czwartek, 4 maja 2023

❗️5 maja 1943 roku w kol. Lipniki pow. Kostopol, gmina Kostopol, woj. wołyńskie: Ukraińcy zamordowali 22 Polaków: 3-letniego chłopca zabili uderzając głową o ścianę; 29-letniego mężczyznę obwiązali drutem kolczastym i zakłuli ostrym narzędziem...

 


❗️5 maja 1943 roku w kol. Lipniki pow. Kostopol, gmina Kostopol, woj. wołyńskie: Ukraińcy zamordowali 22 Polaków: 3-letniego chłopca zabili uderzając głową o ścianę; 29-letniego mężczyznę obwiązali drutem kolczastym i zakłuli ostrym narzędziem...


W rabunku mienia Polaków pomagały ukraińskie kobiety. Ofiary pochowane zostały bez trumien, w sadach. Jednemu Polakowi za trumnę posłużył żłób do karmienia koni. Zagrody polskie zostały doszczętnie spalone.

----------------------------

✔️ Fragment artykułu "Jak mojego dziadka zaprowadziłem do nieba" Wojciecha Trojanowskiego:


"W dniu 5 maja 1943 roku na sadzeniu ziemniaków, oprócz niego samego, w Lipnikach spotkały się: dwie siostry (ich imiona to Andzia i Bronisława), liczne kuzynostwo oraz dobrzy znajomi i sąsiedzi. Na szczęście najmłodsze pokolenie (kilkanaścioro dzieci wymienionych sióstr) pozostały poza miejscem zdarzenia (prawdopodobnie pod opieką pradziadka Karola w Kostopolu, gdyż on sam również nie wybrał się tego dnia do Lipnik). Po całym dniu ciężkiej pracy rodzina i znajomi zebrali się na wspólnej kolacji, podczas której ciotka (wspomniana gospodyni w Lipnikach) zauważyła nieobecność w domu młodego ukraińskiego parobka. Ponieważ nikt nie mógł się czuć na Ukrainie w tamtych czasach bezpiecznie, wzbudziło to pewien niepokój. Zaraz też ktoś ze znajomych doniósł, iż pod pobliskim lasem błąka się jakiś nieznajomy brodaty typ. Zanim wiadomość tą jednak zdołano potwierdzić, brodacz ów zapadł się jak zły duch pod ziemię. Wesołe nastawienie, będące efektem całodniowej pracy w towarzystwie bliskich, przytępiło niestety ostrożność i cała ekipa bez niepokoju udała się na zasłużony spoczynek. Dziadkowi, oraz dwom kuzynom, jako najmłodszym, miejsce do spania przypadło poza przepełnionym domem. Majową noc mieli oni spędzić w stogu słomy w podwórzu. Zmęczeni zasnęli jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Ich sen nie trwał jednak długo. Wnet zbudził dziadka ogłuszający terkot wystrzałów charakterystyczny dla broni maszynowej. Według relacji naocznego światka zamieszkałego w połączonej z Lipnikami wiosce Kamienna Góra, przed domem nagle wyrósł spod ziemi około trzystuosobowy oddział odzianych na czarno UP-owców. Najpierw ostrzelali oni fasadę budynku, a następnie wdarli się do jego środka. Strzelali do każdego, bez względu na płeć i wiek. W zasadzie tylko jednemu znajomemu, spośród wszystkich, którzy przebywali wewnątrz domu, udało się ujść stamtąd z życiem. Niegroźnie postrzelony z automatu udał upadek, desperacko wsuwając się pod jedno z łóżek. Gdy Ukraińcy opuścili dom, rozbijając okiennice wyskoczył przez zamknięte okno a następnie biegnąc co sił zniknął w ciemnościach. Po latach spotkał się z moim dziadkiem na Dolnym Śląsku. Miał wtedy okazję zdać mu relację z tego co działo się w środku chałupy. Jak mówił, cała podłoga domu w Lipnikach tonęła w krwi. W tym czasie dziadek razem z dwoma kuzynami, modląc się o szczęśliwy traf, ostrożnie wycofał się z miejsca kaźni. Podobno całą powrotną drogę do Kostopola przebyli biegnąc. Trauma, która musiała im towarzyszyć była porażająca i jak się później okazało, miała odtąd towarzyszyć im do końca życia. Trudno wprost sobie wyobrazić, jak wielkie piętno wywarło na nich tamto piekło. Śmierć dwóch sióstr osierociła całą rzeszę dzieci, którymi później zaopiekowała się reszta rodziny. Sporą ich część przygarnął pradziadek Karol. Dziadek pomagał mu w utrzymaniu tej czeredy. Niestety pomoc ta trwała krótko. W niedługim czasie gestapo zrobiło w Kostopolu masową łapankę i dziadek wraz liczną grupą młodych Polek i Polaków wywieziony został daleko w głąb Rzeszy na roboty. Tuż przed zakończeniu wojny znalazł się na krótko w oddziałach armii Andersa, a następnie powrócił do komunistycznego już kraju, gdzie w Kotlinie Kłodzkiej, a konkretnie w Długopolu Zdrój poznał naszą babcię".


✔️Fragment z pamiętnika Heleny Dziekońskiej z domu Myczkowskiej pisanego w latach 1990-1995:


"I zaczęła się droga przez mękę, ukraińskie bandy grasowały. Zaczęły dochodzić słuchy że się piątkują, tzn. że będą napadać po pięciu na jedną rodzinę. W mieście to przerażało. Bałam się. Mój mąż piątego maja w czterdziestym trzecim roku pojechał jak zwykle do naszego domu. Obok mieszkali moi rodzice. Oni nigdzie nie wyjeżdżali. Ojciec powtarzał, że nic nikomu nie jest winien, że mają go za co zamordować. Nie pomogły prośby. Powiedział zostaję. Mąż mój pojechał, aby pomóc przy sadzeniu ziemniaków. Z mężem moim pojechała mojej siostry córka, Halina Łoś 17-to letnia dziewczynka, żeby pomóc przy sadzeniu ziemniaków u dziadków. Zeszło do wieczora, a to było takie osiedle małe dziewięć domów, sami Polacy. Nazywali się to Lipniki Kostopolskie. […] Teraz wracam do tego co zaszło po posadzeniu ziemniaków. Postanowili nie wracać do miasta bo to było niebezpieczne. Kawałek przez las. Postanowili przenocować w lesie. Zaszyć się gdzieś w krzakach. Na środku tego osiedla mieszkał taki nazwiskiem Łoś Stanisław. tam się schodzili starsi, a młodsi wartowali. I jak się wybierali iść do lasu, mój brat Adam i mój mąż i mego męża brat Władysław i ta moja siostrzenica Halina, i ona właśnie mówi pójdę po Helenkę Łosiów niech idzie z nami do lasu. Ta już była w łóżku, ale Halina ją uprosiła żeby wstała i poszła do lasu i dała się namówić poszła do lasu. A moi rodzice też tam przyszli bo tam chodziła warta, to tam u tych Łosiów gdzie się schodzili. I godzina jedenasta przed północą Ukraińcy dali znać. Zaczęli wychodzić z lasu część otoczyła dom, tam gdzie byli zebrani, a inni ruszyli po domach i ogrodach gdzie kogo napotkali to prowadzili do tego domu. Kazali się kłaść na podłodze, a gospodarzowi przynosić jedzenie, pocieszali że nie zabiją jak się nasycili to gospodarzowi kazali się położyć na łóżku, bo już nie było miejsca na podłodze. A jeden chłopak nazywał się Paweł Jucewicz, biegł by zawiadomić matkę że się zbliża banda. Nie wiem ile lat miał. Znałam go, może czternaście i jego rodziców też znałam. Ojciec jego wtedy już nie żył, złapali go na ulicy i też tam zaprowadzili. On leżał na podłodze obok łóżka, na którym leżał gospodarz, zaczęli strzelać z pojedynczych pistoletów czy karabinów tego ja już nie wiem. Chłopak się wsunął pod łóżko zauważyli strzelali ale nie trafili. Wyszli na podwórze, obleli budynek benzyną i zapalili. Chłopak miał na tyle przytomności i odwagi, wygramolił się z pod łóżka i zaczął uciekać w stronę rzeki. Zauważyli strzelali ale nie trafili. To była mała rzeczka porośnięta krzakami, chłopak przesiedział do rana jak ci co wyszli z lasu żeby zobaczyć co się dzieje. Chłopca matka też gdzieś przesiedziała w sadzie gdzie rosło dużo krzewów porzeczek i jego siostra Ania 16-to letnia uciekła przez okno do ogrodu i nie znaleźli jej tak że cała rodzina miała szczęście. I właśnie wtedy zginęli moi rodzice. Rozpacz moja nie miała granic, bałam się o dzieci, które tak były małe że nie zdawały sobie sprawy z tego co może ich spotkać w najbliższych dniach. Postanowiliśmy gdzieś wyjechać. Ale gdzie? (…) Wyjechaliśmy do Równego, napływ ludności był straszny, ludność uciekała z wiosek do miasta. Koczowali jak cyganie, ale jeszcze gorzej pod szałasami. Było lato, widok okropny. Myśmy wyjechali z takim męża znajomym, nazwisko jego było Pogorzały. On tam miał w Równem rodzinę to i nas zabrał, trzy rodziny razem mieszkało w dwóch pokojach i mała kuchnia. To było wielkie szczęście".

Post Agnieszka Marciniuk 

#ToMyjesteśmyPamięcią #PlomienBraterstwa #ПолумяБратерства

#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust