17 września
- 1939 roku (agresja ZSRR na Polskę):
We wsi Bartatów pow. Gródek Jagielloński ukraińskie bojówki zamordowały 3 miejscowych Polaków a 1 ciężko ranili oraz zatrzymywali uciekinierów i gromadzili w stodole. Wieczorem wszystkich zamordowali, a ciała ofiar spalili w stodole – ponad 50 osób. Łącznie ofiarą ich padło ponad 53 Polaków.
We wsi Dryszczów pow. Brzeżany bojówka Ukraińców OUN rozbroiła dwie drużyny żołnierzy WP, którzy od strony Złoczowa szukali przejścia przez wieś Koniuchy do granicy, a następnie wszystkich wymordowała w pobliskim lesie, około 20 żołnierzy. „Miejscowi Ukraińcy zamordowali 32 Polaków, przeważnie dzieci w wieku szkolnym i młodsze oraz Piotra Żaka, byłego sołtysa” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943 – 1944”, wstęp i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński, Kraków 2003, s. 12 – 14).
We wsi Gaik pow. Brzeżany Ukraińcy zabili Kowalczyka N. l. 70 oraz Krela N. z dwoma synami. (Kubów..., jw.).
We wsi Jasienica Solna pow. Drohobycz Ukraińcy, bojówkarze OUN otoczyli odpoczywających w stodole 15 żołnierzy WP, zamknęli wrota i podpalili – żołnierze spłonęli żywcem.
W lasach Nadleśnictwa Karpiłówka pow. Sarny banda chłopów ukraińskich pod wodzą Wasyla Romanowa napadła na gajówkę: po wybiciu szyb postrzelili gajowego Józefa Kałamarza, rannego przywiązali do ławy powrozem i przerżnęli w poprzek brzucha; jego żonę Otylię zawlekli do stodoły, gdzie ją zbiorowo zgwałcili i zamordowali; podpalili gajówkę i w ogień wrzucili ich trójkę małych dzieci (Siemaszko..., s. 809).
We wsi Kisorycze pow. Sarny został rozstrzelany przez wkraczającą czołówkę wojska sowieckiego po wydaniu i kłamliwym oskarżeniu przez miejscowych Ukraińców gajowy Bartłomiejczyk (Orłowski... ); milicja ukraińska rabowała mienie i aresztowała Polaków.
We wsi Kuropatniki pow. Brzeżany: „Kiedy sowieci dnia 17 IX przeszli granicę na Zbruczu, wtedy wybuchła tzw. rewolucja ukraińska ogłoszona biciem dzwonów w cerkwi i atakiem na szkołę, gdzie rzekomo mieliby być uzbrojeni Polacy, w rzeczywistości byli to nauczyciele swoi i obcy. Stracił wtedy żyjcie jeden chłopiec, przypadkiem tam się znajdujący” („Wspomnienie z życia ks. Franciszka Jastrzębskiego 1890-1962”, w: http://www.kresowianiezkuropatnik.republika.pl/ wspomnienieks.html#11).
We wsi Mikuliczyn pow. Nadwórna miejscowi Ukraińcy bojówkarze OUN zamordowali 15 żołnierzy WP.
W miasteczku Ostróg nad Horyniem pow. Zdołbunów miejscowi Ukraińcy i Żydzi z własnej inicjatywy aresztowali żołnierzy WP; przy ich współpracy NKWD aresztowało Polaków: burmistrza, sędziego, komendanta policji i innych.
We wsi Podzameczek pow. Buczacz Ukraińcy, bojówkarze OUN zamordowali 1 Polaka.
W miasteczku Rożyszcze pow. Łuck grasowała bojówka ukraińska zabijając 4 Polaków, w tym nauczyciela oraz byłego legionistę.
We wsi Słobódka Strusowska pow. Trembowla Ukraińcy, bojówka OUN zamordowała 2 Polaków: 64-letniego prezesa Koła Szlachty Zagrodowej oraz 25-letniego chłopca.
We wsi Soroki pow. Buczacz Ukraińcy zamordowali 13 Polaków: policjanta z posterunku we wsi Zubrzec o nazwisku Bratek oraz 12 osób z trzech polskich rodzin.
W miasteczku Stepań pow. Kostopol uzbrojeni Ukraińcy oraz kilku Żydów brutalnie aresztowało kilkudziesięciu Polaków pełniących różne funkcje w Stepaniu oraz uciekinierów z Polski centralnej i zamknęli ich w opanowanym posterunku, po czym sterroryzowali miasteczko; wcześniej rozbroili posterunek raniąc dwóch policjantów, pozostali uciekli. „Ruch Ukraińców w Stepaniu bardzo poruszył moją mamę, bowiem brat Janek do września pracował w Stepaniu na poczcie jako listonosz i dotychczas nie wrócił do domu... a to, że przeżył zawdzięcza swojemu gospodarzowi i jego synowi, który już wtedy był przywódcą bandy.
A oto jego relacja:
„Było to gdzieś 4-5 września nadleciały trzy niemieckie samoloty i zrzuciły trzy bomby. Celowo na most. Jedna spadła przed mostem i rozerwała się w rowie. Druga tuż przy słupie telefonicznym i uszkodziła przewody, a trzecia wcale się nie rozerwała - nie wybuchła wcale. Naczelnik poczty polecił mi i Henrykowi Piotrowskiemu abyśmy wzięli słupołazy i połączyli rozerwane przewody telefoniczne. Brat opowiada dalej. Ledwo wszedłem na słup i połączyłem przewody, a tu jak spod ziemi wyrasta bardzo duża grupa ludzi i starszych i młodych, którzy kazali rozerwać połączone przewody. Zorientowałem się, że to są ludzie narodowości ukraińskiej. Poznałem dużo młodych z którymi chodziłem do szkoły. Do lochu z nimi - wołali. My u nich byli 20 lat w niewoli, a oni niech posiedzą chociaż 20 dni. Inni znowu wołali, na szubienicę ich! - Zrozumiałem, ze źle z nami. Zaczęto nas popychać w stronę miasta. Myśmy łączyli przewody po drugiej stronie mostu. Gdy nas już zepchnęli prawie do rynku, zjawili się nasi gospodarze mój Jarmoluk i Heńka Piotrowskiego (chyba) Moisiejew … Gospodarze nasi zatrzymali ten pochód i Jarmoluk powiedział: - Chłopcy czepiacie się nie tych co trzeba. Zrobiła się straszna wrzawa , o to, że ktoś tam ma czelność stanąć w obronie Polaków. Wtem na te krzyki przyszedł syn gospodarza, dwa metry wzrostu i powiedział krótko - wypuścić ich. Odezwał się głos a jak pójdą do Huty Stepańskiej to przyjdą strzelcy i będą nas bić!. Odpowiedź była krotka: Ja za nich odpowiadam. Mój gospodarz zabrał mnie do domu i mówi tak: Janek ty się nie gniewaj, ale ja ciebie muszę zamknąć w lochu, czyli w piwnicy zbudowanej na dworze przykrytej dachem od ziemi.. Wyobraź sobie, że ci durnie przyjdą jeszcze raz a jak Miszy nie będzie to ja cię nie obronię. Więc poszedłem bez oporu. Powiedział jeszcze, że jak się uspokoi to ja ciebie odprowadzę do Melnicy (6 km) a potem pójdziesz do domu. Po paru dniach siedzenia w piwnicy otworzyłem drzwi, żeby wpuścić ciepłego powietrza. Usłyszałem straszna strzelaninę. Początkowo jakby trochę dalej a później jakby przenoszącą się do centrum miasta. Walka trwała dość długo. Okazało się, że kompania KOP-u wycofywała się spod rosyjskiej granicy i droga ich wiodła przez Stepań, a więc musieli przejść przez most na rzece Horyń. Gdy weszli na most banda nacjonalistów ukraińskich zaatakowała ich. Podobno zabity został porucznik i kapral. Wojsko jak wojsko szybko rozprawiło się z bandą. Rozgromili, wzięli zakładników, których za miastem rozstrzelali. Jeden z nich był mi znany miał niemieckie nazwisko Kromf Piotr, ale był Ukraińcem...Wojsko chciało puścić z dymem ukraińskie budynki, ale ksiądz proboszcz Stepania wyprosił u nich zaniechanie tego zamiaru”. (Edward Kwiatkowski: „Życiorys Wołyniaka. Wspomnienia z lat 1929-1972”. Opracowanie: Franciszek Burdzy, „Zeszyty łukowieckie”, nr 11 – 12 , Październik 2005 – Grudzień 2006).
W osadzie Szczurzyn pow. Łuck został zamordowany przez Ukraińców Józef Owak (.http://wolyn.ovh.org/opisy/slobodarka-07.html).
W osadzie wojskowej Szyły pow. Krzemieniec miejscowi chłopi ukraińscy zamordowali 1 Polkę i zrabowali całe jej mienie.
We wsi Tajkury pow. Zdolbunów miejscowi chłopi ukraińscy zaprowadzili do lasu na sznurkach zastępcę komendanta posterunku Policji Państwowej, wraz z żoną i córką, gdzie kazali policjantowi wykopać dół, w którym żywcem go pogrzebali. Żonie, Ukraince, darowali życie, los córki jest nieznany.
We wsi Taurów pow. Brzeżany bojówka Ukraińców OUN rozbroiła i wymordowała 20-osobowy oddział żołnierzy WP podążający do granicy z Rumunią, a wieziony przez nich na 12 wozach sprzęt wojskowy został zrabowany, razem z końmi: „17 września 1939 r. podczas wycofywania się oddziałów Wojska Polskiego w kierunku granicy rumuńskiej, do wsi Taurów przyjechał 20 osobowy oddział żołnierzy polskich, z 12 wozami taborowymi. Przewozili oni sprzęt wojskowy. Błądzącym żołnierzom zaofiarował pomoc miejscowy Ukrainiec o nazwisku Semko Mowczka „Szalej”, który zaprowadził zmęczonych żołnierzy za wieś do wąwozu, gdzie już czekali uzbrojeni bojówkarze OUN. Rozbroili kompletnie zaskoczonych żołnierzy i wymordowali. Zwłoki zakopano w miejscu mordu, tabor z końmi i sprzętem zagrabiono. Naocznym świadkiem był mieszkaniec Taurowa, Bolesław Kozakiewicz, który przekazał tę informację Bronisławowi Lenartowiczowi” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni... , jw.).
Na terenie pow. Włodzimierz Wołyński został zatrzymany uciekający przed Niemcami i zamordowany przez Ukraińską bojówkę OUN zakonnik z zakonu w Niepokalanowie brat Kazimierz Świerzewski ( prof. Leszek S. Jankiewicz,; w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich; Kędzierzyn-Koźle 2012).
We wsiach: Zborów oraz Ułazów pow. Lubaczów doszło do pojedynczych zabójstw Polaków dokonanych przez Ukraińców.
We wsi Żuków pow. Brzeżany bojówka Ukraińców OUN zamordowała 8 żołnierzy WP śpiących w stodole „Dnia 17.09. uciekliśmy do Brzeżan z ostatnią partią taborów wojska polskiego, zostawiając wszystko we wsi. /…/ W tym czasie mordowali rodziców Chamara Michała, który nie wychodził prawie nigdy z domu i nie brał żadnego udziału w życiu społecznym polskim. Zamordowano również matkę staruszkę. Syn skrył się w sianie i w ten sposób ocalał. Ojciec kaleka bez nogi, matka, 17–letnia siostra drugiego Chamara zostali zamordowani w bestialski sposób przez „grupę dryszczowską”. Syn, który skrył się pogrzebał ich pod domem, gdyż nikt z Ukraińców nie chciał im dać koni ani zrobić trumny, ani ksiądz obrządku greko--katolickiego, nie chciał przyjąć zwłok na cmentarz. Na wspólnej mogile na podwórzu, przed chatą jest postawiony krzyż. /../ Przewodnikami tych hord ukraińskich Leszczuk Hryńko obecny policjant w Podhajcach. Kiernicki Wasyl, Mekoliszyn Wasyl, zaś cała młodzież żukowska brała udział w wyprawie, nawet dziewczęta współpracowały: jak Stefania Łachaj, Stefania Stefanów, Dońka Biłyk. Chodziły one po wsi z karabinami i wskazały polskim rozbitkom mylne drogi do lasu, gdzie czekający hajdamacy mordowali ich. Łeszczuk Hryńko, mieszka przy gościńcu złoczowskim, pod lasem wraz ze swym ojcem Wasylem, zapraszał na odpoczynek cofających się żołnierzy do swej stodoły. W czasie snu mordowali obaj tych żołnierzy, wyciągali następnie przez rów do lasu i tam ich grzebali. Ten sam Leszczuk Wasyl został w czasie okupacji bolszewickiej wójtem i cały majątek Widajewiczów rozdał między zasłużonych z OUN. Syn jego Hryńko był przez bolszewików poszukiwany jako główny morderca, jednak zdążył ukryć się i zaraz po przyjściu Niemców został policjantem ukraińskim i do tej pory pracuje. Broń w Żukowie zakopana była na cmentarzu i w lesie do 17 IX. Wykopano w tym czasie i rozdano między Ukraińców...”. Zeznanie podpisane pseudonimem „Wicher”. W drugim zeznaniu znajduje się wykaz pomordowanych w Żukowie Polaków: 1.Chamar Aleksander lat 60; 2. Chamar Anastazja lat 60, żona Aleksa; 3. Chamar Mikołaj lat 55; 4. Chamar Anna lat 48 żona Mikołaja; 5. Chamar Eudokia lat 20 córka Mikołaja; 6. Pietruszewski Piotr lat 32; 7. Trzaskowski Mikołaj lat 29” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni…, jw.).
- 1943 roku:
We wsi Jeziorko pow. Stanisławów Ukraińcy banderowcy uprowadzili Polaka, który zaginął bez wieści.
We wsi Kowalówka pow. Buczacz w wyniku donosu policjantów ukraińskich Niemcy aresztowali 17 Polaków, w tym 2 księży, z czego 11 Polaków zginęło.
We wsi Kołodenka pow. Równe Ukraińcy upowcy zamordowali 21-letniego Polaka.
We wsi Sołowa pow. Przemyślany Ukraińcy banderowcy uprowadzili Polkę, kierowniczkę szkoły powszechnej Karolinę Konarską, która zaginęła bez śladu.
W miejscowości Tłuste Miasto pow. Zaleszczyki: 17.X.43. w Tłustem 8 miejscowych ukraińców napadło na dom Lewców. Ojciec zginął, syn ciężko ranny” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174; pisownia oryginalna).
We wsi i majątku Zabłoćce pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy i miejscowi chłopi ukraińscy wymordowali wszystkich Polaków z rodzin polsko-ukraińskich. Mężczyzn, kobiety i dzieci mordowali na miejscu, dziewczęta w lesie po zgwałceniu. Zamordowanych zostało około 58 Polaków (Siemaszko..., s. 838).
We wsi Żdżary Duże pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy i miejscowi chłopi ukraińscy wymordowali wszystkich Polaków z rodzin polsko-ukraińskich. Mężczyzn, kobiety i dzieci mordowali na miejscu, dziewczęta w lesie po zgwałceniu. Zamordowanych zostało około 58 Polaków. Łącznie w Zabłoćcach i Żdżarach Dużych ofiarą tej nazistowskiej czystki dokonanej przez „ukraińskich powstańców” padło około 116 Polaków z rodzin polsko-ukraińskich (Siemaszko..., s. 840).
Na początku września Ukraińcy upowcy obchodzili polskie domy, zapewniając Polaków, że nic nikomu się nie stanie i żeby nie uciekać. Straszyli głodem, jaki ich czeka, gdy wyjadą do Generalnej Guberni.
- 1945 roku:
We wsi Walawa pow. Przemyśl Ukraińcy upowcy zamordowali 8 Polaków, w tym dzieci lat 6, 8 i 13.
- 1947 roku:
We wsi Masłomęcz pow. Hrubieszów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
We wsi Międzyleś pow. Biała Podlaska zamordowali 1 Polaka.
Po 17 września
- 1939 roku:
We wsi Cewelina pow. Horochów miejscowi Ukraińcy mordowali polską ludność, w tym zabili 1 kobietę.
W kolonii Kazimierzów (należącej do wsi sołeckiej Ihrowica) pow. Tarnopol: „W tych dniach przeważnie drogą w kierunku północnym, na Załoźce i Brody, wracali w bezładzie polscy żołnierze, którzy kilka dni wcześniej podążali na południe w kierunku Rumunii. Szli przeważnie małymi grupami z uwagi na napady rabunkowe dokonywane przez młodzież ukraińską. We wsi opowiadano, że w Ihrowicy na Kazimierzowie zatrzymano dwóch polskich oficerów, których zaprowadzono do piwnicy szkolnej. Tam obrabowano ich, rozebrano i zamordowano” (Jan Białowąs: „Krwawa Podolska Wigilia w Ihrowicy 1944 r.”. Lublin 2003 oraz www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ).
Przy trakcie Luboml – Ostrówki – Huszcza miejscowi Ukraińcy zamordowali kilkunastu Polaków, z rodzin ewakuowanych z Tczewa, którzy powracali furmankami do Polski centralnej.
We wsi Okopy pow. Sarny po 17 IX 1939, w czasie wspólnej akcji na „pańskie sobaki” przeprowadzonej przez żołnierzy sowieckich wraz z miejscowymi Ukraińcami, w nadleśnictwie Karpiłówka zamordowani zostali 2 Polacy: leśniczy Stanisław Zalewski oraz gajowy Jan Marcinko, który pokłuty bagnetami konał w męczarniach przez kilka godzin. (Orłowski..., jw.).
We wsi Serchów pow. Sarny, zaraz po wkroczeniu wojsk sowieckich został zamordowany przez Ukraińców leśniczy o nazwisku Serbow, pracował w majątku Serchowo (Edward Orłowski; w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+2013.pdf ).
W jednej z osad wojskowych w pow. Krzemieniec Ukraińcy wymordowali 9 Polaków.
W osadzie wojskowej Sztuń pow. Luboml Ukraińcy aresztowali i odstawili do więzienia w Kowlu 7 osadników polskich. Do czasu deportacji w lutym 1940 r. rabowali Polakom inwentarz żywy i martwy.
W nadleśnictwie Turza Wielka pow. Dolina w dniach wkraczania Armii Sowieckiej do Polski uprowadzony do lasu i tam zastrzelony przez miejscową grupę bojówkarzy leśniczy Józef Pandura. Odnalezione po miesiącu ciało pochowano na cmentarzu we wsi Bołochów (Orłowski..., jw.).
W miasteczku Tuczyn pow. Równe Ukraińcy korzystając z dnia „swobody” danego przez władze sowieckie dla porachunków z Polakami, zabili posterunkowego oraz pobili kilkunastu Polaków.
Do wsi Witonież pow. Łuck dotarł oddział szkolnej kompanii podchorążych i ślad po nim zaginął.
W nocy z 17 na 18 września
- 1939 roku:
We wsiach Bóbrka, Biłka Szlachecka, Żydatycze, Stare Sioło (Małopolska Wschodnia) oraz w wielu okolicznych mają miejsce liczne napady, rabunki, palenie zagród oraz zabójstwa Polaków dokonywane zarówno przez bojówki Ukraińców OUN jak i okolicznych chłopów ukraińskich uzbrojonych w różne narzędzia: siekiery, kosy, widły, noże, łańcuchy, bagnety. Liczba ofiar nie została określona.
We wsi Boków pow. Podhajce Ukraińcy wymordowali 10 Polaków; ustalono 5 nazwisk: Gal Rozalia (matka Marii Pileckiej), Wierzbicka Aniela (z Pileckich), Pilecki Antoni i dwóch jego zięciów: Wierzbicki N. i Zaderecki N. „Mieszkanka wsi Boków Maria Kolasa opowiada kilka historii. Jedną z ofiar wrześniowych mordów była Rozalia Gał, znajoma Marii Kolasy. „- Rozalię zabił Ukrainiec. Jej syn Ignacy ożenił się potem z Ukrainką, siostrą zabójcy - to było z musu, bał się o życie. Potem jak wywozili na Sybir, to ją też wzięli, ale potem na tym Sybirze Ignac z nią już nie był”. Inna tragiczna historia przytoczona przez panią Marię, a ukazująca tragiczne losy naszych rodaków na Wschodzie, dotyczy rodziny Rzędzianowskich. - Ukraińscy przyszli w nocy, a Marcela (Łukaszczyk z domu Rzędzianowska) schowała się na piecu od pieczenia chleba razem z dziećmi. Ukraińcy spytali się brata Marceli, Leona Rzędzianowskiego. “Kto ty jesteś”, on powiedział “Polak jestem”. “Jak żeś Polak to ligaj na próg” powiedzieli. Matka Leona zaczęła straszliwie krzyczeć. Mówiła “Zabijcie mnie, żebym ja tego nie widziała”. Strzelili do niej. Zabili ją. On leżał na progu i ucięli mu głowę. Marcelka, ta co była na piecu, mówiła potem, że tułów mu tak skakał. Ona opowiadała, że tak się strasznie bała. Ukraińcy naszli ją na piecu. Mówili “Darujemy ciebie życie, bo masz męża (Józefa Łukaszczyka) w Niemczech”. „- Pamiętam księdza z Szumlan. Jego Ukraińcy do konia przywiązali, a koń ciągnął go za sobą galopem. Był też nauczyciel o nazwisku Engels, mieszkaniec pobliskich Szumlan, który co niedzielę zjawiał się w parafii w Bokowie. W 1939 r. podobnie jak wspomnianego wcześniej księdza, Ukraińcy przywiązali do konia: - A później wzięli go piłą. Piłą go rżnęli po kawałku. A córka jego i syn się schowali, ale tego syna Stasia podobno złapali i zabili. Buciaki (Buczaki) ze Szumlan mówili, jak go mordowali. Ludkiewicz opowiadał nawet jak wzięli dziecko i rzucili nim o ścianę”. (Joanna Bejma; Pałuki nr 790 [14/2007]; za: „Żniwa cierpienia”; w: http://palukitv.pl/teksty/reportaze/1672-zniwa-cierpienia.html).
W nocy z 17 na 18 września 1939 roku we wsi Leśniki pow. Brzeżany dowództwo nad Ukraińcami w Leśnikach objął Mikołaj Senyszyn syn Piotra. Razem z Michałem Diakowiczem zorganizowali oni bandę.
Wraz z całą wsią (ukraińscy mężczyźni 16-60 lat) wzięli udział w morderstwie na moście w środku wsi, na szosie Brzeżany - Rohatyn. Droga została zastawiona belkami. Każdy przejeżdżający pojazd był zatrzymywany, a pasażerowie, bez względu na wiek i płeć mordowani. Trupy odwożono do lasu; gdzie je zakopano, do dziś dnia nie wiadomo. Pozostałe na drodze 18 trupów w, tym czterech oficerów, po wkroczeniu bolszewików pogrzebał za wsią na cmentarzu wojskowym z r. 1914-1918 Józef Jędrzejewski, z pomocą zamieszkałej w Leśnikach Kseńki Bryk.
Przy zabitych były dokumenty, które od Jędrzejewskiego odebrał obecny w Leśnikach Iwan Jacyszyn syn Mikołaja. W tym czasie koło cerkwi w Leśnikach, w kilkunastu chatach stacjonowała policja z Katowic w liczbie 40-50 ludzi. Stwierdzono, że oddział ten w ogóle z Leśnik nie wyruszył. Prawdopodobnie śpiących i kwaterujących w poszczególnych chatach, Ukraińcy wymordowali, a trupy wywieźli do lasu. Oddział powiatowej Komendy PP. z Tomaszowa Lubelskiego, składający się z Komisarza Tadeusza Pławińskiego i pięciu policjantów wymordowano obok mleczarni, z wyjątkiem komisarza, który cudem uciekł.
W stodole Michała Grześkowa nocowała rodzina uciekinierów, prawdopodobnie z województwa poznańskiego, w liczbie 6-ciu osób. Śpiących wymordował Grześków z pomocą własnej rodziny. Córka Grześkowa nosiła złoty zegarek i biżuterię zrabowaną pomordowanym uciekinierom. Petryna Mikołaj zabił widłami policjanta przed mleczarnią. Szofer który woził majora Wojska Polskiego, prosił o darowanie mu życia, bo zostawił w domu pięcioro dzieci. Na nic się to zdało. Zamordowano go razem z majorem. U Jaremy na podwórzu, obok posiadłości pana Kolbeka, zastrzelono dwóch oficerów – majora i kapitana. Odpowiedzialny za zbrodnię jest komendant OUN Dmytro Semczyszyn z Wierzbowa. Był on porucznikiem „Siczowych Strilciw” w 1914 roku. W sumie Leśnikach zamordowano około 200 osób głównie narodowości Polskiej”.
(Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.).
We wsi Potutory koło Brzeżan w zasadzce na kolumnę samochodów jadących do granicy bojówka Ukraińców OUN zabiła 32 Polaków a 50 zostało rannych. „W sprawie mordów w Potutorach zeznawała pani „Nina” (pseudonim).
W nocy z 17 na 18 września 1939 r. przyniesiono do p. „Niny” na prowizorycznych noszach oficera polskiego por. Ludwika Zwolańskiego z drogi potutorskiej. Porucznik Zwolański (lat 23) jechał samochodem z innymi oficerami. Ukraińcy strzelali do nich z karabinu maszynowego – porucznik Zwolański dostał szereg kul w uda. Rannego przeniesiono do sąsiadki p. „Niny”. Tam opiekował się nim wojskowy lekarz i zabrał go do szpitala powszechnego w Brzeżanach. W tę samą noc na podwórzu p. „Niny” było trzech rannych – dwóch oficerów i jeden żołnierz o nieznanych nazwiskach. Jeden z oficerów ciężko ranny leżał w ogrodzie w kwiatach na leżaku – nie chciał dać się zabrać do mieszkania. Stracił do wszystkich zaufanie, nawet nie chciał przyjąć lampki wina. W dzień zabrano ich na furę do szpitala. W tę samą noc przybyli i nocowali u p. „Niny” trzej oficerowie - dwaj porucznicy i kapitan – starszy pan. Z początku bali się zdrady, nie wiedzieli do kogo przyszli, a później zorientowali się, że są w polskim domu. Kapitan płakał, zeznawał, że Ukraińcy napadli na nich, strzelali z karabinów ręcznych i maszynowych, rzucali ręczne granaty - bomby zapalające na auta i dużo oficerów spaliło się żywcem w tych autach. Grabarz, który ich chował zeznawał później, że musiał „specjalnie duże jamy kopać, ponieważ ręce mieli rozłożone jak na krzyżu” (u ciał zwęglonych nie można było rąk po śmierci złożyć). Jeden z oficerów był trafiony kulą przy kierownicy auta i w tej pozycji został spalony, cały był czarny, tylko miejsce na przegubie ręki, gdzie był owinięty różaniec pozostało białe. Jeden z dwóch wyżej wymienionych poruczników, wziął rower męża p. Niny i rano przed 6-tą godziną pojechał na tragiczne miejsce w Potutorach by zbadać co robią tam dalej Ukraińcy. Otóż widział jak dzicz ukraińska rabowała zniszczone auta i wozy na których jechali uciekinierzy, a którzy zostali pomordowani w bestialski sposób. Okryła ich wspólna mogiła, której wierzchnia warstwa wskutek deszczy jesiennych osiadła i rozmiary tej mogiły były widoczne. Wszyscy ranni oficerowie zostali zabrani do szpitala. P. „Nina” odwiedziła tych oficerów w szpitalu. Leżeli wszyscy pod nr 5. Było ich tam razem 11 ciężko rannych. Jeden z nich, oficer rezerwy – z zawodu nauczyciel około 40 lat, był ranny w głowę, kula wyszła mu nad czołem. Miał żonę i córkę, często wspominał córkę i choć rana zagoiła się - chwilami mówił od rzeczy.
Zmarł w szpitalu pochowany został na cmentarzu brzeżańskim. Najwięcej utkwił w pamięci p. „Niny” oficer z Poznania, wybitnie przystojny, który opowiadał, że jadąc autem w nocy z kolegami widział wokoło łuny. To dzicz ukraińska paliła domy i wsie polskie. Nagle na tej sławnej drodze potutorskiej strzelają do nich, auto stanęło im. Otoczeni zostali przez Ukraińców. W aucie było ich kilku oficerów mieli dwa karabiny, postanowili bronić się. Równocześnie kilkanaście rąk chwyciło za lufy ich karabinów i zaczęło się szamotanie. Jeden z kolegów wyskoczył z auta i od razu został trafiony kulą i padł. Opowiadający musiał przez niego przeskoczyć, został trafiony w rękę i słyszał jeszcze jak tamten konającym głosem zawołał „Jezu”, sam skoczył w rów gdzie położył się i tym sposobem uratował się. Ponieważ noc była wybitnie ciemna – nikt nie mógł go dojrzeć. Leżał w rowie - słabł z upływu krwi i słyszał jak wszystko ucichło. Po pewnym czasie przytomniejąc usłyszał kroki i mowę polską na gościńcu. Był pewny, że to Polacy. Zbliżył się do nich, a to byli Ukraińcy, którzy prowadzili 6 oficerów Polskich. Gdy go zobaczyli – wzięli jego również do tej grupy, zrobili przy nim rewizje osobistą, zabrali mu wszystko, pieniądze, zegarek, metrykę itp. Zobaczyli u niego oryginalną obrączkę, kutą w listki mirtu i to mu chcieli zabrać, zasłonił ją ręką mówiąc „to mi zostawcie”. Rękę zabandażowali mu. Prowadzili całą grupę kawałek około 2 km. Kazali im kłaść się na ziemi, potem stać i znów 2 km prowadzili. Później ustawili ich w szereg i po kolei strzelali z rewolweru. Tamtych sześciu oficerów padło, on był ostatni, trafiony został w obojczyk, przez który przeszła kula. Upadł i udawał, że nie żyje. Hajdamacy ściągnęli z zabitych obuwie i z niego również zdjęli. Nim jednak zdjęli te buty, ciągnęli go po ziemi. Zaciął zęby i nawet nie drgnął. Ukraińcy w łupem odeszli. Gdy wszystko ucichło pełzał na kolanach i brzuchu w kierunku światełka, które zobaczył. Zapukał do chaty nad rzeką, prosząc o ratunek i schronienie. Tam przyjęła go dziewczyna i kobieta, dały mu gorącego mleka, zaopatrzyły rany i położyły do łóżka. Prosił o ołówek i papier, zdawało mu się że umierał, podał adres i prosił, że jak umrze, ażeby pamiętały, gdzie został pochowany – rodzina go zabierze i sowicie wynagrodzi. Stracił przytomność i usnął. Gdy rano obudził się prosił ażeby dano znać do szpitala i zabrano go stamtąd. Rzeczywiście zajechała fura i zawiozła go do szpitala. Największe zdarzenie dla niego było, że zabraną w czasie nocnej rewizji na drodze metrykę przez Ukraińców oddała przed wyjazdem do szpitala dziewczyna, Ukrainka, u której był gościnnie przyjęty.” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.).
W miejscowości Sasów pow. Złoczów Ukraińcy zatrzymali 24 polskich żołnierzy i policjantów, przekazali ich wkraczającym żołnierzom Armii Czerwonej, którzy Polaków rozstrzelali.
- 1943 roku:
We wsi Stara Sól pow. Sambor Ukraińcy zamordowali 5 Polaków.
17 lub 18 września
- 1939 roku:
We wsi Koniuchy uzbrojeni Ukraińcy ostrzelali oddział WP idący do granicy, zabijając 2 żołnierzy. Oddział chcieli rozbroić, ale jeden z żołnierzy rzucił w nich granat, co spowodowało ich ucieczkę, a oddział pomaszerował dalej.
17 i 18 września
- 1939 roku:
W mieście Łuck (Wołyń) bandy Ukraińców i samorzutna „milicja ukraińska” napadają na żołnierzy WP oraz uciekinierów, których rozbrajano, ograbiano i zabijano.
W majątku Romanówka pow. Łuck 17 września chłopi ukraińscy ze wsi Nemir i Tychotyn, uzbrojeni i podpici, z czerwonymi opaskami, zażądali złożenia broni przez oddział WP. Po odmowie w dniu 18 września zaatakowali polski oddział. Po kilkugodzinnej walce, gdy pojawił się oddział sowiecki, Polacy złożyli broń. Ukraińcy pozdzierali z żołnierzy mundury, powiązali i wraz z rannymi – razem około 50 żołnierzy - załadowali na kilka dużych wozów drabiniastych. Kłując bagnetami leżących na wozach, zawieźli ich nad przepływającą w pobliżu rzekę Stochód i tam potopili.(Siemaszko…, s. 634 – 635). Relacjonuje Zygmunt Mogiła-Lisowski: „17 września wycofująca się kompania Wojska Polskiego, prawdopodobnie akademicka, składająca się z młodych chłopców, zatrzymała się w Romanówce na noc. /.../ Nacjonaliści ukraińscy mieli wolną rękę w mordowaniu wycofujących się żołnierzy i polskich uciekinierów z zachodniej Polski, którzy zatrzymywali się na noc w stodołach u chłopów. Rabowali wszystko, a następnie mordowali. Jedna z ich grup zażądała, żeby nocujący w Romanówce żołnierze poddali się. Nasi chłopcy kategorycznie odmówili i stwierdzili, że mogą się poddać najwyżej regularnej armii. Moja mama namawiała ich, żeby uciekali, gdyż wiedzieliśmy już, co im grozi. Część posłuchała, ale 50 czy 60 żołnierzy zostało. Najpierw zostali rozbrojeni przez wojsko rosyjskie, jadące traktem do Kisielina. /.../ Tych, których nie zabito w strzelaninie, a się poddali, Rosjanie przekazali nacjonalistom ukraińskim, mówiąc: „Róbcie z nimi, co chcecie. To jest pańskie wojsko”. Chłopi ukraińscy rozebrali tych młodych żołnierzy do naga. Pokładali na wozy drabiniaste jak snopki siana i zakłuli widłami. Potem ciała ich wywieźli i potopili w jamach torfowych. Wszystkich wymordowali, a zdarzenie to, ze szczegółami, wryło się boleśnie w moją pamięć na zawsze. Po latach, już w wolnej Polsce, starałem się zwrócić uwagę polskim władzom na to miejsce mordu polskich żołnierzy. Powinno ono zostać upamiętnione. Przecież to był mały Katyń na Wołyniu. Rozmawiałem o tym m.in. z nieżyjącym już ś.p. Andrzejem Przewoźnikiem z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, ale sprawa po dziś dzień nie została załatwiona. Szkoda, bo za kilka lat umrą ostatni ludzie pamiętający tę tragedię. Ja do końca życia nie zapomnę twarzy ukraińskiego chłopa, który ściągał wtedy buty z nóg mordowanych polskich żołnierzy. Nieopodal Romanówki były dwie ukraińskie wsie, Tychotyn i Niemir. Pierwsza z nich zachowała się lojalnie w stosunku do nas i nie bardzo się angażowała w ten mord. Druga wieś natomiast była absolutnie opanowana przez nacjonalistów ukraińskich, którzy nazywali siebie Komunistyczną Partią Ukrainy. Odznaczali się czerwonymi opaskami na przedramieniu. 19 września 1939 r. chłopi z Niemira przyszli do naszego majątku. Wyciągnęli nas na zewnątrz. Postawili pod ścianą i zamierzali wszystkich rozstrzelać, tak jak ziemian w innych majątkach. Matkę zaciągnęli do domu, rzekomo szukając broni. Gdy ciotka Aniela spytała, dlaczego nas tam trzymają, jeden z pilnujących nas chłopów odpowiedział: „Jak tylko przyprowadzą z powrotem Lisowską, to razem was wszystkich rozstrzelamy”. Nagle coś zawarczało, zahuczało i przez gazon, na którym rosły lipy i kasztany, zajechał przed dom rosyjski czołg. Siedział w nim oficer rosyjski w skórzanej kurtce. Wyszedł, patrzy, a my tak stoimy pod ścianą: moja siostra cioteczna (mała, 4,5-letnia dziewczynka), moja starsza siostra i ja. Oficer spytał, dlaczego tu stoimy.
- To pamieszcziki, my ich zaraz rozstrzelamy — odpowiedział Ukrainiec.
- I te dzieci też? — zapytał oficer.
- No, to szto, eto pamieszcziki — rzucił krótko chłop.
W tym momencie oficer złapał go za kark, wyjął nagan, kopnął w tyłek Ukraińca, który nas pilnował i powiedział, że jesteśmy wolni. Następnie wezwał do siebie któregoś z tych ukraińskich przywódców i powiedział, że jeśli będą tu ludzi mordowali, to sam ich wszystkich rozstrzela.
- Wy nie macie prawa bez sudu. Od tego sowiecka ja włast. - Trochę się przestraszyli, a myśmy się uratowali”. (Marek A. Koprowski: „Przerwane dzieciństwo”, w: www.kresy.pl/ kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz/przerwane-dziecinstwo).
#ToMyjesteśmyPamięcią #PlomienBraterstwa #ПолумяБратерства
#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
#PolishHolokaust