środa, 24 maja 2023

❗W nocy z 25 na 26 mają 1943 r. we wsi Małe Siedliszcze pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 9-osobową rodzinę Szczurowskich.

 


❗W nocy z 25 na 26 mają 1943 r. we wsi Małe Siedliszcze pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 9-osobową rodzinę Szczurowskich. 


✔️Helena Bielecka (z domu Szczurowska) mieszkała wraz z rodzicami i trojgiem rodzeństwa w Małym Siedliszczu, w 1943 roku miała 14 lat. Relacjonuje:


"Pierwsze dni maja 1943 roku były jednym pasmem strachu i chęci ucieczki. Po nocach się czuwało, były dyżury i przy najmniejszym podejrzeniu ruchu wszyscy byli na nogach, gotowi do ucieczki w zboża i do lasu. Julek mówił: „Mamo, tylko mnie obudź, mam taki schron, że nikt mnie nie znajdzie”. 


Z 25 na 26 maja 1943 roku na noc do nas przyszły z Grud kuzynka Maria Żukowska z córeczką, Adela Sewrukowa z dwojgiem dzieci oraz staruszka Sewrukowa. Bały się, że tej nocy ich wieś będzie mordowana. Nie było gdzie spać, więc tato mnie i Zosie zaprowadził do obory na stryszek z sianem. W nocy obudziły nas jakieś głosy. Noc przedtem pies Brysio całą noc wył. Teraz słychać było jakieś trzaski. Wyprowadzają bydło z obory ? Co się dzieje ? Zosia mówi: „Ja zejdę i zobaczę, ty zostań”. Ale ja się nie zgodziłam. Trzymałam się jej kurczowo i prosiłam, aby została. I tak leżałyśmy cicho. Usłyszałyśmy, że ktoś wchodzi po drabinie. Wstrzymałyśmy oddech. Po chwili powiedział po ukraińsku: „Tu nic nie ma” i zszedł z drabiny. Jeszcze raz trzasnęły gdzieś drzwi i całkiem ucichło. Wtedy cichutko zeszłyśmy z Zosią na dół. Zapamiętałam tylko króliki na wolności, parasolkę rzuconą u drzwi wejściowych szeroko otwartych, i ciszę, okropną ciszę. Weszłyśmy do domu i zobaczyłyśmy mamę całą we krwi na progu sypialni. Podniosła głowę i mówi: „To wy żyjecie?”. Cisza dzwoni w uszach, przerażenie, rozpacz. Co tu się stało? A mama mówi: „Sprawdźcie, może ktoś żyje?. Nieprzytomna i roztrzęsiona ułożyłam z siostra mamę na łóżku. Kurczowo trzymałam się siostry i tylko byłam w stanie szeptać: „Zosiu, uciekajmy”. Ale ona wyniosła zarąbaną 4-letnią Marysię do dużego pokoju, a ja spojrzałam na drugie łóżko – już dniało, powoli mrok się rozjaśniał – i zobaczyłam Jasia, 2,5 letniego brata. Leżał śliczny w białej koszulce, tylko dziwnie główkę miał odrzuconą w bok. Nachyliłam się i zobaczyłam przerąbaną szyję, głowa wisiała na skórze. Tylko krzyknęłam, „mój Jasio nie żyje” i położyłam rękę na jego udzie. Jeszcze poczułam żywe, pulsujące ciało. Chwyciłam się za głowę i wypadłam z pokoju, szukając Zosi. Uczepiłam się jej, nieprzytomna na widok pokotem leżących trupów. Marysia Żukowska córeczkę miała pod sobą. Obie zarąbane, cały pokój we krwi. Czternastoletni Julek leżał obok bez części czaszki, z rozlanym mózgiem. Zosia odwracała ciała sprawdzając, czy ktoś jeszcze żyje. Żyła staruszka Sewrukowa z przerąbaną szczęką. Przeniosłyśmy ją do sypialni mamy. Zosia i i Jasia położyła przy trupach. A ja nieprzytomna, wciąż uczepiona Zosi, szeptałam „Uciekajmy!”. Wtedy mama mówi: „Chowajcie się, jadą jakieś wozy drogą”. Ja wsunęłam się pod łóżko mamy, pod którym była krew Marysi. Zosia schowała się w szafie w dużym pokoju. Weszli. Bałam się oddychać. Noga bandyty była tuż mojej twarzy. Chwilę postał i wyszedł. Po chwili mama mówi: „Helka, idź, gaś”. Cicho szepcę: „Może jeszcze są”. W tym momencie wpada Zosia i mówi cicho: „Cały dach w płomieniach, musimy mamę i staruszkę wyprowadzić (wynieść) z domu w zboże, za stodołę”. Zosia się uwija, wynosi co może i ściele posłanie w życie. Ja, trzęsąc się, tylko szepcę: „Uciekajmy” Wyprowadzamy mamę z domu płonącego. Zosia mówi: „Prowadź, ja skoczę, jeszcze coś wyniosę z domu”. Już dniało. Spojrzałam na mamę i zobaczyłam odrąbane ramię i wiszące ciało. Blada wyszeptała : „Idź, coś jeszcze uratuj, ja sama pójdę”. Kiedy wróciłam, mama leżała w tym samym miejscu, gdzie ja zostawiłam. Zosia wypadła z domu z garnkiem zsiadłego mleka i łyżką. Dowlokłyśmy mamę do żyta za stodołą i już było widno, kiedy przez łąki uciekałyśmy do Kostopola, gdzie była babcia i cała reszta rodziny. W nocy był przymrozek. My bose, w kretonowych koszulinach, przerażone do nieprzytomności. Na trawie był szron i nogi tak mi zmarzły, że z bólu pomyślałam: „Czemu mnie nie zabili”. Wtedy zobaczyłyśmy, że ktoś nas goni. Z lasu wypadli bandyci i do rzeki nas dogonili. Zosia wciągnęła mnie do wody i za rękę przeciągnęła mnie na drugi brzeg. Jej woda sięgała do ramion, a mnie oczy zalewała, przeraźliwie zimna. Obejrzałyśmy się, bandytów nie było. Oni tylko nocami mordowali, a w dzień udawali przyjaciół i niby żal. Wracając z wyprawy palili te domostwa, gdzie były trupy. Spieszyli się, gdyż już świtało. Kiedy nasz dom palili, nawet nie zauważyli, że dzieci nie było, tylko mama i staruszka leżały w sypialni. To nas uratowało. Na wpół żywe z przerażenia, drżące z zimna, bose, w kretonowych koszulinach, oszronionymi łąkami, omijając wsie ukraińskie, o godzinie szóstej rano dotarłyśmy do Kostopola. Nie pamiętam, jak babcia, brat i siostry ojca to przeżyły. Miałam 14 lat i pierwszy raz zobaczyłam światło elektryczne. Brat ojca, Wacek, mieszkał u dalszej kuzynki, a babcia i ciocia Zosia – u cioci Broni, która na stałe mieszkała w Kostopolu. Zaraz rano, brat ojca Wacek i mąż cioci Zosi Józef Reszczyński pojechali zabrać mamę i panią Sewrukową do szpitala. W południe poleciałyśmy do szpitala. Przywieźli mamę sąsiedzi z okolicznych wiosek. Cecylówki i Grud, którzy zobaczyli pożar, przyszli na osiedle w Małym Siedliszczu, zastali pogorzelisko i znaleźli za stodołą mamę i panią Sewrukową. Przywieźli ja do szpitala w Kostopolu 26 maja 1943 roku. Widziałam jak mamę znoszono z wozu całą we krwi i strzępach porąbanej bielizny. Szok, przerażenie, głód i na wpół żywa mama.


Lista Polaków zamordowanych i zranionych przez Ukraińców w nocy z 25 na 26 maja 1943 roku w Małym Siedliszczu:


Mieczysław Szczurowski, ur. w 1903 r., mój ojciec z Małęgo Siedliszcza

Julian Szczurowski, ur. w 1929 r., syn Mieczysława

Maria Szczurowska, ur. w 1939 r., córka Mieczysława

Jan Szczurowski, ur. w 1941 r., syn Mieczysława

Maria Żukowska, około 29-30 lat, kuzynka z Grud

NN. Żukowska, około 3 lat, córka kuzynki

Adela Sewruk, około 40 lat, znajoma

NN. Sewruk, około 6 lat, syn Adeli

NN.Sewruk, około 4 lat, córka Adeli

NN.Sewruk, około 60 lat, teściowa Adeli, z Grud, porąbana siekierą – przeżyła

Aleksandra Szczurowska, ur.w 1905 r., żona Mieczysława, moja mama, z Małego Siedliszcza, porąbana siekierą – przeżyła.


Osoby wymienione pod liczbami porządkowymi od 1 do 9 zostały zarąbane siekierami i spalone w domu. 


Staruszka Sewrukowa została wyleczona, ale miała wykrzywiona twarz po przerąbaniu siekierą szczęki. Żyła gdzieś w Polsce, kontaktu z nią nie miałam. W Kostopolu rozpoczął się nowy etap naszego życia. Po przewiezieniu mamy do szpitala lekarze powiedzieli: „To już trup, szykujcie trumnę”. Wieczorem była narada rodzinna, co z tymi dziewczynami zrobić. U cioci Broni „kostopolanki” była już babcia z córką Kazia i Zosia Reszczyńską, jej mężem i malutkim tygodniowym dzieckiem. Stryj Wacek z żoną Weronką i córka Zosią mieszkał u dalszej kuzynki. Nie wiadomo, co poczną i kto da jeść 14 i 15-letnim dziewczynom. W końcu dalsza kuzynka, która wyszła za mąż za pana, który dogrzebał się niemieckich przodków, i była już folksdojczką, zgodziła się na dach nad głową za to, że Helena będzie pasła jej krowę, ale jeść nie da. Pewna wielka pani, kochanka oficera niemieckiego, której krowę też pasłam w podkostopolskich lasach, dała mi stary płaszcz. Płakałam z rozpaczy, i z głodu, a kiedy dostałam przypadłość kobiecą, wyrwałam kawałek podszewki z tego starego płaszcza – i to była podpaska. Czasem dała mi kawałek spleśniałego sera i suchy kawałek chleba. Często dzieliła się ze mną swoim śniadaniem Kazia, która pasła krowy babci. Mama wciąż żyła. W końcu za wypas krów dostawałam, oprócz noclegu, jeden litr mleka do szpitala dla mamy. W czasie wojny Niemcy polskich chorych żywili jak w obozie. W dalszym ciągu po całych dniach i nocach płakałam i rozmyślałam o tym okrutnym świecie, gdzie człowiek przyciskając nogą leżącego na ziemi innego człowieka, zadaje mu śmierć siekierą. I tylko dlatego, że jest Polakiem. Czasami wydawało mi się, że postradałam zmysły i nigdy nie pogodzę się z tym, co się stało. Po trzech miesiącach mama wyszła ze szpitala. Z opuchniętą lewą ręką, opanowana, spokojna, jak gdyby przespała wszystko to co przeżyła. Czy patrząc tylko w kawałek sufitu przez parę tygodni, odrodziła się do życia, pogodzona ze stratą męża i trojga dzieci oraz domu i wszystkiego, co do życia potrzeba?".

Post Agnieszka Marciniuk 

#ToMyjesteśmyPamięcią #PlomienBraterstwa #ПолумяБратерства #NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust