❗W nocy z 11 na 12 lipca 1943 r. ukraińscy zwyrodnialcy napadli na wieś Pustomyty leżącą w pow. Horochów. Wymordowali tu wszystkich - około 50 Polaków, zagrody doszczętnie spalili.
☑️Relacja Damiana Szymczaka zamieszczona w artykule "Czy żołnierze chodzą z tasakami":
"Jeden z Ukraińców złapał Wandę Piliszczewską, lat 8 - ta jednak po krótkiej szamotaninie zdołała się wyrwać. Wyskoczyła na dwór, nie pobiegła jednak, jak mama i siostra prosto, lecz skręciła w bok. Przy studni stojącej przed jedną z chałup zobaczyła Ukraińca rozdzierającego dziecko. - Małą dziewczynkę, leżała na ziemi. Przydepnął jej jedną nogę i z całej siły szarpał za drugą, właśnie po to, by dziecko rozedrzeć. Potem wrzucił ją do studni. Widząc to Wanda zaczęła biec tak szybko, że przegoniła nas i pierwsza wpadła do zabudowania Karawańskich. /.../ Kowalczykowa miała troje dzieci, dziewiętnastoletnią Stasię, siedemnastoletniego Tadzia oraz dwuletnią Basię. Gdy przyszli do ich domu, kazali im klękać. W stronę ołtarzyka. W jej domu był ołtarzyk, do kościoła ze wsi było daleko, znajdował się w Horochowie, jakieś dziesięć kilometrów. Dlatego mieszkańcy Pustomyt często chodzili modlić się właśnie do Kowalczykowej. Klęczała w środku, syn i córka po jej bokach, mała Basia stała w łóżeczku. Jeden z bandytów strzelił. Syn i córka Kowalczykowej upadli od razu, jej kula przestrzeliła dłonie. Też upadła, udała, że nie żyje. Basia zapłakała. Ukrainiec podszedł do niej, dziecko wyciągnęło ręce do srebrnego ostrza, tamten pchnął, zatopił je w jej piersi. Potem na środek chałupy pokładli drewniane meble, wypchane słomą sienniki, drewno, podpalili to i wybiegli na dwór. Wtedy Kowalczykowa złapała miskę, która stała w rogu chałupy. W misce była woda, wystarczająco dużo, by ugasić płomienie. Lecz zobaczył ją z dworu jeden z Ukraińców, wrócił do chałupy i zaczął tłuc kolbą karabinu po głowie tak długo, aż przestała się ruszać. Uznał, że nie żyje, wtedy wyszedł. Tym razem już domu nie próbowali podpalać. Kowalczykowa odzyskała przytomność. Zeszła na dół do piwniczki. Owinęła przedziurawione ręce szmatami, usiadła na taborecie. A z góry, przez szczeliny w podłodze, kapała na nią krew. Krew jej martwych dzieci, oblepiała ją od głowy do stóp. W końcu nie była w stanie tego znieść, wyszła po dwóch godzinach. Zawinęła ciała w prześcieradła, wykopała pod oknem dół i powkładała tam swoje martwe dzieci. Wcześniej straciła męża. Był leśniczym, na początku roku poszedł do lasu, nie wrócił, wszelki słuch po nim zaginął. Została sama. /.../ Ukraińscy bandyci dopadli Tomasza Hołowańskiego, miał macochę Ukrainkę. Ją zabili w chałupie, martwe ciało posadzili przy piecu. Jego obwiązali pierzyną, podźgali kosą, rzucili na słomiany gnojownik i podpalili. Zdołał się z niego w tej pierzynie skulać, lecz był potwornie poparzony. /.../ Dowieźli go do szpitala, tam zmarł po kilku dniach".
Post Agnieszka Marciniuk
#ToMyjesteśmyPamięcią #PlomienBraterstwa #ПолумяБратерства
#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
#PolishHolokaust