇️

https://bohdanpietka.wordpress.com/2015/05/04/zbrodnia-w-zatoce-lubeckiej/

                                          ⬇️

https://histmag.org/zbrodnia-w-zatoce-lubeckiej-12552

#Polishholokaust #GermanDeathCamps #StratyWojenne #NiemieckieZbrodnie #DeutscheVerbrechen #GermanCrimes #WW2 #WorldWarTwo #ReparationsForPoland #MadeInGermany #ToMyjesteśmyPamięcią #EuropeanUnion #Werhmacht #SS #derDeutschenKultur  #KLAuschwitz #KLAuschwitzBirkenau #MarszŚmierci #Neuengamme #KLNeuengamme #Athen #Thielbeck #Deutschland #CapArcona #Flensburg


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust