niedziela, 26 marca 2023

❗27 marca 1944 r. we wsi Smoligów pow. Hrubieszów wojska niemieckie, esesmani ukraińscy z SS "Galizien" oraz policjanci ukraińscy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi (ponad 2 tysiące napastników) wymordowali ponad 200 Polaków. W obronie wystąpiły oddziały AK i BCH, w walce poległo 32 partyzantów - łącznie zginęło ponad 232 Polaków. Mordowano w okrutny sposób, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców. Palono żywcem, gwałcono kobiety, rabowano mienie. Wieś została doszczętnie spalona.

 


❗27 marca 1944 r. we wsi Smoligów pow. Hrubieszów wojska niemieckie, esesmani ukraińscy z SS "Galizien" oraz policjanci ukraińscy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi (ponad 2 tysiące napastników) wymordowali ponad 200 Polaków. W obronie wystąpiły oddziały AK i BCH, w walce poległo 32 partyzantów - łącznie zginęło ponad 232 Polaków. Mordowano w okrutny sposób, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców. Palono żywcem, gwałcono kobiety, rabowano mienie. Wieś została doszczętnie spalona. 

--------------------

✔️Robert Herbaczewski w opracowaniu - Rok 1944. Tak było w Smoligowie - pisze: 


"O świecie 27 marca 1944 roku blisko 2 tysiące żołnierzy Wehrmachtu ze 154 Dywizji Piechoty, policji i SS Galizien, UPA, wyposażone w artylerię i broń pancerną otoczyły niespodziewanie Smoligów, kolonię Olszynkę, kolonię Amerykę i Łasków. Rejon, który od kilku miesięcy był bazą „Rysia". Rankiem rozpoczęto ostrzał artyleryjski i moździerzowy. Salwy z karabinów maszynowych kosiły okna domów. Okrążone , broniące wiosek plutony BCh „Żmijki" i „Orła" oraz pluton AK „Hardego" zostały rozbite. W wyniku ostrzału zginął Michał Ordyniec wraz z żołnierzami ze swojego plutony. Zdziesiątkowany zostały pluton Feliska Zwolaka „Szczygła". Od serii z automatu zginął dowódca placówki Bolesław Kaniuga „Orzeł". Polegli jego dwaj stryjeczni bracia Feliks „Zając" i Stanisław „Tryb" wraz z ich ojcem Wincentym. Od wybuchu pocisku wystrzelonego z działka pancernego polegli Mieczysław Mazur, Franciszek Łysiak oraz sanitariuszka Wanda Michnor. Zginęli Martyniuk, Pukaluk, Dąbrowski, Dębiński, Czuwara. Do ostatka opierał się Czesław Bulicz „Duży", któremu upowcy rozwścieczeni jego oporem wyłupali oczy i wycięli język. W wyniku wielogodzinnego krwawego boju, który zakończył się klęską otoczonych oddziałów w walce zginęło 33 partyzantów, a wielu było rannych. - Na łąkach, tuż przy grobli trafiony serią z karabinu maszynowego w pierś zginął mój ojciec. Padł przy nim śmiertelnie ranny Jan Wężowski „Wąsik", niedawno przybyły z Waręża i zaprzysiężony w miejscowej placówce wraz bratem Michałem „Orlikiem". Michał też nie miał się czym bronić, gdyż zabrakło mu amunicji. Nikt nie mógł zapobiec potwornej rzezi - wspominał potem po latach Zbigniew Ziembikiewicz ps. „Smok". Jego ojciec Stanisław był nauczycielem w Smoligowie. Za cenę dużych strat przybyły na miejsce walki „Ryś" zdołał jednak wyrwać część batalionu z pułapki. Utworzony przez niego korytarz pozwolił na ewakuację części ludności cywilnej w stronę Tyszowiec. Uratować zdołała się rodzina Dunajów. Uciekali polami w kierunku Łaskowa. Przed nimi szła czteroosobowa rodzina Gałęzy, właściciela młyna. - Miał chłopczyka z mojego wieku Czesława i młodszą córką. Nagle coś przeleciało nad naszymi głowami i spadło na nich. Wszyscy zginęli. Wróciliśmy do Procia, gdzie schowaliśmy w lochu, bez drzwi. Było tam dużo ziemniaków i pełno krwi. Siedziała tam już kobieta z dzieckiem, które strasznie kaszlało, bo miało koklusz. Mój ojciec wyszedł z lochu i mówi, że Olszynka się pali i że 20 chłopów idzie prosto na nas. Struchleliśmy - opowiada Kazimiera Sobczuk. Banderowcy nie weszli jednak do piwnicy. Na jego szczycie lochu ustawili karabin maszynowy i prowadzili ostrzał. Kiedy ustał Dunajowie wyszli z piwnicy i zaczęli uciekać w kierunku Łaskowa. Za zakrętem zatrzymali ich Ukraińcy. - Ustawili w szeregu pod lufami karabinu. Myślałam, że to koniec. Uratował nas Niemiec, który przybiegł od strony cmentarza w Łaskowie z białą flagą na kiju. Rozkazał, aby nie bić cywilów. Ukraińcy byli niepocieszeni. Mówili, przez zęby: „Ach my byśmy wam dali", ale puścili nas. Poszliśmy w stronę leśniczówki, a rano do Łaszczowa i Tyszowiec. Tam spędziliśmy Wielkanoc 1944 roku - opowiada Kazimiera Sobczuk. Uratować zdołała się Franciszka i Kazimierz Pukalukowie z kilkuletnią córką Zofią. Zdołali przedrzeć się do Perespy gdzie spędzili resztę wojny. Przeżyła Stefania Szopińska z domu Pukaluk (matka wójta Szopińskiego) i jej brat Bronisław. - Mama była na pierwszej linii frontu. Kiedy wycofywała się z koleżankami obok nich upadł pocisk artyleryjski. Dwie koleżanki zginęły, mama została przysypana ziemię i ich ciałami. Ogłuszona. Kiedy Ukraińcy chodzili dobijać rannych, ją oszczędzili. Myśleli, że jest trupem - relacjonuje historię mamy Lech Szopiński. - Zaczął się następny dzień. Już robiło się widno, a moje poszukiwania bliskich pozostawały bezowocne. W czasie penetrowania pobojowiska ukazały się nam straszne sceny. Widoki nie do opisania. Dużo zabitych i poległych koleżanek i kolegów, znajomych. Często wymordowane całe rodziny. Za kopcem klęcząca, wyglądająca jak żywa Regina Markiewiczówna, a niedaleko leżący na wznak, martwy Bolek Oleszak mający na szyi sznur po odciętym pistolecie. Dalej przytuleni do siebie młodzi Ligunowie. Józek „Długi" trzymał w ręku mały pistolet. Wyglądało na to jakby popełnił samobójstwo. Pod niespaloną szopą gospodarza Bartosza stały jak żywe, sztywne od mrozu, oparte o ścianę trzy siostry Bartoszówny: Aniela, Władzia, Lodzia, najładniejsze panny tej wsi - opisywał krajobraz po pacyfikacji Zbigniew Ziembikiewicz. - W nocy po ustaniu walk zarówno partyzanci jak i cywile zbierali rannych i zabitych. Zrobiono szybkie pochówki. Ciężej rannych odstawiono do szpitala w Tomaszowie Lubelskim. Wysiłek był tak duży, że padano ze zmęczenia - wspomina w swojej książce Bronisława Staszczuk- Walczyszyn ps. Jutrzenka, która od stycznia 1943 r. była w oddziałach „Rysia". W pacyfikacji zginęło około 200 mieszkańców wioski, w tym uciekinierów z innych miejscowości. To była ostatnia polska wieś na tych terenach. - Imienna lista ofiar jest wciąż układana. Po ostatnich uroczystościach jubileuszowych w Smoligowie spis dobija już do setki. Nazwisk niektórych zamordowanych nie da się już odtworzyć, bo zginęło sporo uciekinierów z Oszczowa i Dołhobyczowa - mówi Lech Szopiński. Gdy po latach do Smoligowa powrócili Polacy w studniach znajdowali ciała pomordowanych. Studnie zostały zasypane. „Takich studni - cmentarzy w Smoligowie było wiele. Po większości nie ma już śladu. Ludzie zasypali je, razem z trupami i ich tajemnicami. Tak było u Jóźwiaków, Czerniaków, Jakubczaków. U Jóźwiaków trup wypłynął ze studni, bo po roztopach wezbrała woda. Ludzie chodzili go oglądać. Zapamiętali, że miał na sobie wojskowy, polski mundur. - Widać było, że to był ładny chłopak. Ciemny blond, kręcone włosy. Tylko mu rękę podaj, aby wstał. Pod nim był jeszcze jakiś nieboszczyk. Jóźwiak tą studnię zasypał. Teraz nawet ciężko byłoby wskazać, gdzie się znajdowała - opowiada Kazimiera Sobczuk. - Tuż przy drodze była, śladu już nie ma - dopowiada jej mąż Tadeusz. Trupa w studni (choć jedni mówią, że przy studni) znalazł Edward Jakubczak. Rozkład ciała był tak zaawansowany, że nie można było się zorientować czy to był mężczyzna czy kobieta. Bieliły się tylko kości. Jakubczak szczątki nieszczęśnika i studnię zasypał. Nie ma także już studni, która znajdowała się przy budynku szkoły powszechnej. To do niej 27 marca 1944 r. ze strachu przed Ukraińcami skoczyła córka stróża szkolnego Karola Pukaluka. Dziewczyna utonęła. Starsi ludzie powiadają, że w tej studni pływało kilka trupów. Ludzie uznali, że studni wioskowej zasypywać ziemią jednak nie będą, że może się jeszcze przydać. Zamiast ziemi do środka nasypali gaszonego wapna. Przez parę dni woda buzowała, tak mocno, że omal piana nie wyszła na zewnątrz. Zżarło mchy z cembrowiny i ludzkie szczątki. Ludzie, przez parę lat po wojnie wyciągali z niej wodę. Lech Szopiński, wójt Mircza i jednocześnie regionalista mówi, że nie ma pewności, czy wszyscy ci potopieni żywcem to ofiary pacyfikacji wioski z 27 marca 1944 roku. Mogli zginąć później. - Jeszcze w 1945 roku, a nawet 1946 działała w okolicy sotnia Wowky".

Post Agnieszka Marciniuk 

#ToMyjesteśmyPamięcią #PlomienBraterstwa #ПолумяБратерства

#NeverAgain #WeRememberTheFact #ПамятаємоПравду #Reparacje #UkrainianReparationsForPoland #Odszkodowania #CzasZapłatyZaRzeź !!! #Polishholokaust #WW2 #WorldWarTwo #Wołyń #Kresy #UkrainianMurdered #OUN #UPA #UA #Ludobójstwo #Genocidum #Genocide #GenocidumAtrox #UkrainianCrimes #UkrainskieZbrodnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust