11 grudnia 1941 r., polski rząd wypowiedział wojnę Japonii. Kraj Kwitnącej Wiśni był – jak się później okazało – jedynym państwem, któremu Polska wypowiedziała wojnę w XX wieku.
Wojna polsko- japońska...
Co ma Japonia do Polski? Kraj, który leży na drugim krańcu świata. Jakie mogły go łączyć interesy i kwestie sporne z naszą ojczyzną? Wydawać by się mogło, że żadne. A jednak 11 grudnia 1941 roku rząd polski na emigracji wypowiedział wojnę Cesarstwu Japońskiemu. Od odzyskania niepodległości po dzień dzisiejszy jest to jedyna taka deklaracja złożona przez Polskę. Mało tego, konflikt trwał 16 lat i był pełen sprzeczności. Wojna ta zasługuje na miano "Najdziwniejszej Wojny" w dziejach naszego kraju, a wręcz w historii w ogóle.
By ujrzeć całą sprawę w pełnym jej spektrum, należy zacząć od początków relacji II RP z krajem kwitnącej wiśni. A właściwie jeszcze wcześniej.
W 1904 roku wybuchła wojna między Rosją a Japonią. W tedy właśnie, w świadomości polskich wojskowych i działaczy politycznych narodził się pomysł współpracy wywiadowczej. Autorem jednego z nich był Józef Piłsudski, który spotkał się we Wiedniu w maju 1904 roku z płk. Utsonomiyą. Ten z kolei zaprosił go do Tokio. Wspólny wróg spowodował, otwarcie płaszczyzny między krajami, jaką była wymiana informacji na temat Rosji. Nieco wcześniej bo w marcu 1904 roku oficer japońskich służb specjalnych, ppłk Motojiro Akashi, przyjechał do Kopenhagi by spotkać się z członkami polskiej Ligi Narodowej. Miał również w Krakowie prowadzić rozmowy z Romanem Dmowskim i jego również zaprosił do Japonii. Chodziło przede wszystkim o ewentualne wzniecenie powstania na ziemiach polskich, przy czym strona japońska nie zamierzała wesprzeć materialnie polaków. Zarówno Liga jak i Dmowski wzbraniali się przed zbrojnym wystąpieniem przeciw Rosji, nie widząc w nim żadnych korzyści dla kraju.
W maju do Warszawy przybywa kapitan Yamawaki Masataka, był to łącznik między sztabami generalnymi obu państw, mający za zadanie zacieśnić współpracę wojskową. Oprócz wspólnego "wroga" jakim była Rosja do takiej współpracy, z budującą dopiero swoją armię Polską Japonię skłaniały dosyć kuriozalne powody. Masataka spytany o nie odpowiedział:
"Skoro przez okres zaborów udało wam się zachować swój język i kulturę, to musieliście mieć prawidłową strukturę rodzinną i odpowiednie zasady wychowania. Rodzice mają posłuch u dzieci, ważnymi wartościami są: szacunek dla tradycji i reguł, pamięć o zmarłych przodkach i wyznawanych przez nich zasadach, wierność ojczyźnie."
Jako drugi powód podał, że Polacy posiadają "prosty kręgosłup." Co miało określać polski charakter narodowy. Czyli poczucie uczciwości, honor i odwaga. Może się to wydawać dziwne, ale jeszcze w okresie zaborów Polska i Polacy byli dobrze znani w Japonii. A to za sprawą majora Yasumasa Fukushima. Który w XIX wieku odbył podróż konną z Berlina do Władywostoku. W raportach ze swojej podróży relacjonował ze szczególnym zapałem wrażenia z kraju nad Wisłą. Był pod wrażeniem Zamku Królewskiego i tragedii zaborów, oraz walk powstańczych. Na podstawie jego tekstów powstała pieśń pod tytułem "Wspomnienie o Polsce" która na początku XX wieku, robiła w Japonii furorę i wzbudzała sympatię do Polaków.
Okres międzywojenny zacieśniał wzajemne stosunki obu krajów. Japonia popierała starania Polski o przyjęcie do Ligi Narodów, oraz przekazywała informacje wywiadowcze na temat wschodnich rejonów Rosji. Przyznawano wzajemnie odznaczenia, Polacy uhonorowali łącznie 51 oficerów japońskich orderem Virtuti Militari. Admirał Heihachiro Togo nosił Wielką Wstęgę Polonia Restituta, a sam cesarz Japonii Yoshihito otrzymał order Orła Białego. Japończycy przyznawali zaś Polakom Ordery Świętego Skarbu.
W latach 1921 - 1922 Japonia próbowała złamać radzieckie szyfry radiowe, bez powodzenia. Kiedy zwrócono się o pomoc do Polski, okazało się, iż nasi kryptolodzy uporali się z tym w tydzień. W skutek czego na prośbę wywiadu japońskiego wysłano do kraju kwitnącej wiśni majora Jana Kowalewskiego.
Współpraca między służbami wywiadów obu państw miała przetrwać nawet w czasie wojny. Jeszcze w 1936 roku na odprawie Oddziału II Sztabu generalnego wywiadu wojskowego, jego szef kapitan Jerzy Niezbrzycki mówił:
"...współpraca z Japończykami musi być nacechowana zawsze 100-procentową lojalnością”.
Jednak politycznie sprawy znów potoczyły się w innym kierunku. Japonia przystąpiła do Państw Osi, układu nieprzyjaznemu Polsce.
1 Września 1939 roku kiedy wojska Wehrmachtu wkroczyły do Polski, Tokio przyjęło to bez entuzjazmu, a nawet ze smutkiem. Sojusznik nazistowskich Niemiec utrzymywał nadal kontakty dyplomatyczne z II RP, a polską ambasadę w Tokio zamknięto dopiero w październiku 1941 roku, w wyniku nacisków wywieranych przez Niemcy. Wszyscy dyplomaci mogli jednak nadal liczyć na immunitet i umożliwiono im wyjazd do wskazanych przez siebie krajów.
Ale wróćmy jeszcze do wydarzeń z `39 roku. Kiedy na Węgry ewakuowali się oficerowie wywiadu, czekali tam na nich już Japońscy agenci. Ustalono dalszą współpracę, a nawet jej rozszerzenie, o dziwo do kręgu zainteresowań i wymiany informacji, obok Rosji trafiła III Rzesza. Japończycy stracili zaufanie do Hitlera po zawarciu przez Niemcy paktu Ribbentrop-Mołotow. Podtrzymanie tych nieoficjalnych stosunków zaaprobował generał Władysław Sikorski. Zaowocowało to tym, iż polscy szpiedzy mogli się swobodnie poruszać po europie wyposażeni w paszporty japońskie, lub Mandżukuo.
Siatka wywiadowcza działała nawet w Berlinie przy ambasadzie Japonii. Polski agent major Michał Rybikowski, dzięki uprzejmości wojskowego attache japońskiej ambasady, pułkownika Makato Onodera, jako obywatel Finlandii został jego tłumaczem. Japończyk zabierał go ze sobą na liczne wyjazdy i spotkania. Polak uczestniczył nawet w rozmowach z admirałem Wilhelmem Canarisem. Dzięki temu Anglicy uzyskiwali informacje na temat stanu przemysłu III Rzeszy, rozmieszczenia strategicznych zapasów i ruchu wojsk.
Wszystko to miało skończyć się, kiedy Cesarstwo Japońskie zaatakowało Perl Harbor, rozpoczynając tym samym wojnę z USA. Anglia jako sojusznik Amerykanów wypowiedziała wojnę Japonii, w raz z nią uczyniły to sojusznicze rządy emigracyjne, w tym Polska.
Reakcja Tokio była dość kuriozalna. Rząd zareagował jedynie na polską deklarację, do tego w sposób nader niespotykany. Premier Japonii Hideki Tojo skomentował całą sytuację:
"Wyzwania Polaków nie przyjmujemy. Polacy, bijąc się o swoją wolność, wypowiedzieli nam wojnę pod presją Wielkiej Brytanii."
Pomimo stanu wojny, współpraca między agentami nadal trwała. Polscy szpiedzy w dalszym ciągu poruszali się po Europie posługując się paszportami dostarczonymi przez Japończyków, nadal trwała wymiana informacji odnośnie ZSRR i Niemiec. Była to więc najdziwniejsza wojna w historii obu tych narodów.
I tak, powszechnie kończy się ta ciekawostka historyczna. Uważa się, iż nie doszło do żadnych starć między wojskiem polskim a żołnierzami cesarza i jedyny fakt zasługujący na uwagę to data podpisania normalizacji stosunków między obydwoma państwami. Rządy PRL, oraz Japonii podpisały taki dokument 8 lutego 1957 roku, oficjalnie kończąc wojnę między krajami dopiero po 16 latach.
Jednak o tyle, o ile można stwierdzić, że polska armia nie brała udziału w walkach w Azji i na Pacyfiku, o tyle nie można mówić, iż Polacy nie walczyli z Japończykami.
Na Pacyfiku znalazły się dwa okręty pływające pod polską banderą. Okręty marynarki handlowej "Puławski" i "Sobieski". Pierwszy pływał od 1941 roku po oceanie indyjskim pełniąc rolę transportowca wojsk. Od marca 1945 roku transportował żołnierzy z Indii do Birmy i Rangoku, w bezpośrednie sąsiedztwo frontu. "Sobieski" natomiast w 1945 roku pływał z wojskiem hinduskim do Bombaju.
Był jeszcze jeden polski marynarz, Kapitan Żeglugi Wielkiej Mikołaj Deppisz, w 1942 roku Wolni Francuzi zaoferowali mu dowodzenie małym bananowcem "Cap des Palmes", który był zamaskowanym niszczycielem i wysłali do ochrony konwojów na Pacyfiku. Bananowiec polował również samotnie na zabłąkane transportowce japońskie i wabił okręty podwodne. Najdłuższy taki rejs trwał 7 miesięcy, zaopatrzenie podejmowano z amerykańskich okrętów baz. Polski kapitan ze swoją francuską załogą zatopił trzy japońskie okręty podwodne.
Kolejnym polskim żołnierzem, któremu odebrano możliwość walki z Niemcami i w zamian za to postanowił bić Japończyków był as polskiego lotnictwa Witold Urbanowicz. W 1943 roku skłócony z dowództwem, został odsunięty od latania i wysłany do USA w celu propagandowym i nakłaniania Polonii amerykańskiej do wstępowania w szeregi wojska polskiego. Tam jednak za sprawą znajomości postarał się o przydział do amerykańskiej 14 Floty Lotniczej. Latał w dywizjonach 16 i 74 na froncie chińskim. 23 października 1943 roku został przeniesiony do elitarnego dywizjonu 75th Fighter Squadron znanego jako "Latające Tygrysy". Tam wykonując misję eskortową nad Changde, zabłysnął jako as myśliwski. Lecąc 11 grudnia samolotem Curtiss P-40 Warhawk i osłaniając bombowce oraz samoloty transportowe musiał samotnie stoczyć walkę z 6 samolotami wroga. Najprawdopodobniej były to Nakajima Ki-44, z których dwa strącił a pozostałe zmusił do ucieczki. Były to jedyne, oficjalnie zaliczone mu przez Amerykanów zestrzelenia, prawdopodobnie dlatego, iż w pobliżu nie było innego samolotu, któremu jankesi mogli by zaliczyć te strącenia. Sam Urbanowicz po powrocie do Anglii, oraz w swojej książce pisze o około 6 zwycięstwach w trakcie swoich "gościnnych występów" na dalekim wschodzie.
Ponad to w 1945 w 81 i 82 brytyjskiej dywizji Zachodnio-afrykańskiej walczyło w Birmie 65 polskich oficerów kontraktowych, a w Królewskim Korpusie Medycznym służbę pełniło około 36 polskich lekarzy.
Było jeszcze wielu polskich lotników i żołnierzy w szeregach angielskiej armii, walczących z Japończykami, nie wspominając o żołnierzach amerykańskich polskiego pochodzenia. Ale w odróżnieniu do tych pierwszych byli to obywatele USA, natomiast większość polaków w brytyjskiej armii uważała się za polaków i po wojnie wróciła do kraju, jeśli tylko aparat rządzący im na to pozwalał.
Na koniec przytoczę jeszcze jedną ciekawą historię. Kiedy Rosjanie wypowiedzieli wojnę Japonii i w sierpniu 1945 roku wkroczyli do Mandżurii, w mieście Harbinie znajdowała się dość duża społeczność polska. Głównie pracownicy kolei, ci emigranci pod dowództwem Bronisława Stefanowicza, utworzyli około 120 osobową grupę oporu. Ochotnicy nazwali siebie "Polskim Sztabem", przyrzekli wierność Polsce, a na ramieniu nosili biało-czerwone opaski. Stoczyli potyczkę z garnizonem Japońskim o dworzec kolejowy, który ostatecznie zajęli i obsadzili. Polacy pilnowali również fabrykę Łopato, Magazyny na lotnisku oraz młyn. Pozycję utrzymali aż do wkroczenia Armii Czerwonej do miasta. Na wiecu 2 września przedstawiciel Armii Czerwonej mówił z uznaniem o Polakach. Kilka dni później NKWD zaczęło aresztowania i wywóz do łagrów polskich "powstańców z Hrabinie".
Tekst jest fragmentem artykułu który ukazał się na moim blogu 👇👇
http://okruchyhistorii.blogspot.com/2016/07/wojna-polsko-japonska-konflikt-ktorego.html?m=1
Post #OkruchyHistorii
⬇️
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
#PolishHolokaust