wtorek, 3 lipca 2018

JEŚLI DAJESZ SOBIE NARZUCIĆ JĘZYK to prędzej czy później zostaniesz antysemitą

 EKSKURS: ULICA MA SWOJE PRAWA czyli JEŚLI DAJESZ SOBIE NARZUCIĆ JĘZYK, TO PŁAĆ ALBO PŁACZ


 
Każde tłumaczenie się z zarzutów uzurpatorskich kategorii niezauważalnie przenosi nas w pole obcej mocy. Jeśli tylko zaczniesz tłumaczyć się, że nie jesteś antysemitą, to już... nim jesteś. Bo odpowiedzią na zaczepkę sankcjonujesz bezznaczeniowe słowo i popędowo-emocjonalny wyścig dwóch monologów, który nastąpi po tym, jak zakomunikowałeś, że uważasz zaczepkę za sensowną. Jeśli na ulicy w twoim kierunku idzie osobnik będący „pod wpływem” ze słowami: „Pocałuj mnie w usta!”, to nie zatrzymujesz się i nie pytasz: A czemu w usta? Nie mówisz: Ja wolę w uszko. Nie mówisz: A zrobisz coś dla mnie? Tylko przyspieszasz, omijasz i odpowiednim spojrzeniem dajesz znać, że osobnik pomylił adres. Jeśli jakiś wyznawca Allacha na ulicy cię zaczepi i zapyta nachalnie: Dlaczego nie wierzysz w Allacha? (autentyczne, zdarzyło się znajomemu w Grecji), to nie zaczynasz się tłumaczyć, objaśniać swoją wiarę, czy też niewiarę. To chyba jasne? Pytanie: „Dlaczego nie wierzysz w Allacha?” znaczy po prostu: Dlaczego nie kochasz Allacha? Kryje się za nim zamiar zmuszenia do miłości (absurdalny z założenia) oraz zamiar ukarania za brak miłości (również absurdalny). Jeśli ktoś mówi do ciebie: Jesteś antysemitą – to w 9 na 10 przypadków pyta się ciebie: Dlaczego nie kochasz Żydów? Z takiego pytania już z definicji nie może nic dobrego wyniknąć... Gdy traktujesz poważnie ludzi wypowiadających „oskarżenia” o antysemityzm i gdy sam używasz tego słowa - wchodzisz w teatr absurdu I WYCHODZISZ NA GŁUPCA.




Są nagabywania na które należy reagować tak, żeby było jasno, iż ich nie rozumiesz i nie chcesz próbować zrozumieć, bo podejrzewasz, że się nie da i widzisz złą wolę, która się za nimi kryje. Są to znane z antyku sztuczki logiczno-semantyczne, konstrukcje sofistyczne w rodzaju słynnego sofizmatu brzmiącego: „Czy przestałeś już bić żonę?”. Jeśli odpowiemy „tak”, to znaczy, że wcześniej ją biliśmy, jeśli odpowiemy „nie”, znaczy że nadal ją bijemy. Wiele z użyć słowa antysemityzm w życiu publicznym sprowadza się do tego, że ktoś (najczęściej osoba żydowskiego pochodzenia) wkłada w to słowo sens: „Czy przestałeś już bić Żyda?” Jeśli komuś wydaje się, że można w tak umodelowany „dyskurs” wejść bez strat, lub z nadzieją na zwycięstwo, to już jest ofiarą. Podobnie jest z wszelkimi towarzystwami dialogu chrześcijaństwa z judaizmem. Judaizm jest jawnym i największym (obok islamu) antagonistą chrześcijaństwa. Środowiska żydowskie zakładają lub inspirują owe towarzystwa dialogu, by wciągnąć w zwarcie swego przeciwnika. W owym zwarciu pozbawić wroga jego aksjologicznego jądra i tym samym posunąć się dalej na drodze swej ekspansji, ekspansji odwróconego porządku. Niedawno prof. Urbankowski mówił w TV o kardynalych błędach jakie popełniają Europejczycy w kontaktach z turańczykami - nie wiedzą, że dla nich prawdomówność to naiwność a prawda nie stanowi żadnej samoistnej wartości. Liczy się tylko zwycięstwo w konfrontacji i ekspansja. "Kultury" żydowska i turańska mają wiele wspólnego. 

 

Niektórym wydaje się, że przechytrzą magię słowa i dobrodusznie rozpoczynają dialog i mówią: Przecież ja nigdy nie biłem Żyda. A na to kapłan-czarownik-sofista-frankfurtczyk (w jednej osobie) dalejże tropić orwellowskie myślozbrodnie: Ale chciałeś! Myślałeś o tym! Miałeś na to ochotę, nie zaprzeczaj, kłamco! Wy wszyscy o tym myślicie! Macie takie nastawienie! Żywicie takie przesądy! Tego was uczą (i tu czarownik wstawia jeden z wariantów: w tych waszych kościołach, w rodzinach, w mleku matki, u Prusa i Dąbrowskiej itp.). I już jesteśmy ugotowani. Prawdopodobnie palniemy coś, co teraz naprawdę jakieś podstawy da atakującemu, by się uczepić naszych słów i znaleźć ujście dla swej przyrodzonej agresji i mizantropii.. Zabawa się rozkręca. Emocje zaczynają buzować. I obie strony rozchodzą się, Żyd mówi: „Ale wredny antysemita!. Goj mówi: „Z tymi Żydami to naprawdę trudno wytrzymać, co za naród! Wieczna awantura”.

A wszystko dlatego, że zachowaliśmy się tak, jakby słowo antysemityzm było zrozumiałe i stworzone do rozmowy. Jakby pochodziło z porządku racjonalnego, dyskursywnego i łacińskiego. Jakby było leksemem z naszego świata. I dlatego, że zapomnieliśmy, iż po ulicy (w przenośnym sensie, czyli po sferze publicznej) chodzi wielu szukających zaczepki. Dlatego, żeby z przebiegu tej zaczepki wyciągnąć jakieś dla siebie korzyści. Od korzyści emocjonalnych, po takie typu: Zabrakło mi na bilet, czy mógłby pan mi dołożyć. W dzisiejszej wersji finał zaczepki rozpoczętej wrzaskiem „Wy antysemici!” kończy się słowami: Zabrakło nam na edukację holokaustową. Musicie nam dołożyć na edukację dotyczącą holokaustu...



„Antysemityzm” to słowo uliczne. I magiczne. W starożytności łatwo rozpoznawano Żyda. Jeśli ktoś zapytany o drogę – jak pisał rzymski poeta Juwenal - nawet się nie raczył zatrzymać, jasne było, że to hebrajczyk. I tak trzeba reagować na zarzuty antysemityzmu – nie zatrzymywać się, tylko przyspieszyć kroku. A jeśli już ktoś nieopatrznie się zatrzyma i otworzy usta, niech na profesjonalne magiczne zaklęcie objawione talmudyście Steinschneiderowi i brzmiące: „jesteś antysemitą!” odpowie innym zaklęciem, np. takim: TALA ARAIO OARAORO NTOKO NBAI. Albo w wersji uproszczonej abrakadabra. A jeszcze lepiej odpowiedzieć zawierającym domyślną grę słów pytaniem: Iao mao miao, czy Iao mao ma? Co dla domyślnych znaczy po prostu: nie mam drobnych, musisz sobie jakoś poradzić.

Zadziała. Gwarantuję.

Jeśli na kierowane w naszym kierunku słowo "antysemityzm" nie będziemy odpowiadali: "Nie mam drobnych", to... przyjdą po grube. Tak jak teraz przyszli...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust