12 lipca
- 1941 roku:
We Lwowie gestapowcy z nacjonalistami ukraińskimi rozstrzelali 2 polskich profesorów.
W miejscowości Młynów pow. Dubno policja ukraińska fałszywie wskazała Niemcom jako komunistów 35 Polaków i 11 Żydów, którzy zostali rozstrzelani.
We wsi Słobódka Górna pow. Buczacz ukraińscy bojówkarze OUN zamordowali 7 Polaków, w tym nauczyciela z rodziną.
- 1943 roku:
We wsi Biskupicze Małe pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, kilka rodzin.
We wsi i majątku Biskupicze Szlacheckie pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali Polaków: kilka rodzin oraz pracowników majątku, liczba ofiar nie została ustalona.
We wsi Czarnokońce Małe pow. Kopyczyńce: „12.VII.1943. Czarnokońce Małe pow. Kopyczyńce. Ukraińcy: Kulczycki Piotr, Bardecki Piotr, Tudorów Fedor, zamordowali Polaka Jana Dąbrowskiego lat 20. Trupa znaleziono. Sprawców aresztowano” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają w tej wsi żadnego morderstwa.
We wsi Czestny Krest pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali przebijając widłami i rąbiąc siekierami 18 dzieci polskich w wieku 3 – 12 lat wyłapanych w zbożu podczas pogromu kol. Maria Wola i przywiezionych tutaj furmankami.
We wsi Dziegciów pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polaków: matkę z małym dzieckiem, które uciekły ze wsi Smołowa podczas dokonywanej tam rzezi.
W kol. Fundum pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilka rodzin polskich oraz obrabowali i spalili ich domy.
W kol. Grabowiec pow. Łuck zabili „trzy rodziny Tarnaskich i dwie rodziny Romaniewiczów” (Zbigniew Starzyński „Senior”: Anastazy Ryszard Garcyński „Nadzieja” ; w: „Biuletyn informacyjny 27 DWAK” nr 4/2000). W. i E. Siemaszko podają, że w lipcu chłopi ukraińscy zamordowali tutaj 9 Polaków, w tym rodzinę 7-osobową z 5-giem dzieci.
W kol. Granatów pow. Horochów Ukraińcy zamordowali kilkanaście rodzin polskich (okołó 50 osób), imiennie znane jest tylko 7 ofiar.
W osadzie Holendernia pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy zgromadzili rodziny polskie w stodole, zaryglowali drzwi, oblali benzyną i podpalili; żywcem spalili około 50 Polaków.
W kol. Horochówka pow. Horochów na krotko przed napadem, Ukraińcy powiesili wszystkie psy w polskich zagrodach. Rankiem 12 lipca do wsi wkroczyli uzbrojeni w siekiery, widły i broń palną. Mężczyzn i chłopców zgromadzili w jednej zagrodzie i wymordowali. Następnie kobiety i dzieci wprowadzili do jednego domu, gdzie na podłodze już rozłożona była słoma, dom zamknęli i podpalili. Złapali uciekającą Anielę Golisz, związali drutem kolczastym i wrzucili do ognia. Nad zgliszczami latały białe gołębie, a Ukraińcy mówili, że są to dusze Polaków. Imiennie znanych jest 38 ofiar. Zboże zrabowane przez miejscowych Ukraińców zjadła w 1943 r. plaga myszy. W 1944 roku plony spustoszył front wojenny. W 1945 r. Horochówkę zniszczyła trąba powietrzna. Z rzezi ocalała tylko 1 Polka z 2 córkami, ekspatriowana w 1945 r. tuż przed trąbą powietrzną.
W kol. Jachimówka pow. Horochów zamordowali 4 Polaków, w tym 3-osobową rodzinę.
W kol. Janów pow. Horochów zamordowali 2 Polaków.
W kol. Jasionówka pow. Horochów zamordowali 14 Polaków; dwie osoby żywcem wrzucili do studni, dwie osoby powiesili na drucie kolczastym, 5 osób zatłukli drągami. Następnego dnia podczas rabowania gospodarstw polskich wyłapali jeszcze i zamordowali kilka osób.
We wsi Korytnica pow. Horochów zamordowali Polaka uprowadzonego z innej wsi oraz kilka miejscowych rodzin polskich, liczba ofiar nie została ustalona.
W kol. Krzemieniec pow. Horochów zamordowali 10 – 12 rodzin polskich, co najmniej 40 Polaków.
W osadzie Listopadówka pow. Horochów zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, było tutaj 20 gospodarstw polskich, imiennie znane jest tylko 5 ofiar.
We wsi Majdan pow. Zdołbunów zamordowali 20 Polaków, kilka rodzin.
We wsi Majdańska Huta pow. Zdołbunów Polacy mieli zagwarantowane bezpieczeństwo na mocy pisemnej umowy ze sztabem UPA stacjonującym w Antonowcach pow. Krzemieniec, pod warunkiem, że nie wyjadą do miasta i będą dawać świadczenia na rzecz UPA. Przez kilka miesięcy wieś świadczyła daninę: jaja, sery, mleko, zboże, świnie, konie, furmanki, deski na budowę schronów itp. 12 lipca o świcie upowcy spędzili większość mieszkańców do stodoły i spalili żywcem. Pozostali byli mordowani w różnych miejscach, zginęło co najmniej 184 Polaków. Ze wsi uratowało się 11 Polaków, gdyż przebywali poza domem.
W kol. Maria Wola pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy oraz okoliczni chłopi ukraińscy dokonali rzezi 229 Polaków. 30 osób żywych wrzucili do studni i przywalili kamieniami, 13 powiązanych mężczyzn spalili żywcem w stodole, uciekających wyłapywali jeżdżąc na koniach, torturowali, okaleczali i zabijali. Głównymi narzędziami mordu były siekiery, noże, widły, drągi itp. Gwałty, pisk torturowanych dzieci, krzyk matek i ojców okaleczanych i zabijanych niósł się daleko od wsi. Wyłapane w zbożu 18-cioro dzieci w wieku 3 – 12 lat, w tym synów Reginy Futyma: 5-letniego Zbigniewa i 3-letniego Ryszarda, „ukraińscy partyzanci” załadowali na wóz drabiniasty i wywieźli do ukraińskiej wsi Czestny Krest, gdzie pomordowali ich przebijając widłami i rąbiąc siekierami. Zagrody ograbili i spalili, często z ciałami ofiar (Siemaszko..., s. 860 – 863).
W kol. Oktawin pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy z sąsiednich wiosek zamordowali 7 Polaków, którzy nie wyjechali z kolonii.
W kol. Piłsudczyzna pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę.
W kol. Piński Most pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ostatnią mieszkającą tutaj 6-osobową rodzinę polską: 1 mężczyzna, 3 kobiety (żona i 2 jego siostry) oraz 2 dzieci lat 2 i 5.
W kol. Poluchno pow. Horochów zamordowali około 40 Polaków, całe rodziny.
We wsi Poluchno pow. Horochów zamordowali co najmniej 49 Polaków. W jednej rodzinie zarąbali siekierą 6 dzieci w wieku poniżej 15 lat; spalili żywcem w stodole 15 osób.
W miasteczku Poryck pow. Włodzimierz Wołyński w następnym dniu po rzezi 11 lipca Ukraińcy upowcy dokonali ponownego napadu mordując co najmniej 100 Polaków.
W kol. Pustomyty pow. Horochów zamordowali około 50 Polaków. „Przypomniałam sobie, że w tych dniach napadu i morderstwa na Postomyckiej Kolonii k/Horochowa zabili leśniczego, żonę, córkę i małą dwuletnią córeczkę, a obok leśniczówki mieszkali tacy fajni Polacy nazwiska Hołdowańscy. Mieli wiele dzieci, a jednego mieli syna, takiego sportowca atletę, silnie zbudowanego. Podstępem go podeszli. Ukrainiec wszedł do nich do domu i mówi, że pan leśniczy go woła, żeby zaraz przyszedł, a on widzi, że to Ukrainiec, który u leśniczego pracuje. Uwierzył i pobiegł, a tam było pełno bandytów. Złapali go w taka pułapkę i zamordowali. Odrąbali ręce, wydłubali mu oczy, oderżnęli język, uszy i tak go strasznie umęczyli. Ale trzeba trafu, że żona leśniczego odżyła, bo była uderzona siekierą w plecy i upadła twarzą do ziemi, a po jakimś czasie ocuciła się i zobaczyła, że wszyscy nieżywi, a tylko Hołdowański skomlił, bo język miał odcięty i żył jeszcze jego tułów. Ona wyszła z domu, zobaczyła córkę zabitą w klombach kwiatów, polamentowała głośno i szła przez wieś Postomyte w kierunku Horochowa i wołała: dobijcie mnie, zabijcie mnie, nie mam po co żyć. I tak szła przez wieś, prosiła o śmierć, ale nikogo nie spotkała i tak wyszła na drogę traktową, doszła już prawie pod Horochów. Na przedmieściu spotkał ją mój mąż jadąc z Janiny, uciekając też sam przed bandytami. Zszedł z wozu i wsadził ją na wóz ciężko ranną, zawiózł ją na plebanię, opowiedziała swoje przeżycia i zawieźli ją do szpitala i wyleczyła się i z nami razem mieszkała przeszło 7 miesięcy. A jak ona opowiedziała, że tam tak ciężko jęczał jeszcze żywy Tomek Hołdowański, że tak, a tak porąbany to pojechali Polacy uzbrojeni w biały dzień i nie mieli żadnej potyczki. Przywieźli ich zabitych do Horochowa, aby pochować na cmentarzu, a tego pana Hołdowańskiego przywieźli, zrobili Niemcy zdjęcia, że taki tułów jeszcze żyje, wsadzili w samochód i do Lwowa odwieźli to w szpitalu pofotografowali na różne strony i żył jeszcze dwa dni w szpitalu. Zmarł, to było 15 lipca 1943 roku.” (Wspomnienia Józefy Wolf z domu Zawilskiej; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/aleksandrowka-jozefa_wolf.html). Patrz też: „W nocy z 11 na 12 lipca 1943 roku”.
We wsi Pustomyty pow. Horochów zamordowali około 40 Polaków. ”Zwracam się do państwa z pytaniem czy jest możliwość zamieszczenia informacji o mordzie dokonanym na rodzinie mojego dziadka - Kazimierza Sichowskiego pochodzącego z miejscowości Pustomyty w woj. wołyńskim” (Agnieszka Wolszczak, kaysjopeja@gazeta.pl; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; świadek nie podaje, czy mord miał miejsce na kolonii czy we wsi.).
W majątku Radowicze pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 rodziny polskie, w tym 5-miesięcznego chłopca i 3 dzieci (inni: kilka rodzin polskich).
We wsi Rudnia pow. Horochów zamordowali 141 Polaków. „Antoni Sienkiewicz opowiedział mi także, jak Ukraińscy nacjonaliści napadli wcześniej na polską wioskę Rudnia koło Kisielina i mordowali tam Polaków. To było tak: gdy wpadli do domu Leokadii Dobrowolskiej, która mieszkała tam u swego męża, jej udało się ujść z życiem. Tymczasem jej męża i całą rodzinę Dobrowolskich okrutnie zamordowano. W tym napadzie, który miał miejsce około 3 dni przed napadem na Dominopol, zginęła większość mieszkańców polskiej wsi Rudnia. Było to więc albo 08 albo 09 lipca 1943 r.” (Kazimierz i Antonina Sidorowicz, w: jw.). W i E Siemaszko na s. 166 – 168 datują napad na wieś Rudnia na 12 lipca, a wśród pomordowanych 141 Polaków podają także Leokadię Dobrowolską. Już od kwietnia UPA rekwirowała tutaj żywność, miski, łyżki, ręczniki, itp. Część ofiar zabijano na miejscu stosując bestialskie tortury i gwałty, część spędzono pod kapliczkę i tam wyrżnięto za pomocą siekier, kos, noży, wideł itp. Wieś obrabowana i spalona przestała istnieć.
W kol. Smołowa pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali co najmniej 65 Polaków. W kuźni spalili żywcem około 40 osób, w tym kobiety i dzieci; przy gliniankach znaleziono 18-miesięcznego Leszka Bardygę, który ssał pierś zamordowanej matki (bliźniacza siostra Leszka, Alicja, także została zamordowana). Wargockiej będącej w ostatnim miesiącu ciąży rozpruli brzuch, aby „pomóc urodzić Lacha”; starcowi o nazwisku Prymas sąsiedzi Ukraińcy ścięli głowę kosą (Siemaszko..., s. 823). Z tej wsi zdołała uciec do wsi Dziegciów matka z dzieckiem – i tam została zamordowana. W Smołowej na początku lipca Ukrainiec, który miał odwieźć Polkę z synem lat 3 i jej siostrą lat 5 do Włodzimierza, zastrzelił ich tuż za wsią. „Miałam wtedy trzynasty rok. Moi rodzice mieszkali tam od pokoleń. My się bawiliśmy, to było wieczorem. I tak patrzę – pali się ktoś. I patrzyliśmy przez okno, wyszliśmy na dwór, a tu już blisko ogień, pali się wieś. Ale to była rzadka wieś, tak się ogień nie powinien [sam] przerzucać. Tato mówi: „Idziemy z mamą ratować dobytek (maszyna, młynek) do stodoły”. I poszli do stodoły, a my, dzieci, zostaliśmy w domu. Tato chciał z mamą uciekać, ale mama się nie zgodziła. Powiedziała, że woli zginąć, niż zostawić dzieci same. Jak wyszli na podwórze, to tamci już byli. Tato ich znał. Zaczął ich prosić: „Darujcie życie, przecież my razem narabiali, gościli się, co ja wam zawinił?”. Nazwisk ich nie pamiętam. Oni powiedzieli, że „Dosyć wam, Lachom, coście się na naszej zemli nażyli, krwi naszej napili!”. I my przyszli do mieszkania, poklękaliśmy przy stole, mama wzięła krzyżyk do ręki, a na drugiej ręce trzymała dziewięciomiesięcznego synka Edzia. Tato zaczął prosić: „Nie żałujcie na nas kul, wystrzelajcie nas, tylko nie mordujcie!”. I oni puścili serię, to mama upadła, ten krzyżyk tak trzymając w ręce, i poleciała na to dziecko – to nie wiem, czy było zabite, czy zaduszone. Wtedy zginęła mama, dwie młodsze siostry, sześcioletnia Halina i czteroletnia Krysia, i ten chłopaczek. Ta sześcioletnia skoczyła na łóżko i przykryła się, a on ją zaczął czymś bić. Ja w tym czasie z tego strachu zemdlałam. Ile leżałam, to nie wiem. Jak się ocknęłam, to pić mi się strasznie chciało, to pamiętam, że tę krew z podłogi ssałam. Oni nanieśli słomy i podpalili mieszkanie, okna już były powybijane. Podłoga zaczęła się tlić i zapadła się, ogień przygasł. Jak ja się przebudziłam, to pozalewałam ten ogień – woda była w domu. Podeszłam do mamy. Mama była martwa, a tato mówi, żebym uciekała, bo on nie da rady, bo jest ciężko ranny. Ja przez okno uciekłam do sadu, pod taki krzak jaśminu. Tu się wszędzie pali wieś, ogień wszędzie, psy wyją. A starsza o dwa lata siostra Gienia była gdzieś na sadzie, jak ją zaatakowali. Ona w tym czasie, jak przyszli, wyrzucała jakieś ubrania, zapasy z komory i tu ją musieli dopaść. Ja już po napadzie schowałam się [potem] w zbożu. W nocy nad ranem przebudziłam się, bo zrobiło się zimno. Ja miałam przestrzeloną lewą rękę, kula przeszła na wylot i lewy bok mnie bolał. Usłyszałam jęki, a to mój tato wyszedł z domu, miał wydarte mięśnie ramienia. Chciało mu się bardzo pić. Nabrałam wody, dałam ojcu. Jak wracałam, spotkałam siostrę leżącą w sadzie. Prosiła, żeby jej dać coś pod głowę i coś do przykrycia. Przyniosłam jej poduszkę i jakiś koc. Jak przyszłam w dzień koło południa, to już nie żyła. Widać jej było wnętrzności i głowa była pobita. W tym czasie ta, co miała sześć lat, jeszcze żyła, ale głowa była cała sina. Ta czteroletnia już nie żyła. W dzień [13 lipca] siedzieliśmy [z ojcem] w zbożu, ale była burza, na noc przyszliśmy do domu, spaliśmy w kuchni, a w pokoju leżeli pobici. Następny dzień [14 lipca] również spędziliśmy w zbożu, a na wieczór przyszedł szesnastoletni sąsiad Rutkowski, bo oni wszyscy wcześniej uciekli do Włodzimierza. On wrócił na swoje gospodarstwo, bo mieli zakopany kufer z odzieżą, ale już kufra nie było. Razem połapaliśmy konie, pomogłam mu zaprząc. Wsadziliśmy tatę na wóz i zaczęliśmy uciekać do Włodzimierza. To jest 12 km i przez ukraińskie wsie. Jak jechaliśmy przez las, to strzelali za nami, ale udało się przejechać. Tam [za lasem] już byli Niemcy, i Polacy czegoś szukali, jakiejś żywności. Niemcy nas zatrzymali, ale zobaczyli, jak jesteśmy pobici, to nas puścili. Na nas już czekali ciocia z mężem pochodzenia ukraińskiego, którzy mieszkali koło Włodzimierza na Białozowszczyźnie. Tatę wzięli do szpitala, gdzie leczył się przez sześć miesięcy. Za jakieś dwa miesiące pojechaliśmy [z wujkiem] z Niemcami, żeby zobaczyć to pogorzelisko. Okazało się, że bandyci drugi raz przyjechali, zaraz po naszym wyjeździe i drugi raz wszystko podpalili. Jak byśmy jeszcze trochę zostali, to z pewnością by nas też zabili. Siostra w sadzie leżała tam, gdzie umarła. Ktoś ją tylko lekko przykrył ziemią i darnią. Jak przyjechaliśmy, to pozbieraliśmy z pogorzeliska domu głowy, trochę kości i położyliśmy koło siostry. Wujek zbił taki krzyż z brzozy i tam postawił.” (Relacja Leokadii Janeczko z Wargackich, spisana przez Ewę Kędrę-Załogę w 2009 r.; za: http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/840-wystrzelajcie-nas-tylko-nie-mordujcie.html ; wyszukał i wstawił B. Szarwiło).
We wsi Stężarzyce pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy, miejscowi bojówkarze UPA „Krwawego Potapa” uprowadzili do lasu 61-letniego ks. Karola Barana, gdzie przerżnęli go pilą w drewnianym korycie, a miejscowi Ukraińcy zamordowali 7 Polaków, w tym nauczyciela, wiążąc niektórym ręce drutem kolczastym i torturując. Do końca lipca zamordowali jeszcze 22 osoby, które przyjechały do swoich zagród po żywność.
We wsi Szelwów pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 17 Polaków, wśród ofiar był działacz Stronnictwa Ludowego Kazimierz Kolek „Socha”.
We wsi Trościaniec pow. Łuck w walce z UPA zginął 20-letni Polak z samoobrony w Przebrażu.
We wsi Tuliczów pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 5 rodzin polskich.
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy uprowadzili z domu lekarza, kpt. WP Jana Romanowskiego; dobrowolnie pojechała z nim żona z paromiesięcznym dzieckiem; wszyscy zostali zamordowani między wsią Turia a wsią Rewuszki. Zabili także Polkę z synem, gdy usiłowali uciec z Turii.
We wsi Twerdynie pow. Horochów na początku lipca: „Ukraińcy ustawili duży dębowy krzyż na usypanym wcześniej kopcu. Na uroczystości poświęcenia kopca i krzyża ku czci „odniesionego i przyszłego zwycięstwa”, odprawionej przez czterech duchownych prawosławnych, w której licznie uczestniczyli upowcy, młodzież ze swym nauczycielem i okoliczna ludność ukraińska, została poświęcona broń palna, siekiery i widły itp. narzędzia, a jeden z popów agitował do wytępienia „Lachów” i komunistów” (Siemaszko..., s. 170). Bron i narzędzia posłużyły do rzezi Polaków już 12 lipca. Okaleczano, torturowano i gwałcono nawet 15-letnie dziewczęta. Zginęło co najmniej 70 Polaków.
W osadzie Ułanówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy z sąsiednich wsi zamordowali ponad 30 Polaków, których ciała spalili w stodole; 80-letniej Nowakowskiej odrąbali głowę. „Po chwili zobaczyła znajomego Ukraińca, jeszcze z Izowa nad Bugiem, obecnie również zamieszkałego w Ułanówce Kulisza. Szedł drogą przez naszą kolonię i prowadził ze sobą Polaków: starego Kobylarza, jego żonę oraz ich wnuczka Bolesława lat ok. 7. /.../ Gdy tylko zeszli z głównego traktu na drogę prowadzącą do ich domu, Kulisz zdradziecko rzucił się na starego Kobylarza i począł gwałtownie wykręcać, a nawet łamać mu ręce. Potem zaczął też łamać mu nogi, gdy Kobylarz usiłował się wyrwać oprawcom, drugi Ukrainiec o nazwisku Taszak, sąsiad Kobylarza, uderzył go mocno siekierą w głowę rozcinając ją niemal na pół. Jedna połowa głowy wraz z mózgiem, padła od razu na drogę, z drugą konający Kobylarz lat ok. 75, zdołał jeszcze przebiec 14 rzędów kartofli zanim upadł na ziemię. /…/ Na dwie godziny przed napadem na naszą kolonię, oprawcy ukraińscy wymordowali prawie całą polską rodzinę o nazwisku Adwent, która mieszkała kawałek od nas, właściwie już pod samym lasem. Bandyci napadli na ich dom w samo południe, kiedy wszyscy razem jedli właśnie obiad. Niespodziewanie i gwałtownie wdarli się do domu i obstawili całą rodzinę przy stole, następnie brali po kolei od stołu i stawiali pojedynczo pod ścianą, zabijając strzałami. Najpierw wystrzelali w ten sposób 7 sióstr, a potem ich rodziców. Po rzezi, wychodząc z domu podpalili dom i zabudowania gospodarcze. Gryzący dym płonącego domu, ocucił jedną z postrzelonych sióstr, choć była strzelana pierwsza z wszystkich, cudem przeżyła te masakrę pod ciałami pozostałych, którzy strzelani padali potem na nią. Będąc ciężko ranna, resztkami sił, wygramoliła się i uciekła do lasu, który znajdował się zaraz koło ich domu.” (Marian Sikorski, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch).
We wsi Werchnów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy zamordowali 3-osobową rodzinę polską: Michałkiewicza i jego 2 córki do lat 8, które nadziali na bagnet i śmiali się, że to „polski samolot” (Siemaszko..., s. 824).
We wsi Wojnin pow. Horochów Ukraińcy zarąbali siekierami 12 Polaków: 2 rodziny z dziećmi, małżeństwo, 24-letnią matkę z malutkim dzieckiem oraz 18-letnią dziewczynę.
We wsi Woszczutyn pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 Polki: matkę z córką i 35-letnią kobietę, oraz małżeństwo polsko-ukraińskie.
We wsi Wólka Sadowska pow. Horochów Ukraińcy z sąsiednich wsi zamordowali 80 Polaków. Bestialska rzeź miała miejsce w domach, w ogrodach, na podwórzach i pobliskich polach. Zwłoki były przeważnie bez odzieży, nieprawdopodobnie okaleczone i zmasakrowane, ze śladami gwałtów, tortur, cięcia nożami i kosami, kłucia bagnetami i widłami, rąbania siekierami. Trupy znajdowano w zbożu jeszcze podczas żniw, rozkładające się, nie do rozpoznania. W obejściach pełno było zwęglonych szczątków ludzi, koni, bydła, świń. M.in. „partyzanci ukraińscy’ zamordowali 5-osobową rodzinę Lachiewiczów z 3 dzieci: 10-letnim Waldemarem, 9-letnią Danutą i 5-letnią Zofią - „dziewczynki miały połamane ręce, powykręcane nogi i inne ślady znęcania się”. 40-letniego cieślę Mieczysława Romanowskiego oraz jego 43-letnią siostrę Marię pocięli kosą, a 43-letnią bratową Mieczysława Emilię zakłuli bagnetem. 5-osobową rodzinę Ludwika Tuńskiego z dziećmi lat 13, 9 i 3 spalili żywcem. (Siemaszko..., s. 173).
We wsi Wyrka pow. Kostopol zamordowali 2 Polaków.
We wsi Zagaje pow. Horochów o godz. 13-tej na parokonnych furmankach wjechało około 100 upowców z okolicznych wsi uzbrojonych w szpadle, siekiery, widły, kosy, noże, sznury oraz część w broń palną. Jeden z dowódców UPA, Iwan Żuk z Wygranki, był ze swoim 14-letnim synem. Podczas rzezi większość ofiar torturowano, okaleczano, masowo gwałcono kobiety. Dzieci były przywiązywane za rączki do drzew i rozrywane, wrzucane żywcem do studni itp. Zakopywano rannych, jeszcze żywych. Ustalono 260 ofiar. Wieś została obrabowana i spalona, włącznie z kaplicą. „Po dwóch miesiącach mój ojciec ze swoim bratem i szwagrem oraz jeszcze paru mężczyzn, pojechali do Horochowa, a stamtąd do Zagaj. To co zapamiętałam, jak opowiadał ojciec, to było straszne – wioska częściowo była spalona, studnie wszystkie zapełnione dziećmi, moje dwie siostry były wrzucone do studni u sąsiadów, ojciec poznał je po sukienkach. /.../ Po 51 latach stanęłam ponownie na mojej rodzinnej ziemi. Uciekałam jako 8-letnie dziecko, a wróciłam 59-letnią kobietą, zmęczoną życiem, strasznymi przeżyciami i nieszczęściami. Z mojej wsi Zagaje nic nie pozostało, po jednej stronie drogi rosły buraki, a po drugiej – skoszona trawa. Była to wioska z pięknymi sadami, 50 gospodarstw zniknęło. Na ten widok dostałam szoku, szłam tą drogą, zapalałam znicze co kilka metrów po jednej i po drugiej stronie, krzyczałam z rozpaczy i bólu, dlaczego to się stało? i za co takie okrucieństwo? co winne te dzieci, kobiety, starcy? /.../ Ukraino, oskarżam cię o ludobójstwo, nigdy nie będziesz szczęśliwym narodem, z tą hańbą będziesz żyć na wieki” (Stanisława Mogielnicka z d. Ziemiańska; w: Siemaszko..., s. 1125). We wsi znajdował się kaplica z 1910 roku należąca do parafii Drużkopol. Została ona zaatakowana przez upowców podczas nabożeństwa a następnie spalona. Liczba Polaków zamordowanych w kaplicy nie została ustalona (za: www.wikipedia.org/w/index.php?title=Wikipedystka:Loraine/brudnopis4&oldid=24260048 ). Mordu w kaplicy nie odnotowali W. i E. Siemaszko.
We wsi Zahorów Stary pow. Horochów Ukraińcy zamordowali ponad 70 Polaków, kilkanaście rodzin.
We wsi Zajęczyce pow. Horochów wyrąbali siekierami kilka rodzin polskich, około 25 osób.
W kol. Złoczowiecka pow. Dubno zamordowali po torturach 15 Polaków. Ukraińcy z sąsiedniej wsi Złoczówka podpalili polskie zagrody. Uciekających Polaków chwytali i torturowali, ucinając różne części ciała, pozbawiając oczu, a potem okaleczonych wrzucali do płonących domów, m.in. 5-osobową rodzinę Klimowiczów z 2 synami i córką. Krzykom mordowanych towarzyszyło bicie w bębny, dźwięki piszczałek i skrzypiec, na których grali przyglądający się ukraińscy chłopi.
We wsi Złoczówka pow. Dubno zamordowali 38 Polaków (w tym całe rodziny), który po ucieczce po rzezi w maju, wrócili po żywność oraz 1 Ukraińca.
We wsi Żurawiec pow. Horochów Ukraińcy upowcy od maja rekwirują żywność. 12 lipca 8 Polaków wywieźli do lasu, rozebrali do naga i wymordowali, w tym dwoje małych dzieci. W następnych dniach dokonują kolejnych morderstw.
- 1944 roku:
We wsi Borownica pow. Dobromil dwaj Ukraińcy banderowcy weszli na plebanię i zastrzelili ks. Józefa Kopcia.
- 1945 roku:
W miasteczku Bircza pow. Przemyśl Ukraińcy upowcy zamordowali 1 Polaka.
- 1946 roku:
We wsi Załuż pow. Sanok uprowadzili 20-letniego Polaka, milicjanta, który zaginął bez wieści.
Przed 13 lipcem
- 1943 roku:
Na drodze między wsiami Maślanka i Użyniec pow. Dubno Ukraińcy upowcy zamordowali 2 Polki: matkę z córką.
W nocy z 12 na 13 lipca
- 1943 roku:
We wsi Dominopol pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy wyłapali kilkudziesięciu uciekających z tej wsi i wsi okolicznych Polaków przywożąc ich z lewego brzegu rzeki Turia i tutaj wymordowali. „Noc z 12 na 13 lipca ja i mój brat Kazimierz spędziliśmy w zbożu, w wysokim życie, które w tym roku wyjątkowo pięknie obrodziło. W środku nocy, znowu posłyszeliśmy jadących w stronę Dominopola, tym razem na własne oczy zobaczyłem ludzi wiezionych w stronę wybitej wsi. Tym razem to była bardzo znana i lubiana w naszych stronach grupa polskich muzykantów, którzy w większości wywodzili się z jednej rodziny polskiej, o nazwisku Struś. Ukraińcy gdzieś ich dorwali, wsadzili na furmankę i kazali sobie grać po drodze do Lasu Świnarzyńskiego. Od tej chwili wszelki słuch po nich zaginął, jestem prawie pewien, że zostali skrytobójczo i okrutnie zamordowani, może nawet jeszcze tej samej nocy (Antoni Sienkiewicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl).
W kol. Zofiówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy upowcy zamordowali 7 Polaków, którzy nie wyjechali stąd wcześniej. w tym ojca z 16-letnią córką a jego teściów spalili w stodole.
#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie
Mordercy, kurwy, zbrodniarze, L U D O B Ó J C Y❗🪓🔨🔪🪚🥶
OdpowiedzUsuń