czwartek, 14 lipca 2022

15 lipca Ukraińcy zamordowali...

 


15 lipca

- 1941 roku:

     W miasteczku Kostopol (Wołyń) grupy marszowe ukraińskie (pochidne) OUN Stepana Bandery wymordowały około 150 osób, Polaków i Żydów – w tym było 50 Polaków. Obecnie znajduje się tam tablica upamiętniająca tylko rozstrzelanie Żydów.

     We wsi Zazule – Kozaki pow. Złoczów Ukraińcy zamordowali Karola Stojanowskiego i Władysława Stojanowskiego. Bogusław Mykietów, powołując się na księgę metrykalną LMZ – Liber Mortuorum Zazule – Księga zmarłych Zazule – od lutego 1930 roku do września 1944 roku podaje: „Wszystkich wpisów w księdze dokonał Michał Krall, proboszcz parafii Zazule Kozaki. /.../ Od 1 do 15 lipca 1941 roku według zapisów księgi zabito (occisus)- 3 Stojanowskich – Jana 1 lipca 1941, Karola i Władysława 15 lipca 1941 roku (Bolesław Mykietów: e-mail do autora opracowania z 9 czerwca 2009 r.). „Karol Stojanowski – ur. w 1913 roku w Kozakach koło Złoczowa, przed wojną zawodowy wojskowy, zamordowany 15.07.1941 w okolicach Złoczowa /.../ przez kolegów z wioski, Ukraińców. Koledzy Ukraińcy przyszli po niego, wywołali z domu. Byli to: Mycko i Diduszok z bandy Krawczuka z Zazul. Ciało znaleziono 2 tygodnie później w okopach koło Złoczowa. Karol miał połamane, wykręcone i związane z tyłu ręce i wydłubane oczy. Pogrzeb odbył się dopiero 29 lipca 1941 roku, jak znaleziono ciało” (Bolesław Mykietów: e-mail do autora opracowania z 19 listopada 2009 r.). „...jeden z oprawców Karola przyjechał do Polski po wojnie i osiedlił się. I chyba stał się kimś ważnym, może w UB albo w PPR (Bolesław Mykietów: e-mail do autora opracowania z 14 czerwca 2009 r.). „Co do Cymbaja i Czarnodolskiego – to niedawno usłyszałem od żyjącego mieszkańca dawnych Kozaków, że byli oni w UPA i dostali rozkaz zabicia księdza i Romańskiego (chyba Kazimierza, dziedzica ze wsi Łuki, który mieszkał u księdza na Kozakach). I nie wykonali rozkazu i za to zostali na pokaz zamordowani (Bolesław Mykietów: e-mail do autora opracowania z dnia 9 czerwca 2009 r.). H. Komański, Sz. Siekierka..., na s. 514 – 515 (tarnopolskie) podają: „Na początku lipca 1940 r., we wsi Kozaki został zamordowany: Stojanowski Karol. Również w 1940 r., w sąsiedniej wiosce Monastyrku, został zamordowany: Stojanowski Władysław. 22 kwietnia 1941r. zostali zamordowani: Cymbaj..., lat 13; Czarnodolski Władysław, lat 13”.

- 1942 roku:

     W nadleśnictwie Oleszyce pow. Lubaczów zamordowany został przez nacjonalistów ukraińskich Dobrowolski Lesław praktykant leśny.

      We wsi Stare Sioło pow. Lubaczów aresztowany został przez Niemców na podstawie list proskrypcyjnych sporządzonych przez Ukraińców i zamordowany z grupą osób Puchalski (Podzialski) Kazimierz gajowy (Orłowski..., jw.).

- 1943 roku:

       We wsi Aleksandrówka pow. Kowel: „Konstanty Jeżyński, 17-letni chłopak, mieszka z rodziną we wsi Aleksandrówka. Do szkoły chodzi razem z kolegami Ukraińcami. Pewnego razu Konstanty stoi z kolegami w cerkwi. Słucha przemówienia popa. „Bracia chrystijany Ukraińcy, waszym obowiązkiem jest rżnąć Polaków, a będzie niepodległa Ukraina. I na tę rzeź was błogosławię”, słyszy. Biegnie do domu. Opowiada o wszystkim rodzicom i sąsiadom. We wsi nastaje poruszenie. 15 lipca 1943 roku członkowie UPA wyżynają całe wsie polskie w okolicach Łucka. „Bratu mojemu zawiązali drut kolczasty wokół szyi, przywiązali do siodła końskiego i tak powlekli do pobliskiego lasu”, opowiada. Sąsiadka Konstantego zostaje zamordowana przez swojego męża Ukraińca, a wraz z nią ich dzieci. Tylko dlatego, że była Polką” (www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl).W 1943 r. (miałam wówczas dziesięć lat) nasza wieś Aleksandrówka na Wołyniu boleśnie doświadczyła kilku napadów rezunów ukraińskich wywodzących się z naszych i sąsiednich wiosek. Najtragiczniejszy z nich miał miejsce 15 lipca około godziny 9 wieczorem./…/ Pamiętam dokładnie, jak moi rodzice podeszli do nas, do czwórki dzieci, mówiąc, że banda jest bardzo blisko i musimy uciekać z wioski. Zrozpaczeni, w pośpiechu pożegnali się z nami. Ojciec do przygotowanych przez mamę węzełków włożył nam na drogę /zamiast pieniędzy, którym w domu ograbionym przez wojnę nie było/ po butelce bimbru mówiąc, że gdy będziemy głodne, to ktoś da nam za niego kromkę chleba, lub talerz gorącej strawy. Rozbiegliśmy się w różne strony. Gdy dobiegłam do pszenicznego zagonu, padł strzał i poczułam straszny ból w nodze. Karabinowa kula przeszła przez stopę. Porażona postrzałem upadłam i zaczęłam się czołgać przez zboże do najbliższej wysokiej miedzy, pod którą wygrzebałam jamę i w niej przeleżałam do świtu. Do poranka słychać było odgłosy strzelaniny i przerażające krzyki męczonych i mordowanych ludzi. Noga coraz gorzej bolała. Byłam bliska omdlenia. Wtedy przypomniałam sobie o wódce w węzełku. Z koszuli, nasączonej alkoholem, zrobiłam sobie opatrunek. Ziemię, która leżała obok wygrzebanej jamy rozsypałam garściami po zbożu, aby nikt nie mógł domyśleć się, że pod miedzą ktoś jest. Mijały dzień po dniu, wyczerpał się skromny zapas żywności i głód oraz pragnienie zaczęły mi coraz bardziej dokuczać. Za napój służył mi bimber, a jedzeniem były ziarna wyłuskane z kłosów zbóż. Po tygodniu, w niedziele czy poniedziałek - nie pamiętam dokładnie - usłyszałam we wsi jakieś odgłosy. Po chwili rozpoznałam głos Ukrainki - Ulany Sidor, naszej sąsiadki, z którą rodzice moi dobrze żyli, a ja nawet nazywałam "ciocią". Głodna i obolała odważyłam się pójść do niej, ale nie mogłam stanąć na zranioną nogę, która mocno spuchła i bardzo mnie bolała. Z trudem doczołgałam się na pobliskie podwórze, na którym była owa "ciocia" i ze łzami w oczach zaczęłam ją prosić o kawałek chleba. Ona groźnie popatrzyła na mnie i z nienawiścią w oczach na cały głos wyrzuciła z siebie: "Ty, polska mordo, jeszcze żyjesz?!” Następnie chwyciła za stojącą przy ścianie motykę. Ze strachu nie czułam bólu okaleczonej nogi, tylko poderwałam się i zaczęłam uciekać. Mściwa Ukrainka, goniąc za mną, zgubiła mój ślad. Chyba myślała, że uciekłam na drogę, a ja, klucząc między zabudowaniami, powróciłam do swojej kryjówki w zbożu pod miedzą. Noga bardzo opuchła i tak bolała, że nie mogłam się ruszyć. Pod opuchlizną w ogóle nie było widać stopy. Żywiłam się tylko ziarnami zboża i - stale się modląc tak, jak nauczyła mnie mama - coraz częściej myślałam o śmierci. Najprawdopodobniej po jedenastu dniach Ukraińcy postanowili zrobić porządek po tym napadzie, gdyż dookoła unosił się niesamowity fetor rozkładających się ciał. Szli więc od podwórza do podwórza, dróżkami i po zbożach, a gdy znaleźli jakiegoś nieboszczyka, to go zakopywali na miejscu. Prześladowcy byli coraz bliżej mnie, a ja przerażona nie wiedziałam co mam robić i w tym momencie usłyszałam nad sobą głos jednego z Ukraińców, z którym moi rodzice też zawsze żyli w sąsiedzkiej zgodzie. Nazywał się on Harasym Łukajczuk. Szedł wolno i dyskretnie mówił do mnie: "Nie ruszaj się stąd, może cię nie zauważą. Wieczorem przyjdę po ciebie. Twój brat jest już u mnie." Poszedł dalej, a ja miałam szczęście, bo nikt więcej nie zbliżał się do mojej kryjówki. Wieczorem Łukajczuk, tak jak obiecał, przyszedł do mnie. Wsadził mnie w worek, zarzucił na plecy i zaniósł do swojego domu. W izbie obejrzał postrzeloną nogę. Była bardzo opuchnięta i cała czerwona. Po namyśle orzekł, że nie można zwlekać, tylko trzeba jechać do szpitala, do Kowla. Ukrainiec Łukajczuk obwiązał mi twarz chustką i włożył mnie do tzw. maniaka, z którego karmi się konie w czasie postoju. Następnie przysypał mnie obrokiem i położył na wóz. Natomiast mego ukrywanego brata Stanisława, który był ranny w brodę w czasie ucieczki przed rezunami, posadził obok siebie i ruszyliśmy w drogę. Gdy dojechaliśmy do Lasu Świniarzyńskiego, wyskoczyli z zarośli bandyci i zaczęli wypytywać woźnicę, gdzie i po co jedzie. Nasz wybawca, Harasym Łukajczuk wytłumaczył im, że wiezie bardzo chorego syna do lekarza i wskazał na mojego brata. Rezuni dali mu wiarę i pozwolili nam odjechać. Tak dotarliśmy szczęśliwie do Kowla, gdzie przyjęto nas do zatłoczonego szpitala, a mnie zrobiono operację. Brat wyzdrowiał wcześniej i wypisano go z leczenia, ja zostałam dłużej. Po około 20 dniach przyszła do mnie w odwiedziny mama, o której od dawna nic nie wiedziałam. Niestety, mama nie mogła być przy mnie dłużej, bo zostawiła ojca i rodzeństwo ukryte w lesie, w pobliżu naszego domu. Pewnego dnia lekarz oznajmił, że z nogi nic nie będzie, bo się nie goi i trzeba będzie ją uciąć. Strasznie się rozpłakałam, ale cóż mogłam zrobić. Tego samego dnia przyszedł do szpitala mój wybawca - Łukajczuk. Wiadomość, którą mi przekazał, całkiem mnie dobiła. Moi rodzice oraz brat i siostra zostali w sposób bestialski zamordowani. Rodzice świadomi faktu, że ze wszystkimi Ukraińcami zawsze żyli w wyjątkowej zgodzie i z nikim nie mieli żadnych zatargów, opuścili las i wrócili do wioski. Jeszcze tego samego dnia (29 sierpnia 1943 – S. Ż.) miejscowi rezuni otoczyli nasz dom, włamali się do środka i najpierw bagnetami zakłuli moją 11-letnią siostrę Irenę. Później zaczęli znęcać się nad mamą. Ojciec wyrwał się z łap oprawców i stanął w jej obronie. Wówczas jeden z Ukraińców zastrzelił go. Następnie długo pastwili się nad 13-letnim bratem Henrykiem, zanim wyzionął ducha. Wszystkich pochowano na kukurzysku po spalonej stodole”. (Leokadia Skowrońska; relację spisał i opracował Paweł Wira - "Biuletyn" Nr 5). W. i E. Siemaszko, na s. 338, datują napad na noc z 15 na 16 lipca 1943 roku oraz podają, że zginęło wówczas kilkunaście polskich rodzin.

       W kol. Apolonia pow. Łuck Ukraińcy upowcy zabili 5-osobową rodzinę polską.

       We wsi Bodiaki pow. Krzemieniec zamordowali około 30 Polaków.

       We wsi Czajczyńce pow. Krzemieniec zamordowali 60 Polaków, większość zwłok spalili z domami.

       W kol. Dąbrowa koło Woronczyna pow. Horochów zamordowali kilka polskich rodzin.

       W osadzie Ferma pow. Horochów zamordowali 9 polskich rodzin.

       W kol. Janina pow. Horochów zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znane są 2 rodziny liczące 8 osób.

       W osadzie (kolonii) Kielecka pow. Horochów Ukraińcy upowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali 53 Polaków. Po gwałtach i torturach, ofiary zabijali widłami, siekierami, bagnetami. Stefanowi Urbańczykowi wbili w usta pręt i dobili kolbą karabinu. Kowala Czesława Deca, który usiłował nie dopuścić do zgwałcenia córki, zakłuli w kuźni rozpalonymi prętami i bagnetami, jego żonę i dwie córki także zamordowali. Rodzinę Pożogów z synami lat 12 i 14 zarąbali siekierami (Siemaszko..., s. 159).

       We wsi Kowbań pow. Horochów Ukraińcy upowcy zamordowali ponad 70 Polaków. Na początku lipca Polacy chcieli uciekać, ale Ukraińcy uspokajali ich „was nichto ne trone”. 15 lipca o godz. 16 otoczyli wieś. Polacy pobiegli pod figurę - krzyż modlić się. Tam zostali ostrzelani, rannych dobijano kolbami karabinów i siekierami. Wśród ofiar był dr Będkowski, który przez 20 lat bezpłatnie leczył okoliczną ludność ukraińską.

       W kol. Kurhan pow. Łuck podczas napadu Ukraińcy upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę osób, była to kolonia polska. Rodzinę Soroczyńskich ukrył Ukrainiec Hryć Kuczeruk i przeprowadził do wsi Berezołupy. Jego syn Bartosz i córka Nina brali w tym czasie udział w mordowaniu ludności polskiej w osadzie Kielecka (Siemaszko..., s. 633).

      We wsi Maniów pow. Krzemieniec zamordowali 60 Polaków.

      We wsi Markowicze pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską z 4 dzieci.

      We wsi Smyków pow. Dubno zamordowali 3-osobową rodzinę polską z 10-letnim synem.

      W mieście Stary Skałat woj. tarnopolskie: ”15.VII.1943. Stary Skałat. Banda ukr. napadła na szkołę polską skąd uprowadziła w pole nauczyciela Kapuścińskiego, który zaginął bez śladu” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k.170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tego morderstwa.

      W kol. Wielick pow. Kowel Ukraińcy zamordowali około 15 Polaków oraz rodzinę żydowską, którą ukrywali Polacy.

      We wsi Woronczyn pow. Horochów zamordowali kilka rodzin polskich, imienne znanych jest tylko 13 ofiar. „Nadszedł dzień 15 lipca 1943. Był to dzień bardzo piękny. Słoneczko przygrzewało dość mocno. Mama (Marianna Zdzymira) piekła chleb, Tata (Wincenty Zdzymira) poszedł do szewca po buty. Sąsiad Ukrainiec przyszedł pożyczyć konia. Uwiązał go przy swoim płocie. Nic nim nie robił. Pożyczył go po to, abyśmy nie mogli wyjechać ze wsi. Ja z dziadkiem poszłam do gospodarstwa stryjka (Władysława Zdzymiry), aby wydoić krowy. Tego dnia rano stryjek z rodziną wyjechał. To właśnie podczas dojenia usłyszeliśmy pierwsze strzały. Było to około godziny 13-14-tej. Dziadek zawołał: „Uciekajmy, bo nas zabiją!”. Uciekliśmy w zboże, ale i tak byliśmy zbyt blisko wsi i domu. Dziadek się obawiał, że jak podpalą dom, „to nas upieką”. Poszliśmy zatem dalej w żyto sąsiada, który nazywał się Mańko. Kiedy my, przestraszeni siedzieliśmy w życie, we wsi rozpętało się piekło. Żadne słowa nie opowiedzą i nie oddadzą grozy tamtych godzin. Strzelanina była straszna. Towarzyszyło jej ryczenie krów, beczenie owiec, psy przejmująco wyły, kury, kaczki robiły przeraźliwy hałas. Jednak przez ten jazgot przebijały się najwyraźniej strzały. Kiedy padał kolejny żegnaliśmy z dziadkiem Kogoś, kogo dopadła kula. Mógł to być Każdy kogo znaliśmy. We wsi została przecież moja mama i rodzeństwo. Bałam się okropnie. Siedzieliśmy skuleni, aż tu nagle słychać rozmowę. Powolutku podniosłam głowę. Zobaczyłam białego konia, na którym siedział Ukrainiec. Przez pierś miał przewieszony karabin. Prowadził przywiązaną do siodła kobietę (podkr. – S.Ż.). Była to nasza sąsiadka Krzeszczykowa” (Stanisława Jędrzejczak; w: Biuletyn Informacyjny 27 Dywizji Wołyńskiej AK, nr 1 z 2000 r.). Nie mniej tragiczne są dalsze przeżycia autorki, mającej wówczas 15 lat. Losu uprowadzonej „w jasyr” polskiej kobiety można domyśleć się, był gorszy od losu branek tatarskich, a działo się to w połowie XX wieku.

      We wsi Zaborol pow. Łuck Ukraińcy upowcy zaatakowali konwój uciekających Polaków z Antonówki Szepelskiej do Łucka: 15 wozów z 64 osobami, głównie kobietami i dziećmi. Zamordowali 54 osoby, w walce zginęło 2 członków samoobrony z Antonówki przybyłej na pomoc a 10 zostało rannych. M.in. małego chłopca Bolesława Czerniaka przybili do ziemi drewnianym kołkiem przez brzuch, Kazimierzowi Urbańskiemu wydłubali oko i wlekli za koniem zawiązawszy na szyi drut kolczasty. Ciała innych pocięte były nożami, zmasakrowane, z wyłupanymi oczami, powiązane drutem kolczastym. Na terenie wsi zamordowali 14-letniego chłopca i 16-letnią dziewczynę. „Bratu mojemu ryzuny wydłubali jedno oko i kazali uciekać, następnie na koniec ryzun dogonił koniem, zawiązał drut kolczasty wokół szyi, przywiązał do siodła końskiego i tak powlókł do pobliskiego lasu” (Siemaszko..., s. 567, 1183).

      We wsi Zaturce pow. Horochów zamordowali 22-letnią Polkę.

      W kol. Żurawiec pow. Horochów zamordowali 29 Polaków, w tym 20 osób spalili żywcem w stodole, całe rodziny.

      We wsi Żurawiec pow. Horochów zamordowali 2 Polaków.

- 1944 roku:

      We wsi Dąbrowa pow. Lubaczów Ukraińcy upowcy zamordowali 2 Polaków

      We wsi Nowa Grobla pow. Jarosław zamordowali 4 Polaków

      We wsi Polanka pow. Jarosław uprowadzili 4 Polaków, których zamordowali w lesie koło wsi Kozaki, w tym gajowego Józefa Serafina i jego dwóch synów.

- 1945 roku:

      We wsi Zapałów pow. Jarosław Ukraińcy upowcy zamordowali 6 Polaków. Inni: zamordowani zostali: Józef Serafin i Walenty Skrzypek.

- 1946 roku:

       We wsi Wołkowyja pow. Lesko (Bieszczady) Ukraińcy upowcy zamordowali Polkę, Rozalię Pacławską, lat 21. We wsi Zapałów pow. Jarosław zamordowani zostali 2 Polacy: Jan Dudek i Piotr Małek.

W nocy z 15 na 16 lipca

- 1943 roku:

       W kol. Aleksandrówka pow. Kowel ukraińscy “partyzanci”, w tym miejscowi, dokonali rzezi kilkunastu rodzin polskich, co najmniej 80 osób. „Napastnicy uzbrojeni w broń palną, kosy z ostrzem na sztorc, widły, siekiery itp. narzędzia, wracali z napadu na Woronczyn pow. Horochów. Część ofiar była spędzona w jedno miejsce pod figurę, gdzie najpierw musiały wykopać sobie dół. Mordowano strzelając z broni palnej, rąbiąc siekierami i innymi narzędziami. Szczególnie pastwiono się nad dziećmi – najmniejsze utopiono w studniach, pozostałe wrzucono do lochu po ziemniakach i zasypano ziemią, część zabito kolbami karabinów. Pozostałe ofiary były mordowane w tych miejscach, w których zostały dopadnięte podczas ucieczki. /.../ Z mogiły w ogrodzie Dzięsławów na drogę spłynęła struga krwi. /.../ Upowcy rozbili w kawałki przydrożną figurę Matki Bożej (Siemaszko..., s. 338 – 339).

      W majątku Pułhany pow. Horochów zamordowali około 15 Polaków. Po grabieży majątek spalili.

      We wsi Pułhany pow. Horochów Ukraińcy upowcy oraz miejscowi i okoliczni Ukraińcy zamordowali co najmniej 97 Polaków za pomocą różnych narzędzi, po torturach. W następnych dniach zamordowali jeszcze kilku Polaków, którym podczas rzezi udało się ukryć. Wcześniej Ukraińcy zabronili Polakom opuszczać wieś. Od początku lipca mają miejsce pojedyncze mordy, m.in. uprowadzona została i zamęczona 26-letnia dziewczyna. „Wartę” nad Polakami pełnili miejscowi młodzi Ukraińcy. 15 lipca do wsi weszły dwie upowskie bandy i na wystrzał dowódcy zaczęła się rzeź. Bestialskie gwałty i tortury trwały całą noc i cały następny dzień. „Ukraiński partyzant” zabił Stanisława Kolana i sześcioro jego wnucząt, dzieci Aleksandra, które najpierw zabijał nożem, a potem rozbijał główki siekierą. Z kolei Władysława Kolmana z żoną Heleną i pięciorgiem ich dzieci zamordowali sąsiedzi – Ukraińcy. „Zamordowanych i żyjących jeszcze ciężko rannych, którzy nie mogli uciec, grzebali na miejscu zbrodni miejscowi młodzi Ukraińcy” (Siemaszko..., s. 133).

- 1946 roku:

      We wsi Bukowiec pow. Lesko Ukraińcy upowcy zamordowali 1 Polaka.

W pierwszej połowie lipca

- 1943 roku:

       We wsi i kolonii Antonówka pow. Horochów Ukraińcy upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków; we wsi mieszkało kilka rodzin polskich, natomiast w kolonii w większości rodziny polskie.

       We wsi i majątku Fusów pow. Horochów podczas napadu wymordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

       We wsi Holatyn Dolny pow. Horochów podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, w tej ukraińskiej wsi mieszkało kilka lub kilkanaście rodzin polskich.

       We wsi Jankiewicze pow. Kostopol podczas napadu zamordowali nieznaną liczbę Polaków.

       W kol. Janówka (Iwanówka) pow. Horochów podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków. Wiadomo, że spalili żywcem trójkę dzieci Antoniego Szczepańskiego. Mieszkało tutaj kilkanaście rodzin polskich; ich domy zostały spalone.

       W kol. Jasnobór pow. Kostopol wymordowali prawie wszystkie polskie rodziny, ilości ofiar nie ustalono.

       W kol. Kołmaczówka pow. Horochów zamordowali bestialsko 35 Polaków. Ofiary miały poucinane nosy, języki, uszy, pozdzieraną skórę, rozprute brzuchy. Niemowlę z rozdeptaną główką, rączkami i nóżkami wyrwanymi i rozczapierzonymi, miało przypięty napis: „polski orzeł”. (Siemaszko..., s. 123).

       We wsi Laszki pow. Horochów: „W pierwszej połowie lipca 1943 r. Ukraińcy upowcy mordowali Polaków mieszkających we wsi i Polaków mieszkających i pracujących w majątku, których liczba jest nieznana. Prawdopodobnie zginęli wówczas m.in.: Władysław Czerkawski (Czerkaski ?) z żoną Wandą, z d. Komarnicka.” (Siemaszko..., s. 180).

       We wsi Lipa pow. Horochów Ukraińcy upowcy podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

       W kolonii Lipszczyzna pow. Horochów zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

       W kolonii Mytnica pow. Dubno podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

       We wsi Mytnica pow. Dubno podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, znane jest tylko 9 ofiar, w tym rodzice z 2 córkami oraz ojciec z 3 dzieci.

       We wsi Ostrów pow. Dubno podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

       We wsi Pieczychwosty pow. Horochów zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

       We wsi Szpikołosy pow. Horochów zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

       We wsi Tesłuhów pow. Dubno podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

W połowie lipca

- 1943 roku:

       W kol. Buda Hruszewska pow. Równe Ukraińcy upowcy zamordowali 17 Polaków: 12 mężczyzn wpędzili do stodoły, powiązali im ręce i nogi drutem kolczastym i żywcem spalili, matkę z córką zamordowali na progu domu, jej dwie córki lat 16 i w zaawansowanej ciąży wrzucili do studni (Siemaszko..., s. 697).

       W kol. Dębowa Góra pow. Sarny Ukraińcy zamordowali 65-letniego Polaka.

       We wsi Kołodeże pow. Łuck zgromadzili kilka polskich rodzin przy studni w pobliżu drogi i dosłownie wyrżnęli je kosami i sierpami. Uratowała się Bogacka, która zdążyła uskoczyć w sad i na wpół oszalała w ciągu dnia i nocy przybiegła do Łucka (Siemaszko..., s. 542).

        W kol. Mirosławka pow. Łuck podczas nocnego napadu Ukraińcy upowcy zamordowali co najmniej 34 Polaków, uratowało się tylko 16 ciężko rannych osób, nie wiadomo ile spłonęło w zagrodach.

Tuż przed 16 lipca

- 1943 roku:

       W lasach koło wsi Mydzk pow. Kostopol Ukraińcy upowcy bestialsko zamordowali 5-osobową rodzinę polską leśniczego z 3 dzieci w wieku przedszkolnym.

Pomiędzy 11 a 16 lipca

- 1942 roku:

       W koloniach: Karczunek, Romanówka i Wygranka (pow. Włodzimierz Wołyński) policjanci ukraińscy zastrzelili 20 Polaków, którzy przyjechali ze Lwowa kupować żywność.

        We wsi Samowola pow. Włodzimierz Wołyński policjanci ukraińscy zastrzelili 12 Polaków (w tym 6 kolejarzy) ze Lwowa, którzy przyjechali kupować żywność, z ofiar zdarli odzież, obrabowali a ciała zakopali w lesie niedaleko leśniczówki.

#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust