poniedziałek, 27 czerwca 2022

28 czerwca 1926 r. w niewielkiej wsi Wojtkowice Glinne położonej na terenie pow. bielskiego (woj. białostockie) urodził się Lucjan Deniziak „Orzeł”.

 


Lucjan Deniziak „Orzeł”


„Lucjan Deniziak urodził się 28 czerwca 1926 r. w niewielkiej wsi Wojtkowice Glinne położonej na terenie pow. bielskiego (woj. białostockie). Był synem Józefa i Zofii z Karpińskich. Rodzice wychowali go w duchu głębokiego patriotyzmu. Byli ludźmi żyjącymi skromnie – posiadali niewielkie gospodarstwo rolne o powierzchni 4 ha. Mimo niedużych zasobów finansowych starali się zapewnić synowi wykształcenie. Lucjan ukończył cztery klasy Szkoły Powszechnej w Wojtkowicach Starych, jego dalszą edukację przerwał wybuch wojny. 

Po zajęciu przez Niemców w 1941 r. Białostocczyzny Lucjan Deniziak zaangażował się w działalność konspiracyjną. Przyjął pseudonim „Orzeł” i był m.in. łącznikiem Uderzeniowych Batalionów Kadrowych (UBK) – zbrojnego ramienia Konfederacji Narodu (KN). Przysięgę od młodego konspiratora odebrał ppor. Stanisław Karolkiewicz „Szczęsny”.

„Orzeł” przewoził meldunki na trasie Białystok-Grodno-Lida. Pisemną sprawozdawczość ukrywał w gipsie, który nosił na rzekomo złamanej ręce. W 1944 r. został zatrzymany przez Niemców i wywieziony do obozu pracy. Zdołał jednak zbiec i powrócił do domu. Po zajęciu Białostocczyzny, latem 1944 r., przez Armię Czerwoną nie zerwał kontaktu z organizacją (był wówczas żołnierzem AK).

Deniziak rozumiał, że Ojczyzna znalazła się pod kolejną okupacją, a „polskie” komunistyczne władze są elementem sowieckiego systemu administrowania podbitym krajem. NKWD zwalczając polskie organizacje niepodległościowe dokonało na terenie Białostocczyzny szeregu aresztowań, których ofiarą padło ok. czterech tysięcy żołnierzy Okręgu AK Białystok, wśród nich był i „Orzeł”. Sowieci próbowali zwerbować go jako agenta – odmówił. Po latach wspominał:


„W międzyczasie zajechaliśmy do Ciechanowca, z Ciechanowca do Bielska [Podlaskiego] i do Białegostoku. Tam do wagonu i kierunek: Kotłas [obwód archangielski]. To jest na północ od Moskwy. Tam była selekcja. Transporty rozchodziły się do Archangielska i do Workuty. Nie wiedziałem, kiedy i czy w ogóle wrócę, bo nikt mi nie powiedział, na ile lat tam jadę. Powiedzieli tylko: Wojna się kończy, odbudujecie Sowietskij Sojuz i wtedy wrócicie do domu. Podróż trwała dwa tygodnie [z Białegostoku do Kotłasu]. W wagonie siekierą wyrąbany był dół kloaczny. Było nas może gdzieś z 50-ciu w tym wagonie. Ze dwa razy dali jeść w drodze. Kto umarł, to go wyrzucili w czasie postoju na stacji. Człowiek to był nieprzebranej siły, bo młody”.


Warunki bytowe, jakie panowały w obozie w Kotłasie, bo w tej miejscowości więziono „Orła”, były bardzo trudne. Przytoczmy kolejny fragment jego relacji:


„W moim barku było ze 160 ludzi. Spaliśmy na dwupiętrowych drewnianych pryczach. Nie wiem tego, ale wydaje mi się, że raczej jakaś selekcja była i kryminalnych z politycznymi nie mieszali. Rozmawiałem ze starszymi ludźmi, to opowiadali mi, że kryminalni lubili się wyżywać na innych. Często podstawiani byli przez dział specjalny do złamania politycznych. Nie pamiętam, aby w moim baraku zdarzały się jakieś napady. Owszem bywało, że czasami pajdę chleba jeden drugiemu ukradł […]. W Kotłasie pracowałem przy rąbaniu podkładów w lesie. Zwykły dzień wyglądał tak: pobudka o godz. 6 rano, mycie się, potem chleb dawali i kawę, czasami kawał śledzia tak twardego, że siekierami go cięli. Słone to było tak, jak by sama sól była. Ryba była zasolona i zamrożona […] była ogromna, miewała metr, a może i z półtora. No to smalnął po niej siekierą i rzucał każdemu kawał jak psu. Na obiad dawali w pracy tej „bałady”. W zasadzie była to kapusta, kasza, mąka. No, żeby to było gęste, to by dobrze było, ale to było takie rzadkie. Żadnych dodatkowych ubrań w czasie zimy nie dawali. Każdy miał watówkę, a tak to było wszystko obskurnie ubrane. Jakieś szmaty na nogach poobwiązywane”.


„Orzeł”, wychudzony i wynędzniały, pod koniec pobytu w obozie ważył 46 kilogramów, zdołał przetrwać niewolę. Do kraju, po zwolnieniu przez Sowietów, powrócił na wiosnę 1946 r. „Orzeł”, po powrocie z sowieckiego łagru, trafi w kulminacyjny moment trwającego na Białostocczyźnie antykomunistycznego powstania. Odnowił kontakty konspiracyjne i rozpoczął służbę w oddziale Pogotowia Akcji Specjalnej Komendy Okręgu NZW Białystok (PAS KO). Pogotowie Akcji Specjalnej, które pełniło rolę pionu bojowego NZW przeprowadziło w roku 1946 szereg akcji bojowych, których efektem był częściowy paraliż komunistycznej administracji na terenach ówczesnego woj. białostockiego. Pod koniec 1946 r. sytuacja podziemia niepodległościowego stawała się jednak coraz trudniejsza. 

3. Wileńska Brygada NZW (3. Brygada NZW), która stanowiła od września 1945 r. oddział PAS KO, została jesienią 1946 r. rozwiązana. Oddział pod koniec swego istnienia składał się z trzech drużyn piechoty i pododdziału kawalerii. Dowódca brygady kpt. Romuald Rajs „Bury” przed opuszczeniem terenów Białostocczyzny zdemobilizował kawalerzystów, a drużyny piechoty, którymi dowodzili ppor. Józef Puławski „Gołąb” oraz plut. Józef Korzeniowski „Osa” zostały oddane do dyspozycji Komend Powiatowych (KP) NZW. „Gołąb” został dowódcą PAS KP NZW Grajewo zaś „Osa” miał objąć komendę nad PAS KP NZW Bielsk Podlaski. Trzecia drużyna, którą dowodził sierż. Ryszard Sosnowski „Wydra”, pozostała jako oddział PAS KO w bezpośredniej dyspozycji komendanta Okręgu NZW Białystok, ppłk. Władysława Żwańskiego „Błękita”.

Na dalsze losy „Orła”, który w grudniu 1946 r. przebywał w domu, wpłynęły tragiczne wydarzenia, do jakich doszło w drużynie „Osy”. 6 listopada 1946 r. „Osa” wysłał dwóch swych podkomendnych, st. strzel. Edwarda Piwowarskiego „Lwa” i st. strzel. Kazimierza Kazimierczuka „Wilczura” w celu wykonania wyroku śmierci na leśniku podejrzanym o współpracę z komunistyczną bezpieką. Partyzanci rozkazu nie wykonali, uznali oni, że leśnik jest niewinny. Po ich powrocie do oddziału doszło do konfliktu z „Osą”. W efekcie plut. Korzeniewski padł od kuli, którą wystrzelił „Lew”. Następnie on i „Wilczur” zbiegli. Starszy strzelec Kazimierczuk opuścił Białostocczyznę, zaś st. strzel. Piwowarski nawiązał współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa (UB). Nastąpiła seria aresztowań.


„Najbardziej dotknęło to naszą wieś Wojtkowice – wspominał w 1993 r. „Orzeł” – Sprowadzili specjalne oddziały operacyjne z Warszawy, było tam sporo tych ruskich doradców, Urząd Bezpieczeństwa. 24 grudnia 1946 r. aresztowali moich kolegów i mnie. Wśród nich pamiętam, że aresztowani byli m.in. Lucjan i Zygmunt Marchel, którzy po kilku dniach zostali rozstrzelani. Przyjechał sąd polowy i na miejscu we wsi…”.


Bracia Marchelowie, którzy byli żołnierzami NZW, zostali skazani na kary śmierci 27 grudnia 1946 r. Wyrok wydał Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku, który jako Sąd Doraźny obradował na sesji wyjazdowej w rodzinnym gospodarstwie aresztowanych Marchelów. Komuniści spędzili, w charakterze widzów, ponad pięciuset mieszkańców pobliskich miejscowości. Bracia zostali postawieni przed plutonem egzekucyjnym jeszcze tego samego dnia. Przed wykonaniem, w rodzinnej miejscowości, wyroku, objęli się i w tej pozycji zostali zamordowani. Ciała przytulonych braci wywieziono i ukryto w lesie. Zostały one jednak odnalezione w 1947 r. Rodzina dokonała, w tajemnicy, pochówku na cmentarzu w Ciechanowcu (pow. bielski). Ciała wtulonych wciąż w siebie braci złożono w skrzyni w nieoznaczonej mogile. W 2017 r. ciała zamordowanych żołnierzy NZW odnaleźli pracownicy białostockiego Biura Poszukiwań i Identyfikacji. 1 marca 2020 r. bracia Marchelowie, w Ciechanowcu, zostali pochowani z pełnymi honorami.

Lucjana Deniziaka po aresztowaniu przewieziono do Ciechanowca. Podczas przesłuchania poinformował oficera śledczego UB, że posiada ukrytą broń. Dzień po aresztowaniu (25 grudnia) został przywieziony w pobliże Wojtkowic Glinnych, gdzie wskazał stojący w lesie dom, w którym ukrył pistolet maszynowy. Po zajęciu broni funkcjonariusze spisali protokół. „Orzeł” uznał, że nadarza się okazja do ucieczki. Dalszy bieg wypadków zrekonstruował w następujący sposób:


„Wiedziałem, że jeśli nie wykorzystam tego momentu, żeby uciec, to już innego nie będzie. Serce mi mało z piersi nie wytrysnęło […]. Wreszcie wszyscy rozeszli się po lesie, a przy mnie pozostał tylko jeden wartownik. Musiałem to wykorzystać. Powoli wysunąłem do przodu, tak że czułem, że zastawiłem mu nogę i wtedy lewym barkiem uderzyłem go gdzieś poniżej twarzy. Wartownik padł na plecy, a ja wyskoczyłem przed dom […]. Biegłem […] ze związanymi z tyłu rękami. […] Podbiegłem pod taką górę, a on krzyczy: «Stój skurwysynu!», ale ja – no cóż – idę do przodu. Wtedy wartownik «uderzył» serię w kierunku mnie. Dzieliło nas jakieś 30 m, więcej chyba nie. Biegłem pod tą górkę w lesie, to widziałem jak seria tych pocisków błysnęła po zamarzniętej ziemi przede mną. W tej chwili zrobiła się istna kanonada. Wszyscy strzelali, ale Panu Bogu w okno, po to, by mnie zdezorientować, bym nie próbował dalej uciekać. […] Popełniłem jednak taki błąd, że skierowałem się na dom pod lasem, na kolonii, w którym mieszkał członek organizacji Stanisław Kamiński. No i podchodzę do lasu, wyszedłem już na drogę, i z odległości około 20 m widzę, że stoi pod sosną dwóch ludzi. Pomyślałem sobie, że to może ten Kamiński ze swoim synem […]. Idę więc do nich. Zrobiłem krok i nagle słyszę: Stój! Ręce do góry! – Błyskawicznie zawróciłem i znowu biegiem na pole, bo drogę do lasu miałem już odciętą. […] Posypały się za mną serie z automatów. Po chwili dostałem pierwszą serię w lewą nogę. Z bólu podskoczyłem do góry. Kule przeszły na wylot. Druga seria trafiła mnie w pośladek […]. Znowu słyszę krzyk: «Stój!» – Przerażony stanąłem. Po chwili żołnierz podbiegł do mnie. Wtedy wstyd się przyznać, ja w płacz […]. Stał się jednak cud. W tej chwili, gdy żołnierz podbiegł do mnie i chwycił mnie za lewą rękę, ja z tyłu rozerwałem pas [którym miał skrępowane ręce]. Więc jak mu «smalnąłem» z lewej ręki – skąd siła, skąd odwaga? – to padł na ziemię, a ja od razu znów zryw do biegu. […] odskoczyłem na tyle, że zrezygnowali z pogoni za mną”.


„Orzeł” zdołał zbiec. Uzyskał pomoc „siatki” NZW. Po kilku dniach wypoczynku, 1 stycznia 1947 r., dołączył do oddziału PAS KO sierż. „Wydry”. Urząd Bezpieczeństwa po ucieczce „Orła” aresztował jego ojca – kolejne miesiące spędził on w białostockim więzieniu. Oddział „Wydry” liczył kilkunastu ludzi (10-15). Zastępcą dowódcy był sierż. N.N. „Mokry”. Oddział „Wydry” operował głównie na terenach pow. bielskiego i wysokomazowieckiego, a do jego głównych zadań należały: likwidacja informatorów komunistycznego aparatu represji oraz zaopatrywanie organizacji w środki finansowe, ponadto oddział PAS KO utrzymywał w terenie porządek poprzez zwalczanie pospolitego bandytyzmu. „Orzeł” uczestniczył w szeregu akcji, jakie wykonał oddział. Wykorzystywany był jako łącznik pomiędzy „Wydrą” a „Błękitem”. Komendant Okręgu NZW Białystok, ppłk. Żwański, bardzo cenił strzel. Deniziaka. W marcu 1947 r. „Błękit” i „Wydra” podjęli decyzję, iż „Orzeł” powinien skorzystać z komunistycznej amnestii. Uważali, że ułatwi mu to wykonywanie działań łącznika, nadto obawiali się o los przebywającego w więzieniu Józefa Deniziaka. Liczyli, że jeśli syn się ujawni, komuniści wypuszczą schorowanego ojca. „Orzeł” ujawnił się w Bielsku Podlaskim 20 kwietnia 1947 r. Decyzja ta okazała się o tyle słuszna, iż komuniści zwolnili Józefa Deniziaka.

„Orzeł” nie przerwał prowadzenia działalności niepodległościowej. Wciąż służył w oddziale „Wydry”, którego w sierpniu 1947 r. awansowano do stopnia podporucznika. Przeżył liczne boje i obławy – był świadkiem śmierci współtowarzyszy broni. W ręce komunistów wpadł 3 września 1947 r. Przeszedł krótkie, ale bardzo brutalne śledztwo. 27 października 1947 r. został skazany przez WSR w Białymstoku, sprawie przewodniczył sędzia ppor. Jan Płonka, na karę 8 lat więzienia. Wyrok odsiadywał w więzieniu w Płocku.

Wolność odzyskał 16 stycznia 1953 r., przez następne lata był prześladowany przez komunistyczną bezpiekę. Po roku 1989 zaangażował się w przywracanie pamięci o poległych towarzyszach broni. To dzięki jego staraniom odnaleziono w latach 90 mogiłę „Wydry” (ppor. Sosnowski zginął 16 października 1947 r.). „Orzeł” spowodował, iż grobem „Wydry” zaopiekowali się uczniowie Szkoły Podstawowej w Wyszonkach Kościelnych.

Major Lucjan Deniziak ostatnie lata życia poświęcił przywracaniu pamięci o poległych i pomordowanych współtowarzyszach broni. Mimo choroby nie rezygnował ze swej misji. Mógł liczyć na grono życzliwych ludzi, którzy wspierali jego działania. W tym miejscu należy wymienić oficerów i żołnierzy 4. Warmińsko-Mazurskiej Brygady WOT oraz mieszkającego w Lidzbarku Warmińskim Dariusza Warota.

22 listopada 2020 r. ten dzielny żołnierz i niezłomny patriota odszedł na wieczną wartę.” 



Post Narodowe Siły Zbrojne. 

Źródła: 

1. Michał Ostapiuk w artykule: https://przystanekhistoria.pl/pa2/teksty/87640,Orzel-z-Pogotowia-Akcji-Specjalnej.html?fbclid=IwAR3cQ9uc-oIPNSK1kJ1DorLU8Hef7Kx_jaW3uiijuGQoaGluomg3E6C9NFY

2. Źródło zdjęcia: profil koleżanki z fb Alicja Klementyna Mańkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#PolishHolokaust